Andrzej w 16. roku życia przestał chodzić do kościoła. Przeszedł przez mrok wschodnich duchowości.
A jednak 28 czerwca Andrzej Lwowski został wyświęcony w Katowicach na diakona stałego.
Urodził się w 1977 r. we Lwowie. Dzieciństwo spędził w chylącym się już ku upadkowi Związku Sowieckim. Chodził do polskiej szkoły we Lwowie. Co niedzielę chodził też z mamą i siostrą do kościoła. Chrześcijaństwo podlegało tam szykanom, choć jako dziecko bardzo tego nie odczuł. Kiedyś nauczycielka zapytała, dlaczego nie przyszedł w niedzielę na „subotnik”, czyli pracę w czynie społecznym. Andrzej odparł, że był w kościele. A pani na to, widocznie przestraszona: „Cicho, cicho!”.
Niestety, jego religijność nie wyszła poza tradycyjne schematy. – Nie spotkałem Chrystusa. To nie była żywa wiara, więc zaczęła zanikać – wspomina.
Idź do spowiedzi
Po maturze pojechał na studia do Polski. Przestał chodzić do kościoła. – Wierzyłem, że Bóg jest, ale nie miałem z Nim żadnej relacji – wspomina. Przerwał studia w Śląskiej Akademii Medycznej, ale później znów przyjechał na Śląsk do pracy. Interesował się duchowością Wschodu.
– W MDK na Koszutce uczestniczyłem w kursie doskonalenia umysłu metodą Silvy. Przekonali mnie tam o paranormalnych zdolnościach ludzkich. Po trzech dniach kursu większość z nas umiała na podstawie imienia i nazwiska danej osoby zdiagnozować ją. Dzisiaj wiem, że to nie są naturalne zdolności i że może pod nie podczepiać się zły duch. Ciekawe zresztą, że te wszystkie rzekomo „naturalne” zdolności skończyły się po moim nawróceniu – zauważa.
Na szczęście dla niego zaczął też wchodzić do kościoła – „żeby poznać argumenty drugiej strony”. Miał już około 25 lat; mieszkał wtedy na Brynowie w Katowicach. – Wchodziłem do brynowskich kościołów. Słuchałem czytań, Ewangelii i kazania, a potem wychodziłem. Czasem ktoś narzeka na kazania, a ja dzięki kazaniom się nawróciłem! Musiałem śmiesznie wyglądać: niektórzy spóźniają się do kościoła o kwadrans, a ja robiłem na odwrót – śmieje się.
Po kilku miesiącach przechodził obok katedry Chrystusa Króla w Katowicach. – I wtedy przyszedł impuls, jakby zaproszenie, żebym poszedł do spowiedzi. Ta myśl była bardzo niecodzienna dla kogoś, kto nie spowiadał się od 10 lat... Pomyślałem: „Pogadam z tym księdzem” – śmieje się. Spowiednik nie dał chłopakowi jakiejś szczególnie poruszającej nauki. – Ale była już łaska sakramentalna! Pojawił się we mnie głód Eucharystii, zacząłem codziennie chodzić na Mszę. Niestety, tkwiłem też nadal w medytacji transcendentalnej, nawet nie wiedząc, że to grzech, i trenowałem jogę – opowiada.
Kolejny dobry impuls, za którym Andrzej poszedł, pojawił się pewnego wrześniowego wieczora 2003 r. w Siemianowicach. Chłopak szedł przez miasto, gdy zaczęły bić dzwony na Mszę. Wstąpił więc do kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego. Po Mszy proboszcz ogłosił, że w niedzielę rozpoczęło się przygotowanie do sakramentu bierzmowania dla osób, które dotąd go nie przyjęły. – Pomyślałem: „Panie Jezu, w sumie nie byłem bierzmowany... Ale już zaczęli!”. I w tym momencie proboszcz, po zrobieniu takiej pauzy, dodał: „Jeżeli kogoś nie było w niedzielę, a chciałby przystąpić do sakramentu bierzmowania, to teraz, po Mszy, jest spotkanie w salkach” – śmieje się Andrzej.
Magda na Koszutce
Poszedł. Prowadzący przygotowanie ks. Darek Kreis uświadomił mu, że nie da się pogodzić duchowości Wschodu z chrześcijaństwem. Po bierzmowaniu Andrzej zaczął też modlić się z animatorami Ruchu Światło–Życie. – Tam doświadczyłem, że Pan Bóg naprawdę działa w życiu tych ludzi, przez wydarzenia i swoje słowo – mówi. Problem w tym, że nie widział tego zbyt wyraźnie we własnym życiu... Nie czuł oparcia ze strony Boga. Myślał nawet, żeby oddać krzyż otrzymany na bierzmowaniu i powiedzieć: „Jezu, wierzę, że jesteś Bogiem, bo widzę, jak działasz w życiu innych ludzi, ale mi jest zbyt trudno”. Ale wtedy przypomniały mi się słowa św. Piotra: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”.
Wziął udział w Seminarium Odnowy Wiary u bł. Karoliny w Tychach, skorzystał ze spowiedzi generalnej na rekolekcjach ks. Jarka Międzybrodzkiego. Spalił książkę o białej magii, którą fascynował się w liceum. Zaczął modlić się codziennie słowem Bożym. Dojrzewał. – Od tego czasu łatwiej mi zrozumieć, co Pan Bóg do mnie mówi przez wydarzenia, przez nauczanie Kościoła, natchnienia, swoje słowo – podkreśla.
Firma, w której wtedy pracował, zmieniła siedzibę. Andrzej codziennie modlił się przed Najświętszym Sakramentem, poszukał więc najbliższego kościoła, do którego mógłby przychodzić w ciągu dnia na adorację. Tak trafił do oblatów na Koszutkę. Mniej więcej o tej samej porze przychodziła tu na adorację Magda, młoda organistka. Kiedyś zagadała do Andrzeja, czy chciałby dołączyć do wolontariuszy misyjnych, jeżdżących na Wschód. Chciał. Dzisiaj Magda jest jego żoną. Mają dwóch synów: 4-letniego Michała i ponadrocznego Jakuba. Andrzej kończy pisać doktorat z teologii. Był katechetą, pracuje przy parafii, prowadzi wraz z żoną warsztaty z pogranicza psychologii i duchowości; założyli też z Magdą małe wydawnictwo i wydali pierwszą książkę z tekstami ks. Krzysztofa Grzywocza.
Andrzej jest już piątym diakonem stałym w archidiecezji katowickiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.