O walce z ciężką chorobą, sile modlitwy i cudzie w poszukiwaniu dawcy szpiku z Arturem Górskim rozmawia Agata Puścikowska.
W Polsce potencjalnych dawców jest ok. 100 tys. W Niemczech 3 mln…
Polska baza potencjalnych dawców szpiku powinna być powszechnie dostępna i rozreklamowana. Jednak gdybym nie zachorował na białaczkę, nie miałbym do dziś pojęcia, że w ogóle taka baza istnieje i że można być dawcą. Podobnie wielu innych zdrowych nie zna problemu. Inna rzecz, że mnóstwo osób nie zdaje sobie także sprawy, co to jest przeszczep. Wokół tego pojęcia krążą jakieś fałszywe, szkodliwe mity. Dlatego potrzebna jest edukacja, informacja zarówno dzieci, jak i dorosłych. I wreszcie ważna kwestia: motywacja. Generalnie zostajemy potencjalnymi dawcami szpiku dla drugiego człowieka, z myślą o nim. Chrześcijaństwo daje doskonałe podstawy do takiej motywacji. Świadomi, dojrzali chrześcijanie powinni dawstwo szpiku uważać nie tylko za obowiązek, ale wręcz za przywilej. Myślę, że to jeszcze przed nami…
W Pana przypadku dawcę znaleziono w Niemczech.
Tak. Po nieudanym poszukiwaniu w Polsce zaczęto szukać w Europie. Znajomej z Krakowa, bardzo rozmodlonej, uduchowionej kobiecie, napisałem, że niestety nie ma dla mnie dawcy w kraju. Dzień później dostałem przez nią… wiadomość od św. o. Charbela: „Nie martw się. Dawca dla ciebie już jest. Będzie to młoda kobieta z Niemiec”. I faktycznie, miesiąc później lekarz powiadomił mnie, że wstępnie wytypowano dla mnie w Niemczech dwóch dawców, w tym młodą kobietę. Po kolejnych badaniach okazało się, że kobieta idealnie pasuje do mnie. Co prawda w tym przypadku, a mam na myśli słowa św. o. Charbela, można mówić o cudzie, jednak prawdą jest, że czasem znalezienie dawcy graniczy z cudem i trwa wiele miesięcy.
W czasie choroby jedni próbują szukać ratunku „u góry”, inni wiarę tracą.
Szukanie ratunku u Boga to rzecz naturalna u katolików. Zresztą pojęcie „Bóg” należy potraktować szerzej, bo jest to częste odwoływanie się w modlitwie do Jezusa, Matki Bożej czy świętych. Zresztą jak nie u Boga, to u kogo, gdzie szukać ratunku? W medycynie niekonwencjonalnej? Na szczęście w szpitalach jej zabraniają. Znam przykład chłopaka, który gdy się tylko dowiedział, że jest z białaczki wyleczony, opuścił szpital, zamówił jakieś preparaty i dalej „leczył” się sam. Niestety, po kilku miesiącach doszło do nawrotu choroby i musiał wrócić do szpitala. Osobiście wolę zawierzyć Bogu. Oraz lekarzom.
A nie pytał Pan: „Boże, dlaczego ja”?
Nie. Natomiast rzeczywiście niektórzy chorzy doświadczają kryzysu wiary. Dlaczego? Ja takiego doświadczenia nie miałem, więc trudno mi spekulować. Jednak mogę sobie wyobrazić, że częściej wątpią ludzie o słabej psychice niż ludzie słabej wiary. Przede wszystkim dlatego, że źle znoszą leczenie. Boją się: bólu, przyszłości, śmierci. I za to, co ich spotkało, obwiniają Boga, odrzucają Go. Tylko że moim zdaniem odrzucenie Boga to ślepa uliczka, bo szczerze powiedziawszy, szczególnie podczas ciężkiej choroby, nie dostrzegam alternatywy dla chorego…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).