Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim "nova et vetera" - rzeczy nowe i stare. Te "stare" nie starzeją się nigdy. A "nowe" nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo. - abp Alfons Nossol
71. “Język co kłamie, z trzaskiem się złamie”
“Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu!”
Przyjechałem kiedyś do mojej Mamy. “Wiesz - mówi - nie mogę już z tą Ireną”. Słowo po słowie, dowiedziałem się. Otóż często dzwoniła do niej przyjaciółka. Potrafiła godzinę i więcej wytrzymać przy telefonie. “Zrób tak: jak zadzwoni, porozmawiaj kilka minut, połóż słuchawkę obok aparatu i potem co 5 - 10 minut podejdziesz i powiesz ‘tak, tak, no właśnie’, a ona niech nadaje do woli”. Za trzy tygodnie jestem u Mamy. Wita mnie opowieścią o telefonie! “Półtorej godziny gadała!” Uśmialiśmy się serdecznie. Prawda - szacunek dla niej, to najpierw szacunek dla słów. Jeśli ich zbyt wiele, człowiek traci kontrolę nad nimi. Stają się niczym owe zaczarowane przez ucznia czarnoksiężnika wiadra, które nosiły wodę bez końca, grożąc powodzią. Powódź słów - równie groźna dla człowieka i jego spraw. Powódź słów jak wezbrana rzeka może zniszczyć spokój, przyjaźń, miłość. A nadmiar słów i brak kontroli nad nimi prędzej czy później zakwita kłamstwem. To bezlitosna prawidłowość, którą nieraz obserwowałem w życiu. Dlatego pierwszym wykroczeniem przeciw VIII przykazaniu jest wielomówstwo, gadatliwość. Pierwszym zaś grzechem nie tyle kłamstwo, ile łamanie sekretu, tajemnicy.
Nie od razu tajemnicy wagi państwowej. Raczej tajemnicy, czy też sekretu płynącego z szacunku dla człowieka, dla osoby. Także dla samego siebie. Bo i o sobie nie powinien człowiek rozgadywać wszystkiego. A już na pewno nie każdemu. Nie wystarcza, że “powiedział, co wiedział”. Potrzebne jeszcze, by “wiedział, co powiedział”. I komu. Bo jeśli ktoś nie potrafi być dyskretny we własnej sprawie, to jak może liczyć na to, że ten drugi będzie dyskretny? Ileż przyjaźni rozbiło się z tego właśnie powodu… Waga sekretu i tajemnicy bywa bardzo różna. Od spraw banalnych i błahych po sprawy honoru, życia i śmierci. Każdy sekret powinien jednak zostać sekretem, nawet najbłahszy. Szacunek dla osoby i szacunek dla prawdy domaga się tego.
Czy jednak czasem nie należy wyjawić sprawy sekretnej, nieznanej, by w ten sposób zapobiec złu, albo pomóc w zdemaskowaniu i ukaraniu zła? Innymi słowy: czy godzi się donieść na kogoś? Sprawa jest i delikatna, i bardzo złożona. Przy podejmowaniu decyzji trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Pierwszy - to motyw. Czyli: dlaczego zastanawiam się nad oskarżeniem kogoś? Ile w tym chęci zemsty, dokuczenia drugiemu, zniszczenia wroga…? Ile rzeczywistej troski o sprawiedliwość i dobro? A jeśli jest to autentyczna troska, to czy nie ma innego sposobu zaradzenia złu? Doniesienie i oskarżenie, zwłaszcza publiczne, to jednak jakaś ostateczność - tak to w Ewangelii przedstawia Jezus (Mt 18, 15 - 17). A jeśli już doniesienie i oskarżenie, to tylko wtedy, gdy masz niezachwianą pewność, jak sprawy się mają. Bo łatwo skrzywdzić kogoś i stać się winnym bezpośredniego złamania przykazania: “Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.
Fałszywe świadectwo… Jeśli nad oskarżeniem i doniesieniem trzeba się zastanawiać, to problem składania fałszywych zeznań jest zupełnie przejrzysty: nie wolno nigdy i pod żadnym pozorem. A ciężar tego grzechu (bywa że nawet zbrodni) jest, jak mniemam, większy od ciężaru zła o które chodzi w fałszywych zeznaniach. Dlaczego? A no dlatego, że do istniejącego już zła, ktoś drugi dokłada kłamstwo i krzywoprzysięstwo. Cóż to dużo mówić… To wcale nie takie rzadkie w naszych czasach. A co gorsza, prawie zawsze znajdzie się usprawiedliwienie dla fałszywych zeznań: ma dzieci to go trzeba bronić, a on nie taki jeszcze najgorszy, bo by go posadzili na 5 lat. Nie mówię o innych “motywach” - o przekupstwie, a tu grzech jeszcze cięższy; o “bezinteresownej” chęci zniszczenia kogoś… Podobnie wielkim złem jest oszczerstwo, czyli kłamstwo wymyślone w jednym celu: by zniszczyć drugiego. I, dziwne, nie trafiło mi się nigdy usłyszeć w konfesjonale wyznania: “Zeznawałem fałszywie”. Widocznie z tym grzechem jedzie się do franciszkanów. Oby. Oby fałszywe zeznania liczyć sobie za grzech. I to wielki. Grzech, który musi zostać naprawiony!
Są i sprawy niby to mniejszej wagi - ale jakże potrafią uprzykrzyć życie, spodlić drugiego, nasiać zamętu, skłócić rodziny, parafie, wioski. Obmowa - niby prawda, ale tak przedstawiona, by zaszkodzić. A przecież prawda ma budować, nie szkodzić. Plotka - może prawda, może nieprawda… Nie sprawdzone, nie przemyślane, chlapnięte dalej. Źle, niepotrzebnie. Bo bez szacunku i dla prawdy, i dla osoby. A jak trudno naprawiać skutki plotek i obmów! Toż to zbieranie piór na wietrze.
Lubię słuchać «Nieszporów Ludźmierskich». I tego wołania w nich zawartego: “Język co kłamie z trzaskiem się złamie”. Złamie się, złamie. Kłamstwo ma zawsze krótkie nogi. Zwłaszcza w bardzo długiej drodze do wieczności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).