Gdzie leży granica społecznego zaangażowania duchownych? Zastanawiają się nad tym niemieccy księża, po tym, gdy jeden z nich zatrudnił się na piwnym festynie Oktoberfest w Monachium jako... kelner - napisała Rzeczpospolita.
Ks. Rainer Maria Schiessler uważa, że ta praca pozwoliła mu lepiej zrozumieć sens słowa "służba". Swoje zarobki przeznacza na charytatywny projekt dla sierot z Senegalu.
Rewir 46-letniego duchownego składa się z ośmiu wielkich stołów na monachijskich Błoniach Teresy. Na koszuli nosi plakietkę z napisem "Rainer". Wszyscy wołają do niego po imieniu, gdyż głupio byłoby przecież mówić: "Proszę księdza, jeszcze jedno piwo" - czytamy w reportażu Sueddeutsche Zeitung.
Tydzień temu księdza Schiesslera zaproszono na rozmowę do kurii arcybiskupiej. - Duchownemu nie wypada być kelnerem - usłyszał od przełożonych. Jednak nie przejął się upomnieniem. - Czasami mam inne zdanie niż przełożeni - mówi. Stwierdził, iż podczas pracy na Oktoberfest nie zaprzestaje działalności duszpasterskiej, gdyż w wolnych chwilach nawraca piwoszy.
Monachijskiego duchownego krytykuje ksiądz Stefan Moszoro-Dąbrowski, polski kapłan Opus Dei. - Dziś potrzeba nam duszpasterzy na 100 proc. Przy takim braku księży na świecie żaden kapłan nie powinien marnować swojego cennego czasu.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.