Duże połacie pustyni, kurz, upał i miejsca, w których Bóg spotykał człowieka. Jordania jest trudna, wymagająca i piękna. Nie da się jej nie pokochać.
Pustynia, pustynia, oddech. Pustynia, pustynia, oddech. Gdybym miał w jakikolwiek sposób „streścić” Jordanię, zrobiłbym to właśnie tak. Przemierzasz duże połacie pustyni po to, żeby znaleźć niewielki punkt wytchnienia. W podróży po niej towarzyszy mi nieustannie myśl o Izraelitach wędrujących do Ziemi Obiecanej. Zaczynam inaczej rozumieć to, że lud tracił cierpliwość.
Wąż wywyższony
Jordania to ziemia kurzu i pyłu. Jeśli po niej chodzisz, będziesz musiał go strzepnąć z butów, a nawet z całego ubrania. Brakuje w niej wody. – Jordańczycy radzą sobie z tym przez mocno wyspecjalizowany system pozyskiwania deszczówki – mówi oprowadzający mnie po Jordanii Fadi Abdullah. Nie dziwię się temu. Faktycznie, poza wysychającym o tej porze Jordanem i słonym Morzem Martwym trudno mi dopatrzyć się na mapie Jordanii jakiegokolwiek innego akwenu. A kurz unosi się wszędzie. Czasem nie jestem w stanie odróżnić go od mgły. Tak było i wtedy, gdy stanąłem na górze Nebo.
Góruje nad nią posąg. Wygląda jak krzyż z wyraźnie zaznaczoną postacią Ukrzyżowanego. Te skojarzenia są bardzo odpowiednie – jest to przecież pomnik węża umieszczonego przez Mojżesza na palu dla ocalenia ukąszonych. Wystarczy pod niego podejść, zrobić parę kroków w przód i przed oczyma mieć ten sam widok, który roztaczał się przed Mojżeszem. Jego sanktuarium na górze Nebo opiekują się franciszkanie z Kustodii Ziemi Świętej. Piękny, przestronny kościół jest jednocześnie skarbcem mozaik podłogowych. Wędrując po Jordanii, będę mógł się przekonać, że mozaiki to domena tego kraju.
Przekroczyć Jordan
Podobno święta Maria, zwana Egipcjanką, patronka pokutujących grzeszników, żałujących prostytutek i aktorów, bardzo wcześnie rozpoczęła życie rozpustne. Któregoś dnia usłyszała wewnętrzny głos, nakazujący jej udać się za Jordan, przekroczyć go. Tam znalazła ukojenie i nawrócenie. Takiego oczyszczenia, jak sądzę, poszukują ludzie, których spotykam nad zakolem Jordanu. Ubrani w białe szaty, kąpią się w wodzie. W tłumie można dostrzec mężczyznę, który wypowiada słowa modlitwy i zanurza w wodzie kobietę – również ubraną w białą, długą szatę.
„Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” (J 1,28), napisał św. Jan Ewangelista. Czy to faktycznie Wadi al-Kharrar na wschodnim brzegu Jordanu? Jordańczycy podkreślają to na każdym kroku. To po „ich” stronie Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa. I jest to teza dziś uznana, odkrycia archeologiczne wskazują na to wyraźnie. Ruiny bizantyjskiego klasztoru, monumentalny kościół wybudowany na przełomie V i VI wieku i poświęcony Chrzcicielowi. Miejsce to było drugim punktem na mapie pielgrzymki Jana Pawła II do Jordanii. W tej właśnie okolicy powstaje wiele nowych kościołów, z których – jak słyszę i widzę – rzymskokatolicki ma być największy na całym Bliskim Wschodzie.
Oprócz kościelnych budynków interesuje mnie przede wszystkim codzienność katolików w tym muzułmańskim kraju: jak wyglądają wspólnoty parafialne, czym na co dzień żyją, jak prowadzone jest duszpasterstwo. Udaję się zatem do dwóch kościołów katolickich. Pierwszy znajduje się w Anjarze, drugi w Madabie.
Krwawe łzy Maryi
Anjara to niewielkie muzułmańskie miasto położone na wzgórzach Gilead, na wschód od doliny Jordanu. Jednym z pięciu miejsc, które odwiedził Jan Paweł II, było właśnie sanktuarium w Anjarze. Ojciec Jusuf Francis, kapłan z dziesięcioletnim stażem, zakochany w Ojcu Świętym z Polski („nie przypuszczam, żeby kiedykolwiek jeszcze pojawił się taki papież jak on” – twierdzi), wita nas niezwykle serdecznie. – Jezus przebywał w tym miejscu z Maryją – mówi. Z tej góry mogli oglądać całą Palestynę. Jezus wygłosił tu naukę na temat nierozerwalności małżeństwa. Kościół został zbudowany w 1925 roku, ale figura Matki Bożej, która się w nim znajduje, ma 200 lat. Kiedy 6 maja 2010 r. zapłakała krwawymi łzami, a po badaniach laboratoryjnych okazało się, iż z oczu figury Matki Bożej płynęła krew, Patriarchat Łaciński uznał nadprzyrodzony charakter tego wydarzenia. Od tamtej pory do sanktuarium napływa coraz więcej pielgrzymów. – Jak wygląda tutejsze życie parafialne? – pytam. – Parafia liczy około 50 rodzin – odpowiada ojciec Jusuf. – Prowadzimy szkołę, w której uczy się 150 dzieci, i sierociniec.
W podobnym tonie opowiada o duszpasterstwie katolickim w Jordanii ks. Firas Aridah. Człowiek petarda, temperamentny kapłan z Patriarchatu Łacińskiego Jerozolimy, wyświęcony w 2001 roku. Rozmawiamy w kościele Świętego Jana Chrzciciela w Madabie. Wspólnota parafialna, o której opowiada, liczy 9 tys. katolików. Mają cztery szkoły i przedszkole. Sytuację Kościoła rzymskokatolickiego w Jordanii ocenia pozytywnie: – Robimy wszystko, żeby świadczyć o wierze w naszym codziennym życiu, zwłaszcza w parafiach czy szkołach. Przyjmowaliśmy uchodźców, obecnie mamy w parafii 126 rodzin z Syrii. Są to rodziny katolickie, głównie obrządku chaldejskiego.
Zdaniem ks. Aridaha, Jordania jest najbardziej pokojowym krajem w tym regionie. – W zeszłym roku przybyło tu pół miliona pielgrzymów – mówi. – Mamy bardzo dobre relacje pomiędzy poszczególnymi Kościołami. Tu podkreślamy przede wszystkim, że wszyscy jesteśmy chrześcijanami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).