3 września 2002 Jan Paweł II przewodniczył w Rzymie uroczystości beatyfikacji papieża Jana XXIII. Po 12 latach, 27 kwietnia 2014 papież Franciszek dokonał jego kanonizacji. Krótki, trwający niespełna sześć lat, pontyfikat tego papieża zapoczątkował nową epokę w Kościele, a niezwykła prostota, dobroć i witalność uczyniła z niego jedną z najbardziej wyrazistych postaci i symboli mijającego stulecia.
Proboszcz świata
Angelo Giuseppe Roncalli, syn włoskiej prowincji, urodzony 25 listopada 1881 r. w Sotto il Monte koło Bergamo w wielodzietnej chłopskiej rodzinie, prezentował najlepsze cechy bergameńskich górali: otwarty umysł, pogodę ducha, ufność wobec świata i ludzi, wreszcie głęboką wiarę, której nie zniszczył kontakt ze światem. Na wszystkich najważniejszych etapach swego życia: pracy w Kurii w Bergamo, aktywności w służbie dyplomatycznej Stolicy Apostolskiej, kierowaniu archidiecezją wenecką, czy przez cały czas swego pontyfikatu pozostawał tym samym człowiekiem — bezpośrednim, prostodusznym, dostępnym dla ludzi, otwartym na ich dramaty, współczującym i kochającym wszystkich. Obdarzony niezwykłym poczuciem humoru był bohaterem niezliczonej ilości anegdot, nieraz wprawiając w zakłopotanie swe kościelne otoczenie, nie przyzwyczajonego do jego niekonwencjonalnych zachowań. On pierwszy przełamał surową etykietę dworu papieskiego, tworząc taki model sprawowania posługi papieskiej, aby zachowując całą godność i majestat tego urzędu, zarazem uczynić go bliskim wszystkim ludziom. Jego pokora nie miała w sobie nic fałszywego, oddawała niezwykłą pobożność, którą poznajemy podczas lektury „Dziennika duszy”, zapisków powstających przez wiele lat kapłaństwa ks. Roncallego.
Być może, jak żaden z jego poprzedników, Jan XXIII odczuwał dramat papieskiego posłannictwa, łączącego w sobie profetyczną wizję Następcy Chrystusa na ziemi z twardymi realiami ziemskiego urzędu, uwikłanego w doczesne sprawy naszego świata i ludzkie słabości, a także zwykłą biurokrację, gdyż częścią papieskiej posługi jest przecież urzędowanie. Kuria Rzymska jest także urzędem. Jak każdy urząd nie lubi wielkich zmian, zwłaszcza takich, które wiążą się ze zmianą kształtowanego przez stulecia sposobu myślenia. Po śmierci Piusa XII ( 9 października 1958 r.) nie było zdecydowanego jego następcy. W ciągu pierwszych dni konklawe żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości głosów. 28 października 1958 r. wybrano patriarchę Wenecji, kard. Roncallego. Miał prawie 78 lat. Wielu być może sądziło, że Opatrzność Boża podaruje Kościołowi krótki, spokojny pontyfikat dobrodusznego staruszka, po którym dopiero zapadną rozstrzygające decyzje. Los zakpił z tych, którzy oddając swój głos na kard. Roncallego, kierowali się takimi rachubami. Papież, który przyjął imię Jan, nieużywane przez jego poprzedników od wielu stuleci, gdyż łączące się z pamięcią o nielegalnie wybranym w XV w. antypapieżu Janie XXIII, okazał się najbardziej radykalnym reformatorem Kościoła od wielu wieków. Kiedy 11 października 1962 r. otwierał obrady Soboru Watykańskiego II, kończyła się era Kościoła posttrydenckiego, zbudowanego w epoce kontrreformacji.
Ojciec Soboru
O zwołaniu kolejnego soboru powszechnego myśleli jego poprzednicy. Sobór Watykański I został przerwany w 1870 r., kiedy siły włoskie zdobyły Rzym i Państwo Kościelne utraciło resztkę suwerenności. Wprawdzie Sobór zdążył przyjąć dogmat o nieomylności Papieża w sprawch wiary i moralności, co formalnie zwalniało następców św. Piotra z konsultacji swych decyzji z pozostałymi biskupami, lecz jednocześnie pozostało powszechne odczucie, że szeregu spraw o zasadniczym znaczeniu zaledwie dotknięto w dokumentach soborowych. Zarówno Pius XI, jak i Pius XII myśleli o kontynuacji dzieła Soboru, jednak wybuch II wojny światowej, a później postępy komunizmu w Europie Środkowej oraz „zimna wojna” uniemożliwiły jego zwołanie.
Jan XXIII od pierwszych dni swego pontyfikatu nosił się z myślą zwołania soboru ekumenicznego, mającego na celu odkrycie nowych sił witalnych Kościoła oraz zjednoczenie wszystkich chrześcijan. Był głęboko przekonany, że najważniejszą decyzję swego życia podjął pod natchnieniem Ducha Świętego. Jak mówił: „Nagle i niespodziewanie powstała ta myśl w naszym pokornym umyśle. Pewność, że była ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn”.
Po ludzku myśląc, przeciwnicy Soboru mieli swoje poważne racje, aby z największą wstrzemięźliwością odnosić się do tego pomysłu. Kościół znajdował się w trudnej sytuacji. Europa była podzielona, miliony katolików żyjących w krajach tzw. realnego socjalizmu tworzyły Kościół milczenia. Był to szczytowy okres ekspansji komunistycznej. Na Zachodzie natomiast tworzyło się społeczeństwo konsumpcyjne, kontestujące dotychczasowe formy życia religijnego, a w końcu nawet samą wiarę. W tej sytuacji naturalnym wydawało się wołanie o zwarcie szeregów, trwanie przy tradycji, niezmienianie niczego w dziedzictwie otrzymanym po poprzednich pokoleniach.
Papież nie miał dokładnego wyobrażenia, czym miałby się zajmować Sobór. Była to idea natchniona, wymodlona, objawiona, ale też intelektualnie nieprzetworzona. Zasługą Jana XXIII było dołączenie do kręgu osób, przygotowujących założenia Soboru, grupy wybitnych teologów, którzy wierni doktrynie Kościoła, potrafili jednocześnie wskazać punkty, które rozwinięte w dokumentach soborowych oznaczały początek nowego otwarcia Kościoła na świat. Jan XXIII uczestniczył w części obrad, interweniował w kilku trudnych momentach, kiedy tylko jego autorytet umożliwiał dalszy sprawny tok obrad. Z jego inspiracji w dokumentach soborowych przyjęto nowe rozumienie Kościoła, nie tylko jako instytucji i hierarchii, lecz również jako Ludu Bożego, duchownych i świeckich, powołanych do życia w świętości, do apostołowania i kształtowania historii. Epokowe znaczenie miało dowartościowanie języków narodowych, a także reforma Liturgii. Stworzone zostały teologiczne podstawy do dialogu z Kościołami chrześcijańskimi, a także z innymi religiami i z niewierzącymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.