– Bóg strzeże nas na wiele zdumiewających sposobów. Moja historia jest tego przykładem – mówi Sam Childers, który w 2013 r. za pomoc humanitarną, jaką niesie w Afryce, otrzymał nagrodę Matki Teresy.
Niektórzy nazywają go afrykańskim Rambo. Gdziekolwike się pojawia, padają pytania, jak w czasie wojny pogodził Biblię i karabin. Odpowiada spokojnie: – Czytacie Biblię? Kim byli Dawid, Gedeon? To ludzie Boga, walczyli, bo musieli. A wojsko, policja? Dobrzy ludzie, którzy służą społeczeństwu. Mają broń, aby w sytuacji zagrożenia bronić ludzi.
Historia Childersa posłużyła za scenariusz filmu „Machine Gun Preacher” („Kaznodzieja z karabinem”) z Gerardem Butlerem w roli tytułowej. Childers spisał swoje życie w książce „Another Man’s War” (w Polsce ukazała się pt. „W obronie innych”). Koszmar, z którym się zetknął w Sudanie i Ugandzie w czasie szalejącej tam wojny, był porażający. Ocalił setki, jeśli nie tysiące osób. Dziś założona przez niego organizacja Angels of East Africa (Anioły Wschodniej Afryki) żywi kilkanaście tysięcy osób miesięcznie. Wybudowane przez niego sierocińce pomagają setkom dzieci. – To nie moja zasługa. To wszystko Bóg uczynił – komentuje krótko. W lutym po raz kolejny odwiedził Polskę.
Przypominam sobie i wtedy płaczę...
Przyznaje, że ostatnie 22 lata jego życia to „Boże działanie”. – Pytają mnie, skąd to wiem. Odpowiadam, że jeśli Bóg daje ci inspirację, to najpierw tego nie chcesz. Ja nie chciałem. Mógłbym żyć dobrze w Stanach. Miałem świetnie prosperującą firmę.
Gdy po burzliwym życiu znalazł się w Sudanie i Ugandzie, doszedł do wniosku, że sukces, który odniósł wcześniej, stracił na znaczeniu. – Afryka stała się moim życiem – przyznał. Trafił tam w czasie wojny, w 1998 roku. Pojechał, aby kłaść dachy. Chwycił jednak za karabin i bronił ludzi przed masakrami dokonywanymi przez rebelię tzw. Bożej Armii Oporu (Lord’s Resistance Army – LRA). Dowodził nią poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny szaleniec Joseph Kony. Rebelia pochłonęła życie ponad 100 tys. ludzi.
Od czasu zakończenia wojny Childers stworzył osiem różnych projektów pomocy dla sierot, w tym pięć sierocińców. Wybudował siedem szkół (obecnie trwają prace nad ósmą), ponad czterdzieści studni, naprawił dwadzieścia pięć. Obecnie, wobec konfliktu w Sudanie Płd., jego organizacja dostarcza miesięcznie żywność dla 12 tys. uchodźców. Dożywia też 2 tys. dzieci w slumsach Kampali, stolicy Ugandy. Tego już w filmie nie zobaczymy. – Film to hollywoodzka opowieść i nie zawsze wszystko wiernie oddaje – mówi Sam. – Gdy go oglądam, przypominam sobie zdarzenia, których nie ma w filmie. I wtedy płaczę… – przyznaje.
Przepowiednia
Jego życie jest pełne kontrastów. Gdy był dzieckiem, jego matka dwa razy usłyszała od różnych pastorów, że syn zostanie kaznodzieją. Młodość jednak tego nie zapowiadała. – Byłem złym, niebezpiecznym gościem – wspomina. Dziś, gdziekolwiek się pojawia, dzieli się świadectwem życia i nawrócenia. Opowiada o wychodzeniu z nałogów.
Wspomina ojca, który uczył go, aby chronić bezbronnych. Odezwało się to w nim po latach. Childers w czasie rebelii w Sudanie i Ugandzie bronił zwykłych ludzi, mieszkańców ws, bo rebelianci LRA nie znali litości. – To byli szaleńcy, zdaniem niektórych opętani przed diabła. Terroryzowali wioski. Atakowali mężczyzn, kobiety i dzieci. Siekli maczetami, palili żywcem, zmuszali do kanibalizmu – opisuje tamte dni.
Kiedy w USA opowiadał o tych zdarzeniach, padały pytania o zasadność jego działań: czy jeden człowiek może coś zmienić? – W jednej z masakr zabito 5 tys. ludzi – mówi. – Szkielety leżały w stosach jeden na drugim. Zobaczyłem ciało dziecka rozerwane przez minę. Stałem nad tym drobnym ciałem i wiedziałem, że było kiedyś czyimś ukochanym dzieckiem… – opowiada. I wspomina kobietę, która dała mu odpowiedź na pytania o sens udziału w „nie jego wojnie”. – Zobaczyliśmy kilku żołnierzy LRA otaczających młodą kobietę. Gdy nas ujrzeli, uciekli. Kobieta była pokrwawiona, chcieli jej odciąć pierś. Jakiś rok potem na ulicy podeszła do mnie i radośnie zaczęła mnie ściskać. Nie poznałem jej. Mówiła, że myśmy ją wtedy ocalili. W tamtej chwili poczułem, jakby Bóg mówił do mnie, że nawet jeden człowiek może coś zmienić.
