Polskie albertynki na zimnej Syberii dają dzieciom chleb. I są jak ten chleb – dobre.
Nowe życie
– Większości naszych dzieci pomóc się udało i udaje się do dziś. Najpierw pracowałyśmy w ramach projektu „Odnaleźć siebie w życiu”, stworzonego przez mieszkańca Usola, a finansowanego przez Caritas. Obejmował setkę dzieci. Udało się od władz pozyskać lokal, wyremontować go. Tam dzieci spotykały się na zajęciach reedukacyjnych, tanecznych, plastycznych, jeździłyśmy na rowerowe wycieczki, zakupiłyśmy łyżwy. No i oczywiście karmiłyśmy dzieciaki do syta...
Brat Albert swoje siostry tego nauczył: najpierw trzeba biedakowi dać jeść, potem ubranie i dach nad głową, a dopiero później zacząć mówić o Bogu.
Albo również i o nauce. – Kiedyś pytam małego Aloszę, dlaczego on ciągle ze szkoły ucieka. A on mi odpowiada bardzo szczerze: „Bo źle w szkole siedzieć, gdy brzuch głośno burczy” – s. Gabriela kiwa głową. – I miał chłopak rację.
Dlatego najpierw siostry zaczęły kupować dla dzieci jedzenie. Ale było to mało opłacalne, drogie i w dodatku niepełnowartościowe. Siostrzane fundusze szybko się kurczyły. – Zaczęłyśmy więc same gotować i piec chleb. Smacznie, zdrowo, choć najpierw bardzo skromnie. Ot, brało się serdelków, kroiło na malutkie cząsteczki, robiło sos. I był do polania makaronu czy ryżu. Jedliśmy wszyscy razem: siostry, dzieciaki. I wszystkim smakowało.
Z czasem (gdy sponsorzy i dobrzy ludzie wsparli pracę sióstr) posiłki były coraz bogatsze, zawsze swojskie i zdrowe. W dodatku siostry zaczęły uprawiać ogródek i sadzić własne ziemniaki. To duży zastrzyk warzyw, witamin i oszczędności. A posiłki? Na własnych warzywach smakowały wyśmienicie. Więc i wymierne efekty u dzieci były widoczne. Wielu podopiecznych, nawet tych starszych, kilkunastoletnich, wróciło do szkoły, kontynuowało naukę, zdobywało zawód, a nawet kończyło studia. – Obecnie to dorośli ludzie, niektórzy poznali się u nas w świetlicy, pobrali, żyją w dobrych katolickich rodzinach, bo przyjęli chrzest. Wielu naszych wychowanków pomaga teraz siostrom jako wolontariusze.
Praca u rodzinnych podstaw
Siostry pracowały (i pracują) też z rodzinami. – To arcytrudne środowisko. Dziesięcioro dzieci, różni ojcowie, matki niewidzące możliwości lepszego życia. Bez perspektyw i chociażby dokumentów.
Bo zgubić w Usolu dokumenty łatwo. Szczególnie gdy złodziejstwo się szerzy. Ale wyrobienie nowych to ogromny trud i koszta. Tymczasem bez dokumentów człowiek prawnie nie istnieje. Więc zaklęte koło biedy i wykluczenia toczy się jak syberyjska kula śniegowa. Zimna, bezduszna, zataczająca coraz szersze kręgi. – Pomagałyśmy więc w pozyskaniu nowych dokumentów, co pozwalało części rodzin stanąć na nogi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.