Nie tylko H2O

Wyruszył do Afryki, aby uczyć miejscowych zakładania oaz. Czy dlatego, że są tam miejsca, w których łatwiej o zasięg telefonii komórkowej niż o dostęp do wody pitnej? Nie tylko. Chodzi mu też o dostęp do Wody Żywej.

Reklama

Kiedy Piotrek Stopa podejmował studia z hydrogeologii, już myślał o misjach. Nie interesowały go bardziej dochodowe dziedziny geologii jak ta złożowa czy naftowa. Wiedział, że raczej przyda mu się znajomość wód podziemnych i umiejętność budowania studni. 23-letni inżynier hydrogeolog jest też od lat zapalonym oazowiczem. Ruch Światło–Życie pokazał mu, czym jest wiercenie w poszukiwaniu wody żywej. Piotrek odkrył, że Polak może nauczyć Afrykanina czegoś o oazach, nie tylko tych, w których źródłem życia jest woda, rozumiana jako tlenek wodoru, czyli: „związek chemiczny o wzorze H2O, występujący w warunkach standardowych w stanie ciekłym”.

Z Piły do buszu

A konkretnie do Amakuriat w Kenii. Żeby tam wyruszyć, trzeba być trochę szalonym... po Bożemu. Dla Piotrka droga do Afryki zaczęła się na rekolekcjach oazowych po pierwszej klasie liceum. Formował się we wspólnocie przy parafii kapucynów w Pile. – Odbyło się jakieś spotkanie o misjach i coś mnie w tym zaintrygowało. Zaczęło się rodzić pragnienie, ale jeszcze niesprecyzowane – opowiada. Myśl dojrzewała powoli. Było też pytanie o kapłaństwo, ale szybko okazało się, że nie tędy droga. Na studiach w Krakowie, przy okazji wyjazdu do Rzymu na spotkanie Taizé, wydarzyło się coś przełomowego.

– Grupę prowadził o. Maciek Zieliński, kombonianin. Opowiedziałem mu, co mi chodziło po głowie. Niebawem rozpocząłem formację w ruchu świeckich misjonarzy kombonianów. W programie dwuletniej formacji, która odbywała się w trybie weekendowym, były też wyjazdy do Afryki. Piotrek był tam dwa razy. Podczas pierwszego, miesięcznego pobytu w Kenii, w tym samym czasie, zupełnie niezależnie, dwie dziewczyny z Polski prowadziły tam pierwsze rekolekcje oazowe. To było połączenie, którego Piotrek szukał – misje plus oaza. Włączył się w dzieło. 27 lutego 2016 roku moderator generalny Ruchu Światło–Życie oficjalnie posłał go do Kenii, aby zakładał oazy. Piotrek wyjechał w połowie marca. Wróci za pół roku, aby dokończyć studia magisterskie, a potem...

– Wolę nie planować zbyt dokładnie, ale myślę o wyjeździe na 2 lata – mówi.

No preaching

– Ludzie w Afryce są z natury bardzo otwarci na rzeczywistość duchową – zauważa Piotrek. Żerują na tym różne sekty, które mnożą się w Kenii jak grzyby po deszczu. – W autobusach oprócz tabliczek z napisem: „No smoking” można też zobaczyć inne – „No preaching” (nie głosić kazań). Zdarza się, że taki kaznodzieja po prostu wchodzi, wygłasza mowę, a potem przechodzi z czapeczką i zbiera ofiary. Jak podkreśla młody misjonarz, ludzie w Afryce nie czekają tylko na paczki żywnościowe. Potrzebują też Boga. Okazuje się, że całkiem dobrze przyjmuje się tam polski ruch oazowy, który jest w stanie odpowiedzieć na tę potrzebę. Coś, co powstało na gruncie zupełnie innej kultury, chwyta także i tam.

– Na przykład Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, czyli deklarację abstynencji, podpisuje wielu uczestników rekolekcji – zauważa Piotrek. Nieważne, czy wódka jest z kukurydzy czy z żyta. Alkoholizm jest przecież ten sam. – Poza tym w tamtej kulturze duże znaczenie mają symbole. Dlatego bogata symbolika celebracji oazowych trafia do ludzi. W zalewie sekt, w których stawia się na skrajne emocje, Ruch Światło–Życie pokazuje głębię Kościoła katolickiego.