Bóg może cię ocalić
– Moja historia dowodzi, że bez względu na to, jaką osobą byłeś lub co zrobiłeś w przeszłości, jest nadzieja na zmiane twojej przyszłości. Ale nie czekaj, aż ktoś, a zwłaszcza Bóg, zrobi to za ciebie – przekonuje. W wieku 11 lat zaczął brać narkotyki; mając 16 lat, zarabiał już grube pieniądze na handlu nimi. – Obstawiałem transakcje z bronią w ręku. Miałem wiele kobiet, skrzywdziłem wiele rodzin. Wdawałem się w częste bójki. Byłem w tym dobry. Mogłem umrzeć, prowokowałem bezsensowną śmierć – wymienia.
Dziś mówi wprost: – Nie dasz rady ocalić sam siebie, ale Bóg może to zrobić. Złóż nadzieję w Chrystusie, wstań, strząśnij pył i ruszaj!
Jego przemiana dokonała się w czerwcu 1992 roku, po strzelaninie w barze. – Mogłem wtedy zginąć, dotarło do mnie, że żyjąc takim życiem, jestem skończony.
Odstawił narkotyki. Dzięki żonie wrócił do wiary (jest protestantem). – Jakiekolwiek masz uzależnienie, musisz je pokonać siłą woli. Ale oddaj się Bogu. On ci pomoże. Ja oddałem życie Chrystusowi. Jedynym uzależnieniem, które cię nie zniszczy, jest Bóg – mówi.
Zawsze żył na krawędzi. – Cokolwiek przyniesie przyszłość, na tej krawędzi pozostanę. Bóg nie zmienia historii twego życia, nie zabiera twego ognia i energii, ale zabiera ci stare serce i daje nowe, oczyszczone. Ja bez tego pragnienia życia na krawędzi nigdy nie zrobiłbym tego, co się udało zrobić przez te ostatnie kilkanaście lat.
Mówiąc o powrocie do wiary, zauważa: – Łatwo pomylić emocje z potęgą Boga. Emocje są potężną siłą. Lecz jeśli poza nimi nic cię nie dotyka, to oznacza, że twoje serce jeszcze się nie zmieniło.
Sam ufa Bogu: – Tam, w buszu, setki razy powinniśmy zginąć. Bóg strzeże nas na wiele zdumiewających sposobów. Czasem działa też na odległość.
Wspomina historię, gdy wpadł w zasadzkę. Potem dowiedział się, że w tym samym czasie jego żona w USA poczuła, że musi wstać, aby się za niego modlić. – Jestem przekonany, że wtedy mieli nas zaatakować, lecz Bóg zesłał armię aniołów, które szły u naszego boku. Ci z LRA drżeli na nasz widok. Przeszliśmy bez strzału. Możesz wierzyć lub nie, ale tak było.
Jak się modli? – Staram się mieć kontakt z Chrystusem w codzienności. Odnosić do Nego każdą chwilę. Gdy jadę motorem czy myję zęby… rozmawiam z Nim.
Posłuży się twą przeszłością
Obecnie Childers i jego Anioły Wschodniej Afryki na projekty pomocowe (do Ugandy i Sudanu doszła Etiopia) pozyskują ok. 2 mln dolarów rocznie. On sam prowadzi dziesięć różnych działalności, od budownictwa po firmę ochroniarską. Wszystko to wspiera działalność dobroczynną. – Nie chodzi o robienie pieniędzy, ale o pomaganie ludziom. Obecnie w Ugandzie dajemy zatrudnienie 420 osobom.
Pokazuje bieżące projekty. – Mamy plantację matoke. 70 ludzi tu pracuje. A tu widzisz spichlerz, który wybudowaliśmy, największy w okolicy. Powstaje też postój dla ciężarówek. Będzie więcej pracy dla ludzi.
Stawia na rolnictwo, – Ostatnie zbiory były bardzo dobre.Wyżywiliśmy sieroty w Sudanie Płd. Nazbieraliśmy ryżu na osiem miesięcy. W 2016 r. zebraliśmy 25 ton ryżu. W zachodniej Ugandzie, gdzie jest susza, mogliśmy zapewnić ryż dla ponad 900 rodzin.
On sam w USA ma sklep motocyklowy. Dochód z motorów też wspiera dzieło Aniołów. – Gdy Bóg wkracza w twe życie, chce użyć twych umiejętności, posłużyć się twą przeszłością. Ja byłem złym facetem, a teraz ratujemy dzieci.
Były też takie sytuacje jak ta: – W czasie wojny przyleciałem do Stanów, by zebrać pieniądze na ambulans. Potrzeba było 33 tys. dolarów – wspomina Sam. – Udało mi się zebrać zaledwie tysiąc. Wtedy zadzwonił pewien człowiek. Nie znałem go. Zaoferował, że dołoży brakującą sumę. Nie wiedział, ile brakuje. Okazał się słowny. Na lotnisku wręczył mi w papierowej torbie 32 tysiące. Mieliśmy ambulans, mogliśmy pomagać ludziom.
Obecny program żywieniowy pochłania 50 tys. dolarów miesięcznie. – Jest coś, co musisz wiedzieć o Chrystusie. On wie, co jest w naszych myślach – mówi Childers. – I wierzę, że błogosławi naszym działaniom, bo On wie, jak my wydamy te pieniądze – na pomoc dzieciom.
– Bóg mówi do nas w różny sposób, a my często tak to interpretujemy, aby nie robić tego, czego On od nas chce. Kiedy patrzę na wszystko, co się dokonało od czasu wybudowania pierwszego sierocińca, widzę, że to tylko Boże działanie. A jeśli ktoś chce pomagać ludziom w Afryce Wschodniej, to powiem: nieważne, kim jesteś, wybuduj studnię, a ocalisz tysiące istnień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).