W życiu doczesnym przegrał. Swoi go odrzucili, car wygnał. Wierzył w niego Słowacki. I proroctwo wieszcza, że „rozmodlone tłumy otoczą go w świątyni” spełniło się - abp Zygmunt Szczęsny Feliński został ogłoszony świętym.
„Niemożebne posłannictwo”
Przyjęto go z lodowatym chłodem. Nie dostrzegano, że w arcytrudnych warunkach abp Feliński próbuje budować program wielkiej narodowej odnowy. Pole manewru miał niezwykle wąskie. Margrabia Aleksander Wielopolski, naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego, był znienawidzony. Realizował wprawdzie ważne reformy społeczne, ale mandat do rządzenia brał jedynie z nadania cara. Jeszcze gorzej zachowywała się administracja rosyjska, nagminnie stosując represje i szykany. Radykalni przywódcy Czerwonych bardziej myśleli o wywołaniu buntu w całej Rosji, aniżeli kalkulowali polskie interesy narodowe. Biali mędrkowali, ale do żadnego czynu nie byli gotowi. Niektórzy liczyli na pomoc Zachodu, inni na wybuch rewolucji w Rosji. Feliński nie miał złudzeń.
Wiedział, że Zachód zostawi nas na łasce losu, a Rosja jeszcze do buntu nie dojrzała. Gdy Biali kłócili się z Czerwonymi, kiedy najlepiej rozpocząć powstanie, on przekonywał, że wobec dysproporcji sił powstanie w ogóle nie ma sensu i trzeba budować program odnowy moralnej, rozłożony na lata. Całym sobą zaangażował się w wir spraw kościelnych. Tworzył nowe dzieła, wizytował parafie, stawiał przytułki dla biednych. Udało mu się doprowadzić do otworzenia kościołów, zamkniętych po krwawych zamieszkach 1861 r., ale zakazał w nich organizowania demonstracji patriotycznych. Spotkały go za to wyzwiska oraz cała seria paszkwili, publikowanych przez podziemne wydawnictwa, w których był przedstawiany jako karierowicz i zaprzaniec sprawy narodowej. Duchowni, tkwiący po uszy w robocie konspiracyjnej, traktowali nowego metropolitę jako carskiego zausznika, a on sam swoją misję nazywał „niemożebnym posłannictwem”.
Wygnaniec i święty
Wybuch powstania 22 stycznia 1863 r. był dla abp. Szczęsnego Felińskiego dramatem. Wiedział, że zakończy się klęską, nie mógł jednak zostawić rodaków, kiedy spadły na nich okrutne represje carskiej soldateski. Napisał list do cara, wzywając go, aby osobiście pokierował sprawami polskimi. Sugerował, aby przywrócił Królestwu niepodległość, powiązaną z Rosją jedynie węzłem dynastycznym, a więc osobą cara. Oznaczałoby to powrót do sytuacji sprzed wybuchu powstania listopadowego. W Petersburgu jednak dominowała już frakcja wojenna, która w krwawym stłumieniu powstania widziała szansę na ostateczne rozwiązanie sprawy polskiej. Abp Feliński został z Warszawy odwołany, po tym, jak jego list potępiający rosyjskie represje został wydrukowany we Francji. Pod eskortą wojskową, jako więzień stanu, został przewieziony do carskiej rezydencji w Gatycznie pod Petersburgiem.
Rosjanie próbowali go przeciągnąć na swoją stronę. Nie zgodził się jednak przerwać kontaktów ze Stolicą Apostolską oraz potępić powstańców. Zdany na łaskę i niełaskę cara, napisał memoriał, w którym podkreślał prawo Polski do niepodległości: „Winić Polaków nikt nie może za to, że mając świetną i bogatą przeszłość historyczną, wzdychają do niej i dążą do uzyskania niepodległości. Tego gorącego patriotyzmu nie można Polakom poczytywać za zdradę, a prób odzyskania niepodległości, powtarzających się od stu lat, Rosjanie nie mają prawa potępiać”. Dla cara gra była skończona. Zesłał kapłana do Jarosławia nad Wołgą, gdzie arcybiskup mieszkał przez 20 lat, oddając się gorliwej pracy duszpasterskiej oraz tworząc dzieła dobroczynne. Po interwencji papieża Leona XIII w 1883 r. mógł opuścić granice Rosji. Osiedlił się jako kapelan domowy w majątku hrabiów Koziebrodzkich w Dźwiniaczce we wschodniej Galicji. Nie upadł na duchu. Służył prostemu ludowi, zarówno Polakom, jak i Rusinom, organizując misje ludowe, rekolekcje. Słynął także jako wytrwały spowiednik. Umarł w Krakowie 17 września 1895 r.
W pamięci następnych pokoleń pozostał jako mistrz życia duchowego, asceta, w gotowości dzielenia się z innymi hojny aż do granic własnego ubóstwa. Zapamiętano jego zapobiegliwość w tworzeniu instytucji kościelnych w warunkach trudnych oraz niezachwianą wierność papieżowi i Stolicy Apostolskiej. Dodać trzeba, że arcybiskup był również utalentowanym pisarzem. Autorem nie tylko niezwykle inspirujących rozpraw teologicznych. Napisał jeden z najciekawszych pamiętników w polskiej literaturze, prawdziwe arcydzieło kresowej gawędy. Otwarte pozostaje także pytanie, jak potoczyłaby się nasza historia, gdyby rodacy posłuchali arcybiskupa warszawskiego, gdy przestrzegał ich przed wybuchem powstania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.