Łowić rybaków

Pierwszy etap misji Piotrka będzie trudny. Oprócz organizowania rekolekcji i prowadzenia formacji już istniejących wspólnot musi trafić do serc kapłańskich. – Najważniejszym celem mojego wyjazdu, od którego realizacji zależy, czy oaza tam się zakorzeni i przetrwa, jest to, czy zdołam zachęcić kapłanów, aby przekazać im charyzmat Ruchu. Muszę znaleźć chętnych księży do współpracy. Czeka mnie w tej sprawie spotkanie z arcybiskupem Nairobi – zapowiada pilanin. – Dotychczasowy model działania, według którego my dajemy ludziom materiały i pojawiamy się tylko raz w roku na rekolekcje, nie sprawdza się. Trudno im wzrastać. Potrzebują formacji stałej, a do tego niezbędni są kapłani, którzy podejmą charyzmat oazowy jako narzędzie ich pracy duszpasterskiej i misyjnej.

To nie safari

Już podczas pierwszego pobytu w Afryce Piotrek przekonał się, że misje wiążą się z krzyżem. Najpierw zobaczył, że warunki bytowe są ciężkie. – Mieszkaliśmy w Korogocho, najniebezpieczniejszym slumsie Nairobi, który rozciąga się dookoła ogromnego wysypiska śmieci. Jest tam bardzo duże stężenie metali ciężkich, w glebie, we krwi. Powietrze jest toksyczne. Ludzie szukają w śmieciach jedzenia czy innych rzeczy. Jest mnóstwo przestępczości. To było dobre doświadczenie, bo zrozumiałem, że nie jestem turystą. W misji Amakuriat, gdzie znajduje się obecna baza Piotrka, jest o wiele lepiej: w miarę wygodnie i względnie bezpiecznie. – W buszu są znacznie lepsze warunki niż w slumsach – zapewnia Piotrek.

Wyzwaniem są różnice kulturowe i problemy w komunikacji. Na pytanie o choroby i zagrożenie terrorystyczne Piotrek odpowiada: – To dla mnie sprawy drugorzędne. Owszem, może trafić się malaria. Wtedy trzeba będzie ją odchorować. A terroryści? Raczej mało prawdopodobne, że ich spotkam.

Piotrek opowiada jednak pewne zdarzenie z rekolekcji oazowych, które współprowadził: – Mieliśmy spotkanie w miejscu poza ośrodkiem. Podczas modlitwy nagle usłyszeliśmy strzały, dość blisko od nas. Okazało się, że był to napad. W tamtym regionie to się zdarza. Grupy bandytów napadają czasami na domy lub ludzi przemieszczających się bocznymi drogami. – Gdy rok wcześniej mieszkałem w slumsie, tam głównymi odgłosami nocy były wycie psów i strzały. Ale raczej nie zamartwiam się tym wszystkim – przyznaje Piotrek. Jak mówi, bardziej zwraca uwagę na piękno Afryki, która zachwyca dziką, egzotyczną przyrodą i niezwykłą otwartością tamtejszych ludzi.

Jest zgoda

Trochę inaczej na całą sprawę patrzy jego mama Małgorzata. Kiedy słucha niektórych opowieści, ciężko wzdycha. – Jestem w Ruchu Światło–Życie od 1979 roku. Z mężem poznaliśmy się właśnie na oazie. Jesteśmy teraz w Domowym Kościele. Jak tylko pojawiły się dzieci, modliliśmy się, żeby Pan Bóg pomógł nam je wychować na wiernych, szlachetnych, oddanych Bogu ludzi. No to się udało – mówi pani Małgorzata, trochę przez łzy. – Jest ciężko, ale widzimy z mężem, że mu zależy. Syn powiedział: „Bez waszego błogosławieństwa nie pojadę”. To zadecydowało, że mąż powiedział: „To jedź!” – mówi pani Małgorzata.

– Wiedziałem, że rodzice modlą się o rozeznanie, więc zagrałem va banque, mając nadzieję, że nie będą sprzeciwiać się Bogu – mówi Piotrek.

– Gdy syn zaczął się przygotowywać, chwyciłam za różaniec i zaczęłam Nowennę Pompejańską o rozeznanie dla niego. Modlitwa przyniosła mi pokój serca. Gdy ją skończyłam, podjęłam następną o błogosławieństwo na czas misji. Wiem, że tak już będzie zawsze – kończę jedną, zaczynam drugą – mówi pani Małgorzata, po czym dodaje: – Powiem szczerze, że przychodzą mi nieraz takie myśli, że on może nie wrócić. Aż boję się powiedzieć, ale... jest na to moje przyzwolenie. Nie wiem, jakie Pan Bóg ma plany wobec niego.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama