Idąc przez życie, sami wybieramy ścieżki i sposoby zdobywania świętości. W swoich sercach stawiamy lustra i sprawdzamy, czy pasujemy do obrazu świętości, który sobie nakreśliliśmy. Nawet nie dostrzegamy, że w tych lustrach odbija się karykatura nas samych. To wciąż jest dzieło człowieka. List, 10/2006
W cierpieniu Bóg przeobraża serce człowieka. W tym celu wprowadza je w doświadczenie pustyni, które polega na przejściu przez sytuacje dotąd nieznane, utrapienie, głód oraz własną nędzę. Ta specyficzna forma cierpienia wiedzie do poznania tajemnic własnego serca. Proces ten przechodzą wszyscy biblijni przyjaciele Boga. Nie był on oszczędzony nawet tak wielkiemu prorokowi jak Eliasz.
Nie wiemy, w jaki sposób Eliasz został powołany ani jakie były początki jego działalności. Pismo Święte podaje jedynie, że urodził się w Tiszbe w Gileadzie. Poznajemy go w chwili, kiedy w groźnych słowach przepowiada królowi Achabowi długotrwałą suszę. Już jego imię, Elijahu – „Bogiem moim jest Jahwe”, nasuwa myśl, że za jego słowami krył się Boży nakaz. Prorocka misja Eliasza przypada na IX w. przed Chrystusem, kiedy to na skutek działalności Jezabel, fenickiej małżonki króla izraelskiego Achaba, w życiu narodu wybranego zaczyna dochodzić do głosu kult Baala, fenickiego bóstwa płodności. Achab postawił bóstwu świątynię w Samarii i za namową żony uśmiercił setki proroków Boga Jahwe. Ocalał jedynie Eliasz. „Sprowadzona” przez niego dwuletnia susza była karą za odstępstwo Izraela.
Konfrontacja nowego kultu z wiarą w jednego Boga osiąga swoje apogeum podczas próby na wzgórzu Karmel. Wydarzenia te barwnie opisuje pierwsza Księga Królewska w rozdziale osiemnastym. Na rozkaz króla cały lud zgromadził się na szczycie góry, aby być świadkiem swoistego pojedynku między Eliaszem a wyznawcami fenickiego bóstwa. Przygotowano dwa ołtarze ofiarne – jeden dla Baala, drugi dla Jahwe. Czterystu pięćdziesięciu proroków Baala przez kilka godzin bezskutecznie wzywało imienia swojego bóstwa, aby odpowiedziało ogniem, podpalając drewno na swoim ołtarzu. Tymczasem po modlitwie Eliasza „spadł ogień od Pana”; zapłonęło nie tylko drewno na ołtarzu Boga Jahwe, ale też trawa i kamienie wokół niego. Uniesiony zwycięstwem Eliasz wytracił wszystkich proroków Baala, następnie – przekonany o końcu swej misji – „otworzył niebo”, aby wreszcie spadł deszcz.
Ucieczka
Chociaż Eliasz wykazał podczas tej próby, że to Jahwe jest Bogiem prawdziwym, okazało się, że musi uciekać przed zemstą królowej Jezabel. Gdy dowiedział się, że pragnie ona jego śmierci, przestraszył się. Kiedy zaś, przez wyrok królewski, stał się człowiekiem wyjętym spod prawa, nie pozostało mu nic innego, jak szukać schronienia na pustyni. Uciekł nie tylko od królowej Jezabel, ale także od swej prorockiej misji, od odpowiedzialności za swój naród.
Porzucił nawet swego sługę, myśląc, że ten nie będzie mu już potrzebny. Wyczerpany całodzienną wędrówką siadł pod janowcem i żalił się Bogu. Do tej pory wszystko wydawało się w jego życiu iść właściwym torem. Był bohaterem Izraela, prorokiem Boga żywego, dokonywał dla Niego wielkich dzieł. A tu niespodziewanie, w momencie największego powodzenia, harmonia i pokój jego życia zostały doszczętnie zniszczone. Eliasz nie tylko zrezygnował z misji – prosił także Boga o śmierć. Wielki prorok, który słowem zamknął niebo, by nie dawało deszczu, który sprowadził na ziemię ogień, w jednej chwili zmienił się w zwykłego, przerażonego człowieka... Oto potęga ludzkiej słabości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.