Grób Heleny Kmieć, zamordowanej rok temu w Boliwii wolontariuszki misyjnej, już stał się miejscem modlitwy, nie tylko dla jej bliskich.
Odwiedzili go m.in. uczestnicy Libiąskiego Orszaku Świętych „Holy Wins”, którzy 31 października 2017 r. przemierzali ulice miasta, krzycząc: „Co robi święty? Zwycięża!”. Na plakacie marszu, obok wizerunków świętych, znalazło się zdjęcie Heleny Kmieć. – Jesteśmy przeświadczeni, że ona właśnie zwyciężyła – mówił ks. Sebastian Kozyra, wikariusz parafii św. Barbary w Libiążu, z której pochodziła wolontariuszka. – Mamy prawo tak myśleć, patrząc na to, co dzieje się przy grobie Helenki, do którego przybywają grupy z całej Polski, a także z zagranicy – dodał.
Helena Kmieć zginęła 24 stycznia 2017 r. Informacja o zamordowaniu polskiej wolontariuszki misyjnej, która kilkanaście dni wcześniej wyjechała do Boliwii w ramach Wolontariatu Misyjnego „Salwator”, obiegła polskie media dzień później. Wcześniej o tragedii dowiedział się wujek zamordowanej – bp Jan Zając. To on przekazał wiadomość rodzinie. „Helenka poszła do nieba” – powiedział.
Pamięć o wolontariuszce trwa przede wszystkim w parafii, z której pochodziła. – Co miesiąc podczas adoracji Najświętszego Sakramentu młodzież modli się o spełnienie się woli Bożej wobec Helenki, ale także o to, by jej śmierć wydała błogosławione owoce w życiu Kościoła – wyjaśnia ks. Sebastian Kozyra. Często swoich uczniów zabiera na cmentarz, by pomodlili się przy grobie Helenki. – Niektórzy pytają: „Czemu ona była taka wyjątkowa?”; „Czy gdybym ja umarł, to też miałbym tak uroczysty pogrzeb?”. Być może nie rozumieją, dlaczego Helenka jest wzorem. Dlatego warto im mówić o jej życiu – tłumaczy ks. Sebastian.
Nie dawała mi spokoju
Inaczej wyglądają odwiedziny grup i osób, które docierają na libiąski cmentarz. Niektórzy przyjeżdżają z daleka. Tak jak pracujący w Boliwii ks. Krzysztof Domagalski. Księdzu Kozyrze w pamięci utkwiła także grupa kilkudziesięciu pielgrzymów z Piotrkowa Trybunalskiego. – Pamiętam, że obudził mnie domofon, w którym usłyszałem nieznoszące sprzeciwu: „Proszę natychmiast schodzić, chcemy się pomodlić w kościele” – wspomina ks. Sebastian. – Urzekło mnie, że chcieli nie tylko nawiedzić cmentarz, ale także wejść do kościoła, w którym Helenka przyjęła sakramenty.
Była także grupa kilku osób z parafii św. Mikołaja w Pszennie, w diecezji świdnickiej, z proboszczem ks. Kazimierzem Gniotem. – Ona, można tak powiedzieć, nie dawała mi spokoju – mówi kapłan. Podkreśla, że parafianie do wyjazdu i modlitwy przy grobie Helenki podeszli z wiarą, nie była to dla nich zwykła wycieczka. Zdaniem ks. Kazimierza wolontariuszka z Małopolski może być doskonałym przykładem życia, zwłaszcza dla młodzieży. – Jej beatyfikacja to tylko kwestia czasu – jest przekonany ks. Gniot.
Grupy, które przyjeżdżają na grób Heleny Kmieć, często proszą o informacje o niej, folder do zabrania. Dlatego parafia przygotowała obrazki – z jednej strony jest zdjęcie wolontariuszki, z drugiej modlitwa: „Panie Jezu Chryste, prosimy, aby objawiła się Twoja wola wobec Helenki, która poświęciła swój czas i zdolności, aby dawać świadectwo Twemu Słowu i Miłości. Niech się raduje z Tobą w niebie, niech wstawia się za nami. Niechaj Ewangelia Krzyża uczy nas ducha ofiary, w słabościach daje moc, radość w czynieniu dobra, a we wszystkich trudnościach życia – światło i wytrwanie”.
