O budowie Domu Chłopaków w Broniszewicach i graniu w Bożego totka opowiada s. Eliza Myk, dominikanka.
AREK DRYGAS
Pluszowe pingwiny w dłoniach s. Elizy Myk to nieprzypadkowy rekwizyt. Dominikanki z Broniszewic zasłynęły zabawnym filmem, w którym udają... pingwiny.
Agata Puścikowska: Czujesz się bardziej szczęśliwa czy bardziej zmęczona?
Siostra Eliza Myk: Bardziej szczęśliwa. Oczywiście jest i wielkie zmęczenie, choć takie pozytywne, nie wyniszczające. Bo jeśli zmęczenie prowadzi do dobrego owocu, jest radosnym doświadczeniem. To jest jak ze zdobywaniem wielkiej góry: pojawia się wyczerpanie, ale w perspektywie mamy szczyt. A gdy widzę w oczach chłopaków szczęście, znika moje zmęczenie.
Ile zajęło Wam, dominikankom, zbudowanie nowoczesnego domu dla niepełnosprawnych chłopców?
Od wbicia szpadla do odbioru budynku minęły równe 22 miesiące. Od samego pomysłu i postanowienia, że musimy rozpocząć budowę – 4 lata.
Pamiętam początki i obawy, czy zdążycie, czy się uda. Przeżywałaś potem jakieś momenty załamania?
Załamanie to złe słowo, ale na początku budowy, gdy nagle odmówiono nam wcześniej obiecanego przez państwo miliona złotych, przeżyłam spory stres i to była chwila poważnego wahania. Bo już miało dojść do przekazania pieniędzy, a okazało się, że nic z tego. „Jak sobie poradzimy?” – martwiłam się. Ale zaraz pomyślałam: Bóg jest ponad urzędnikami. Wiedziałam, że Bogu zależy na tym domu, więc i moja niepewność trwała chwilę. On nie pozwoli, by rozpoczęta budowa dla naszych dzieci została przerwana. Miałyśmy przecież od Niego zapewnienie. I niedługo potem zostałyśmy zaproszone do programu „Warto rozmawiać”. Po nim – w ciągu miesiąca – telewidzowie zrzucili się i podarowali chłopakom potrzebny milion.
Otrzymałyście zapewnienie…?
Kiedy wiedziałyśmy już, że musimy budować nowy dom dla podopiecznych, bo inaczej chłopcy zostaną porozdzielani po ośrodkach w całej Polsce (a dla nich oznaczało to nawet ciężką chorobę lub śmierć), pytałyśmy Boga, skąd wziąć pieniądze. Otworzyłam Pismo Święte i przeczytałam słowa: „Szukajcie, a znajdziecie”. Ucieszyłyśmy się z siostrami, bo wiedziałyśmy, że to słowo od Niego. Wtedy jeszcze miałyśmy tylko jeden pomysł na zdobycie pieniędzy – kwesty. Tylko taką znałyśmy drogę: jeździłyśmy przecież po kościołach i żebrałyśmy nawet na chleb dla naszych dzieci, więc nastawiałyśmy się na żebranie o dom.
Wyżebrać 6-7 mln zł pod kościołami – to byłby wyczyn…
Oj tak. (śmiech) Myślę, że Pan Bóg bardziej sobie zdawał sprawę z trudności z tym związanych niż my. I najwyraźniej widział nasze zmęczenie, wiedział, że niekoniecznie byśmy wytrzymały fizycznie kwesty, wyjazdy, budowanie i opiekę nad dzieciakami. Więc sprawę usprawnił. Na kweście poznaliśmy dziennikarzy, którzy zaczęli nas wspierać medialnie. Okazali się podczas całej naszej budowy ogromnie pomocni w zbieraniu funduszy. Pan Bóg posłużył się po prostu mediami! Zaczęła się nasza przygoda z telewizją, radiem, prasą – niezaplanowane tournée przez media. Dla nas to był szok: jedziemy setki kilometrów, stoimy pod kościołem kilkanaście godzin. A efekt materialny? Bardzo różny, bywa, że bardzo skromny, jeśli weźmiemy pod uwagę wielki wysiłek. A potem idziemy do jakiejś telewizji, mówimy o domu dla chłopaków kilka minut i ludzie wysyłają pieniądze, a ściany domu rosną. Dla nas to był szok, bo akurat nasz wysiłek w tym był żaden lub niewielki. Pieniądze przyszły z nieba. Jednocześnie jesteśmy pewne, że właśnie ten osobisty kontakt z ludźmi podczas kwesty przed kościołami dał efekt duchowy: ludzie modlili się za nas, za darczyńców, i czułyśmy siłę tej modlitwy.
Modlitwa „nakręcała” wpłaty?
I pewnie też naszą odwagę w walce o każdy grosz. Wiedziałyśmy, że musimy wykorzystywać każdą szansę, czyli zaproszenia do mediów, szkolenia z fundraisingu, spotkania z ludźmi… Można prosić Boga o szczęśliwy kupon w totka, ale najpierw trzeba ten kupon wypełnić. (śmiech) Więc wypełniałyśmy te kupony różnorakich szans, a Pan Bóg działał, otwierając ludzkie serca. Dla mnie fascynująca jest obserwacja darczyńców i ich motywacji. Dlaczego zdecydowali się pomóc akurat naszym chłopcom? I to bezinteresownie, anonimowo? Źródłem bezinteresowności jest Pan Bóg. A chociaż wielu spośród naszych dobroczyńców to osoby niewierzące, to przecież wierzą w miłość i dobro. A my, siostry, wierzymy, że to Pan Bóg zaprasza do bycia dobrym. Dobro dzieje się przez Niego – On wykorzystuje różne ścieżki i narzędzia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).