Na Madagaskar, wyspę wanilii, orchidei, baobabów i lemurów, o. Witold Oparcik trafił dwa miesiące po święceniach.
– Jestem z jego mieszkańcami od 45 lat – mówi misjonarz i prosi o okulary dla swoich parafian. By mogli korzystać z Pisma Świętego i modlitewników. A czasem po prostu nauczyć się czytać.
Podróż do jego parafii trwa ponad dobę. Samolotem, z przesiadką w Paryżu, do stolicy Madagaskaru Antananarywy leci się prawie 20 godzin. Potem 6 godzin samochodem, po niepewnych drogach, rozmywanych intensywnymi deszczami monsunowymi, i w obawie przed bandytami, którzy napadają podróżujących w poszukiwaniu łatwego zysku.
Madagaskar, o którym Arkady Fiedler pisał: „czarująca wyspa”, jest jednym z najbiedniejszych regionów świata. Większość ludzi żyje tu za mniej niż euro dziennie. Mimo zasobów naturalnych i walorów przyrodniczych, większość parafian o. Witolda Oparcika nie stać na przedmioty codziennego użytku czy lekarstwa. – Dlatego misjonarz oprócz walizki z naczyniami liturgicznymi wozi zawsze drugą, z podstawowymi medykamentami. Czasem trzeba kogoś zawieźć do szpitala, a innemu pomóc odbudować dom – mówi.
W promieniu 25 km od parafii św. św. Piotra i Pawła w Ambila rozsianych jest 15 wiosek, w których o. Witold służy średnio raz w miesiącu. Jeśli samochód się popsuje, trzeba dotrzeć pieszo, chociaż to, co przychodziło z łatwością 45 lat temu, dziś bywa poza zasięgiem.
– Mam swoje 72 lata. Pan Bóg pozwolił przeżyć wśród Malgaszów 45 lat. Dotarłem na wyspę tuż po święceniach i krótkim pobycie we Francji, gdzie uczyłem się języka. Tego, co przeżyłem na moich dawnych placówkach misyjnych: Manantenina, St. Jacques-Ampasy, Ifarantsa, Hazoambo, Ranomafana, Tsivory, Marotsiraka, Ebelo, Tolanaro, nie zapomnę do końca mego życia, choć ma się ono ku końcowi – mówi misjonarz.
W godle Republiki Madagaskaru znajduje się palma. – Z niej można zbudować wszystko. Nasze kaplice to w większości – oprócz trzech murowanych świątyń – takie betlejemki: dach z gęsto ułożonych liści dających cień i ochronę przed deszczem, ściany z trzonków, a podłogi z rozcinanych pni. Parafianie przychodzą z buszu, czasem wiele kilometrów. Część nie umie czytać. Wierzą w jednego Boga. Są prości, ale radośni. Hodują ryż, czasem bydło. Przyjmują misjonarza, bo wiedzą, że niesie nie tylko pomoc duchową, ale i materialną – mówi o. Oparcik, dodając, że Polskę kocha jak matkę, ale Madagaskar jak żonę. Chce być do końca wierny ludziom, do których posłał go Bóg. Wkrótce spodziewa się ośmiorga młodych ludzi związanych z wolontariatem misyjnym przy kościele Świętego Krzyża.
21 lipca misjonarz kończy swój blisko trzymiesięczny urlop w ojczyźnie. Udało mu się zdobyć nieco pieniędzy dla dzieci ze szkoły prowadzonej przez siostry zakonne, na kilkanaście rowerów dla wędrownych katechistów i… okulary dla parafian. – Lekarstwa i produkty optyczne są bardzo drogie. A wielu Polaków zmienia oprawki co kilka lat. Może więc w szufladach zalegają jakieś zapasowe czy stare okulary, które mogą się przydać moim parafianom? – zastanawia się o. Witold.
W zbiórce pomaga mu ks. Karol Oparcik, wikariusz parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie. – Zupełnie niedawno, dzięki mediom społecznościowym, udało się nam odkryć, że jesteśmy rodziną. Cieszę się, że moja parafia może zaangażować się w ten sposób na rzecz misji – mówi kapłan, prosząc, by okulary dostarczać do parafialnej kancelarii na Ursynów do 13 lipca. – Najlepiej, by były opisane – jakie mają szkła. Przydadzą się zwłaszcza okulary o mocy od +1 do +3 dioptrii. Potrzebne są także przeciwsłoneczne – dodaje.
W ciągu 10 dni udało się zebrać dwa kartony darów. Podobne akcje zorganizowali wcześniej m.in. franciszkanie, którzy zebrali 2,5 tys. okularów dla misji w Kenii.
Praca polskich misjonarzy św. Wincentego à Paulo na Madagaskarze rozpoczęła się w 1970 r. wraz z przybyciem ks. Huberta Sinki, wcześniej pracującego w Brazylii. Ojciec Oparcik dotarł tu w 1973 r. Od tego czasu posługiwało na „czarującej wyspie”, nazywanej pierwotnie Wyspą św. Wawrzyńca, 20 kapłanów tego zgromadzenia. Dziś pozostało czterech. – Mamy coraz więcej rdzennych powołań. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka lat okazało się, że to Malgasze zaczynają przyjeżdżać do Europy ewangelizować Stary Kontynent. Z ich naturalną radością i silnym przywiązaniem do wartości rodzinnych byliby wspaniałymi świadkami wiary – mówi o. Witold Oparcik.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.