SB w latach 70. planowała skłócić wszystkich ze wszystkimi w Kościele. Prymasa Wyszyńskiego z kard. Wojtyłą, biskupów z kapłanami oraz wiernymi.
Świadczy o tym niezwykle ważny, bardzo obszerny dokument „Kierunkowy plan pracy polityczno-operacyjnej Departamentu IV MSW” z lat 1972–1978. Znajduje się on w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej i w ciągu najbliższych kilku miesięcy zostanie opublikowany.
„Plan produkcyjny”
Lektura tych dokumentów jest porażająca. Na kilkuset stronach zapoznajemy się z systematycznym, opracowanym w najmniejszych detalach planem rozbijania i niszczenia Kościoła. Podobnie jak w zakładowych planach produkcyjnych opisane są tu poszczególne fazy realizacji akcji antykościelnych, a także wymienione nazwiska setek funkcjonariuszy SB, którzy mają to realizować. Określone są także środki techniczne oraz finansowe, jakie mają zostać użyte dla ich realizacji. Działo się to nie w ponurych czasach stalinowskich, lecz w latach 70., gdy w kraju panował względny spokój, a szef partii i państwa Edward Gierek cieszył się jeszcze sporym kredytem społecznego zaufania. Plan przybrał postać specjalnych dyrektyw, przydzielonych do wykonania różnym szczeblom Departamentu IV w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.
Szatański plan
Zakładały one przede wszystkim skłócanie wszystkich ze wszystkimi: kard. Stefana Wyszyńskiego z kard. Karolem Wojtyłą, ich z kolei z dostojnikami kościelnymi Stolicy Apostolskiej, jednych biskupów z drugimi, a biskupów z wiernymi. Wszystko to miało doprowadzić do rozbicia Kościoła od wewnątrz, utraty zaufania wśród wiernych, zrujnowania wszystkich kościelnych autorytetów. Na gruzach prawdziwego Kościoła miała zostać wzniesiona sztuczna struktura, kreowana i kontrolowana przez funkcjonariuszy SB. Plan miał być realizowany za państwowe pieniądze i przy pełnej aprobacie kierowniczych ośrodków PZPR.
Zakładano m.in., że istnieje możliwość skłócenia kard. Wyszyńskiego z biskupami Ignacym Tokarczukiem, Herbertem Bednorzem, Jerzym Ablewiczem i Jerzym Strobą na tle zróżnicowanej taktyki postępowania wobec władz państwowych. Sądzono, że w kwestii relacji Kościół–państwo jest możliwe skłócenie kard. Wyszyńskiego z kierującym watykańską „polityką wschodnią” abp. Agostino Casarolim, a także prowadzącym w latach 70. rozmowy z władzami PRL abp. Luigi Poggim. Do procesu poróżniania hierarchii kościelnej włączono osławioną grupę D z Departamentu IV MSW. Jej funkcjonariusze otrzymali polecenia przygotowania i prowadzenia stosownych „działań operacyjnych”.
A mogło to oznaczać np. instalację urządzeń podsłuchowych w prywatnym mieszkaniu, ale także spowodowanie wypadku samochodowego i, co niewykluczone, zabójstwo. Na celowniku grupy D znaleźli się m.in. biskupi Ignacy Tokarczuk z Przemyśla, Herbert Bednorz z Katowic, Jerzy Ablewicz z Tarnowa i kard. Karol Wojtyła.
„Nasi biskupi”
Organa bezpieczeństwa chciały zwłaszcza mieć wpływ na wybór biskupów. Kierownictwo MSW przewidywało, że w 1976 roku kard. Wyszyński, kończąc 75 lat, złoży rezygnację z urzędu. Zwolniłaby się więc stolica prymasowska w Warszawie. Stare marzenie Stalina, który kiedyś w rozmowie z Bolesławem Bierutem westchnął: dobrze byłoby mieć swojego Prymasa, było ciągłą inspiracją dla „czekistów PRL”. Przede wszystkim starano się prowokować wydarzenia, które miały skompromitować tych kandydatów do biskupstwa, którzy z punktu widzenia władz byli niewygodni.
Dlatego na przykład KW MO w Szczecinie, przy współudziale grupy D, otrzymała polecenie „zdezawuowania” osoby miejscowego ordynariusza bp. Stroby, którego „resort” typował na potencjalnego kandydata na prymasa. Przybrało to m.in. formę systematycznie rozpuszczanych plotek na temat jego życia prywatnego. W innym miejscu rocznego „planu pracy” funkcjonariuszy SB napisano wprost: „w stosunku do biskupów, którzy z uwagi na swoje predyspozycje mogą być kandydatami Watykanu na stanowisko prymasa, a są nielojalni wobec władz państwowych (Wojtyła, Stroba, Tokarczuk, Ablewicz, Dąbrowski) stosować działania podrywające ich autorytet włącznie do kompromitowania”.
