Najciemniejsze święta Jasnej Góry

Zamiast życzeń były granaty, huk wystrzałów i krzyki w miejsce kolęd, ogień prawdziwy zamiast zimnych ogni. A jednak to były błogosławione święta.

Strzelanie i pisanie

Była noc z 8 na 9 listopada, gdy pod klasztorem zjawił się z oddziałem trzystu rajtarów Jan Wejhard hrabia Wrzesowicz. Ten Czech był ongiś dobroczyńcą klasztoru, teraz jednak postanowił wykorzystać swoje „znajomości” do opanowania twierdzy i – prawdopodobnie – uszczknięcia czegoś dla siebie. „Niespodzianie pod klasztorem około godziny dziesiątej w nocy z wojskiem stanąwszy, dla postrachu niezwyczajnym odgłosem trąb przeraził sługi Boże” – napisał w swoim pamiętniku „Nova Gigantomachia” przeor Kordecki. Trąby nic nie dały, ani prośby ni groźby. Bramy klasztoru pozostały zamknięte, zaś „nieprawy katolik” Wrzesowicz, „uniósłszy się gniewem, zapalił zabudowania przy kościele świętej Barbary i w pośpiesznym pochodzie do Krzepic odciągnął”. Przy okazji zrabował napotkane dobra klasztorne, uprowadzając kilkaset sztuk bydła.

Wrzesowicz wrócił pod klasztor 18 listopada, tym razem jednak jako przyboczny generała Müllera. Obrońcy dojrzeli z murów kolumnę 2250 ludzi, którzy roztasowali się w okolicach dzisiejszego Rynku Wieluńskiego. Część sił rozbiła obóz po przeciwnej stronie, w okolicach kościoła św. Barbary. Z obu stron – w odległości 300 metrów od murów – najeźdźcy usypali reduty artyleryjskie z ustawionymi na ich szczytach działami. Zaczęła się wojna dyplomatyczna na pełne ogłady listy i na znacznie mniej dystyngowaną wymianę kul armatnich. Szczególne nasilenie ognia nastąpiło 23 listopada. Przeor Kordecki opisał to bardzo obrazowo: „Padające kule łupią belki i wiązania dachów, latają ogniste pochodnie, a prochem ładowane bomby padają na dachówki kościoła; pozwijane kłęby konopi oblane smołą i żywicą rozniecają płomień”.

Całkiem inne wycieczki

W nocy z 24 na 25 listopada oblegających spotkała niemiła niespodzianka. 40 ochotników z załogi twierdzy, pod dowództwem Piotra Czarnieckiego, uczyniło wycieczkę. Śmiałkowie uderzyli na obie reduty artyleryjskie wroga, obchodząc je od tyłu. Zagwoździli dwa działa i wycięli ich obsługę. Wtedy również zginęli inżynier Fossis i pułkownik Horn, gubernator z Krzepic. Akcja podkopała morale wojska szwedzkiego, zwłaszcza że oddział wypadowy stracił tylko jednego człowieka. Kolejne dni przynosiły na przemian strzelanie i pertraktacje. 1 grudnia rozzłoszczony nieskutecznością obu metod Müller uwięził wysłanych z listami dwu zakonników.

10 grudnia generał odzyskał nadzieję. Z Krakowa przybyło sześć dział oblężniczych, w tym dwie potężne półkartauny w asyście dwustu piechurów. Nadzieja była uzasadniona, bo obie armaty zaczęły siać zniszczenie w stopniu znacznie większym niż inne działa. Już następnego dnia w jednym z bastionów powstał duży wyłom, uszkodzone zostały dwa forteczne działa, a kilku puszkarzy poległo. Naruszono też ścianę w zabudowaniach klasztornych. Następnego dnia wojska szwedzkie skierowały ogień na bastion św. Rocha, ale ze słabszym skutkiem. Wieczorem załoga klasztoru otrząsnęła się z szoku. Forteczni puszkarze ostrzelali kwaterę Müllera. Kula zabiła siostrzeńca generała, który spał na łóżku swojego wuja.

Świeży oddech

Ze względu na straszne półkartauny Sienkiewicz przeinaczył w swojej powieści bieg wypadków, przypisując Kmicicowi (którego na Jasnej Górze nie było) zasługę rozsadzenia największej kolubryny. W rzeczywistości pierwsze z dwu największych dział zostało rozbite 14 grudnia celnym strzałem z fortecy. W tej sytuacji inżynier Getkant zdecydował się na podkop. Sprowadzono górników z Olkusza, którzy zaczęli drążyć chodnik w celu założenia min. Robota szła opornie, bo lita skała nie poddawała się łatwo. 20 grudnia trzydziestu obrońców klasztoru zaatakowało jedną z redut i wpadło do chodnika, zabijając górników.

Wściekły Müller odrzucił prośbę przeora o zawieszenie broni na czas świąt i dzień 25 grudnia uczcił szczególnie zaciętą kanonadą. Nie wytrzymała tego druga półkartauna i… pękła.
Razem z działem skapitulował generał. Dla zachowania twarzy, następnego dnia wysłał list z żądaniem pieniężnego okupu za odstąpienie. Kordecki dyplomatycznie odmówił. To był koniec. W nocy z 26 na 27 grudnia wojska oblegające klasztor odeszły.

„Przyszedł przecie dla Ojców szczęśliwy dzień, w którym złożyli Bogu dziękczynne modły, a otwarłszy bramę klasztoru po przykrych oblężenia mozołach, zaczęli pod otwartym niebem swobodniejszym i zdrowszym oddychać powietrzem” – zapisał przeor. Nie wiedział wówczas jeszcze, że oddech złapała cała Rzeczpospolita. Polacy zobaczyli, że ze Szwedami można wygrać, zwłaszcza gdy z pomocą przyjdzie Najświętsza Panienka.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8