O tym, czym jest szczerza spowiedź, mówi augustianin o. Piotr Lamprecht w rozmowie z Agatą Puścikowską.
Agata Puścikowska: Młody kapłan w konfesjonale. Bywa trudno?
O. Piotr Lamprecht: Fizycznie rzeczywiście czasem bywa ciężko. Jakiś czas temu spowiadałem non stop przez pięć godzin. I to mój, młodego spowiednika, rekord. Ale czasu poświęconego w konfesjonale nie postrzegam w kategorii trudno–łatwo. To jest moje powołanie i wielki dar. Właśnie spowiedź jest dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem kapłaństwa. Niemal codziennie pozwala mi „podglądać” w realny sposób działanie łaski. Widzę, jak podczas spowiedzi człowiek odnawia relację, przymierze z Bogiem.
Zawsze?
Bywają spowiedzi różnej jakości. Jednak wciąż doświadczam takich, w których widać Bożą łaskę i dobre, gruntowne przygotowanie osoby spowiadającej się.
Dobre przygotowanie oznacza wypełnienie, po kolei, wszystkich warunków spowiedzi?
Zasadniczo tak. Jednak tutaj trzeba uważać, by całej spowiedzi nie sprowadzić do jakichś „formułek”, które po kolei skrupulatnie trzeba „odhaczać”. Staranność, by spełnić warunki, jest oczywiście podstawą. Ale istotą spowiedzi jest dążenie do odnowienia więzi i relacji człowieka z Panem Bogiem. Każda relacja rzeczywistej bliskości, zarówno między Bogiem a człowiekiem, jak i między dwojgiem ludzi, musi przecież być oparta na szczerości i prawdzie.
W relacji człowieka z człowiekiem czasem o szczerość trudno. W relacjach z Bogiem podobnie...
Więc żeby szczerość zbudować, trzeba jej naprawdę chcieć. A po drugie świadomie przygotować się do niej. W jaki sposób? Kościół daje nam ku temu wspaniałe, a proste narzędzia. W Wielkim Poście jesteśmy zachęcani do postu, jałmużny i modlitwy. W przypadku spowiedzi właśnie modlitwa, rozmowa to najlepszy sposób, by przełamywać bariery, otwierać się, wzajemnie słuchać. Jeśli chcemy wyspowiadać się w sposób szczery, potrzebna jest wcześniejsza rozmowa z Bogiem. Pomaga modlitwa adoracyjna, kontemplacyjna: wtedy nie mówimy, a staramy się słuchać Pana Boga. Dobrym narzędziem, które pomaga w szczerej spowiedzi, jest też czytanie Pisma Świętego. W konkretnych przykazaniach ukryte jest nasze życie, nasze wady i grzechy. Trudne nauki Chrystusa, na przykład do faryzeuszy, są skierowane i do współczesnych. Słowo, jeśli odczytamy je dla siebie, czasem może nawet zranić, bo dotyka naszej słabości i grzechu. Jednak ostatecznie leczy.
Podobnie jest chyba ze spowiedzią – czasem boli. Potem leczy.
Boli, bo po ludzku ciężko jest mówić o sobie złe rzeczy. Ciężko opowiedzieć o swoim osobistym piekiełku drugiej osobie. Oczywiście wierzymy, że spowiadamy się Bogu. Ale w sensie psychologicznym przełamanie się przed spowiednikiem – człowiekiem może stanowić sporą trudność. Ale uwaga: ten nasz lęk powodowany wstydem wcale nie jest taki zły. Jest raczej naturalny. Adam i Ewa po tym, jak zgrzeszyli i zauważyli, że są nadzy, zaczęli się wstydzić. A co mieli zrobić? Obnażać się przed światem? My działamy podobnie: wstydzimy się zła, które zrobiliśmy, więc jakoś staramy się skryć. Gdyby tego wstydu zabrakło, oznaczałoby to, że przestaliśmy być wrażliwi na czynione przez nas zło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).