Z dalszych wskazówek operacyjnych możemy się dowiedzieć, jak wyglądały te działania w praktyce. Wszyscy z wymienionych biskupów byli przez cały czas śledzeni, podsłuchiwani, przeglądano ich korespondencję, lokowano w ich pobliżu tajnych współpracowników, fabrykowano na ich temat oszczercze publikacje, animowano obelżywe kampanie medialne. Śledzony był ich każdy ruch, każdy kontakt, działania publiczne oraz życie prywatne.
Cisi pomocnicy
Przy prezentacji tej ponurej taktyki nie można oczywiście pominąć pytania, czy tak głęboka interwencja w życie Kościoła w Polsce, w tym działania Episkopatu Polski, mogła być przeprowadzona wyłącznie siłami etatowych pracowników organów bezpieczeństwa. Prezentowane przez nas dokumenty nie pozostawiają co do tego złudzeń. Funkcjonariusze używali do realizacji swych podłych planów także duchownych, czasami były to osoby cieszące się dużym zaufaniem własnego biskupa. Tylko posiadając rozwinięte zaplecze operacyjne, Służba Bezpieczeństwa mogła planować: „Dalsze kompromitowanie bpa Ignacego Tokarczuka w opinii duchowieństwa i wiernych przez stworzenie silnej opozycji wśród kleru, dążąc do doprowadzenia do otwartych publicznych wystąpień księży, domagających się od władz kościelnych i państwowych odwołania go ze stanowiska ordynariusza”.
Natomiast w innym dokumencie rozpisany jest dokładny plan, jak „wyselekcjonować TW księży, szczególnie w diecezjach Przemyśl, Kraków, Szczecin, Łódź, Olsztyn, Włocławek, którzy w określonych sytuacjach będą publicznie występowali podkreślając lojalny stosunek do władz państwowych w przeciwieństwie do postawy ordynariuszy”.
Złowieszczo brzmią plany pozyskania tajnych współpracowników (TW) w 1978 roku: wprowadzenie TW do 17 kierownictw zakonów męskich, pozyskanie 7 TW i nawiązanie rozmów polityczno-operacyjnych z pracownikami Sekretariatu Prymasa, nawiązanie rozmów werbunkowych z ewentualnymi kandydatami na biskupów. Planowano z Wydziałem IV KW MO w Lublinie wytypowanie i pozyskanie 5 TW spośród średniej kadry kierowniczej KUL, zwłaszcza tych, którzy mieli szanse wejść do senatu. Ten sam plan realizowano w stosunku do Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Planowano również: „Wygrywanie ambicji wiodących ośrodków naukowych jak: KUL, ATK, Kraków – PWT, do stworzenia animozji na tle osiągnięć, ocen i awansów w celu powodowania stanów zniechęcenia do dalszej pracy naukowej bądź utrącania wartościowych naukowców Kościoła”. Penetracji agenturalnej miały podlegać także wszystkie kapituły katedralne, zwłaszcza w diecezjach kieleckiej, warszawskiej, gnieźnieńskiej, sandomierskiej i poznańskiej. Trzeba dodać, że nie wiemy, w jakim stopniu ten plan SB udało się zrealizować.
Niektórych licealistów jeszcze przed wstąpieniem do seminarium nakłaniano do współpracy i zalecano, aby doszli szczęśliwie do kapłaństwa. Wszystko po to, aby w przyszłości pomagali rozbijać Kościół od wewnątrz. Osobnym zagadnieniem było tworzenie nowych „punktów zabezpieczenia technicznego”, co w żargonie MSW oznaczało instalację urządzeń podsłuchowych. Trzeba dodać, że „pluskwy” zakładano we wszystkich kuriach i ważniejszych obiektach kościelnych. W przypadku siedziby Prymasa Polski w Warszawie, w dokumentach SB określonej jako obiekt „Czarodziej”, zapisano, że w 1976 r. należy „wykorzystać remont do rozszerzenia instalacji i poprawy jakości pracy”. W tym samym czasie zamierzano „rozszerzyć” podsłuch w gabinecie ks. Alojzego Orszulika, kierującego pracami Biura Prasowego, a także „wyjaśnić przyczynę utraty odbioru w jednym z pomieszczeń u biskupa Dąbrowskiego”.
Kierownictwo polityczne partii i państwa podpisywało w tym czasie międzynarodowe konwencje o ochronie praw człowieka oraz wolności sumienia, a jednocześnie pozwalało, aby państwowe urzędy prowadziły działalność przestępczą, której cel był jeden – podzielić i zniszczyć Kościół.
artykuł z numeru 03/2007 21-01-2007
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.