Jest łaska
Jak zaznacza ks. dr Andrzej Scąber, delegat arcybiskupa krakowskiego do spraw kanonizacyjnych, zgodnie z normami kanonicznymi proces beatyfikacyjny Heleny Kmieć mógłby się rozpocząć, jeżeli pięć lat po jej śmierci opinia o świętości będzie się „utrzymywała i wzrastała”. – Drugi warunek to walor eklezjalny, czyli pytanie o to, o czym ta postać mogłaby przypominać wiernym. W przypadku Heleny to byłyby pewnie słowa Ewangelii, że „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” – mówi ks. Scąber. Podkreśla, że dokładnie tak brzmi przesłanie zeszłorocznego papieskiego motu proprio „Maiorem hac dilectionem”, w którym Ojciec Święty uznał, że heroiczne ofiarowanie życia jest kolejnym, obok męczeństwa, heroiczności cnót oraz trwającego od wieków kultu, powodem do beatyfikacji i kanonizacji. – Nie ma możliwości, by przypadek Heleny Kmieć prowadzić jako proces męczennicy za wiarę. Do zabójstwa musiałoby bowiem dojść „z nienawiści do wiary”. Tymczasem tutaj mieliśmy prawdopodobnie do czynienia z napadem rabunkowym – tłumaczy kapłan. Szczegółowe ustalenie okoliczności śmierci będzie zresztą przedmiotem ewentualnego procesu karnego, który może podejmą prokuratura i sąd w Boliwii.
– Kluczowe będzie ustalenie, czy istniało realne zagrożenie życia i czy Helena pojechała do Boliwii, wiedząc, że może ją tam spotkać coś złego – mówi ks. Andrzej Scąber. Oprócz tego w procesie badany byłby związek między ofiarowaniem życia a przedwczesną śmiercią; praktykowanie cnót chrześcijańskich (jak mówi papieski dokument, „przynajmniej w stopniu zwyczajnym”) oraz istnienie opinii świętości. Do beatyfikacji potrzebny będzie także zatwierdzony cud. – Może to być postępowanie z pogranicza procesu prowadzonego drogą heroiczności cnót oraz dotyczącego męczennika – mówi ks. Scąber. – Do tej pory nikt takiego procesu nie prowadził – zauważa.
Formalnie sprawa beatyfikacji Heleny Kmieć będzie się mogła rozpocząć za cztery lata. Po podjęciu decyzji o procesie konieczna będzie też prośba do biskupa Cochabamby o zrzeczenie się kompetencji w tej sprawie na rzecz arcybiskupa krakowskiego. – Zgodnie z przepisami prawa kanonicznego to biskup miejsca, w którym zginęła Helena, jest kompetentny, by rozpocząć jej proces beatyfikacyjny – mówi ks. Scąber. – Taką zmianę musi też zatwierdzić Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. To będzie pierwszy krok, jeśli proces miałby być podjęty – wyjaśnia.
Z myślą o ewentualnym procesie beatyfikacyjnym Heleny Kmieć zbierane są świadectwa, które docierają do parafii św. Barbary w Libiążu. Wśród listów jest relacja księdza, który uczestniczył w pierwszej części pogrzebu Helenki w Trzebini. Myśląc o tym, że gdyby jej życie nie zostało brutalnie przerwane, Helenka mogłaby zostać dobrą matką, modlił się o wyproszenie daru dziecka dla pewnego małżeństwa, które nie mogło doczekać się potomstwa. „Końcem maja dostałem od nich wiadomość – wraz ze zdjęciem USG – że jest dziecko, które poczęło się ok. 22 lutego, czyli cztery dni po pogrzebie. Jest zatem łaska i wdzięczność” – napisał kapłan. Do świadectwa dołączył… zdjęcie USG.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.