Wśród głosów z auli synodalnej na uwagę zasługują dwie wypowiedzi abp. Charlesa J. Chaputa z Filadelfii, ponieważ trafiają w sedno problemów synodu.
Małżeństwo jako świadectwo nadziei (5.10)
Instrumentum laboris proponuje nam dwie sprzeczne wizje: albo duszpasterska rozpacz, albo decyzja o nadziei. Kiedy Jezus zobaczył duszpasterską rozpacz u Apostołów, przypomniał im, że dla człowieka coś może wydawać się niemożliwe, ale dla Boga wszystko jest możliwe.
Opanowując naturę w celu rozwoju, my, ludzie, zatruliśmy nasze oceany i powietrze, którym oddychamy. Zatruliśmy antykoncepcją ludzki organizm. Zagubiliśmy rozumienie seksualności. W imię samorealizacji zajęliśmy się budowaniem nowej wieży Babel tyranii, która karmi nasze pragnienia, ale głodzi na śmierć duszę.
Niektóre paragrafy Instrumentum dobrze opisują stan współczesnych rodzin, ale ogólnie tekst przeniknięty jest subtelną beznadzieją. To prowadzi w stronę kompromisu z niektórymi grzesznymi wzorcami życia i zredukowania chrześcijańskich prawd o małżeństwie i seksualności do zestawu pięknych ideałów. To z kolei prowadzi do rezygnacji ze zbawczej misji Kościoła. Zadaniem tego synodu musi być pokazanie znacznie większego zaufania do słowa Bożego, do przemieniającej mocy łaski i zdolności ludzi do autentycznego życia tym, w co wierzy Kościół. Synod powinien uczcić heroizm porzuconych małżonków, którzy pozostają wierni swoim ślubom i nauczaniu Kościoła.
George Bernanos powiedział, że cnota nadziei oznacza „rozpacz przezwyciężyć”. Nie mamy powodu do rozpaczy. Mamy wszelkie powody do nadziei. Papież Franciszek zobaczył to w Filadelfii. Prawie 900 tysięcy osób wypełniło ulice na Mszy z papieżem wieńczącej Światowe Spotkanie Rodzin. Byli tam dlatego, że kochają papieża, ale również dlatego, że wierzą w małżeństwo. Wierzą w rodzinę. I byli spragnieni prawdziwego pokarmu od Namiestnika Jezusa Chrystusa. Musimy wzywać ludzi do wytrwania w łasce i ufności w wielkość, którą Bóg im wyznaczył – a nie utwierdzać ich w ich błędach. Małżeństwo jest ucieleśnieniem chrześcijańskiej nadziei – nadziei, która stała się ciałem i odcisnęła swój znak na stałe w miłości mężczyzny i kobiety. Ten synod musi głosić tę prawdę jaśniej, z radykalną pasją krzyża i zmartwychwstania.
Ojciec Święty mądrze zachęcił nas, abyśmy byli zarówno braterscy, jak i szczerzy w wypowiadaniu naszych myśli podczas synodu. Tak jak nasze myśli kształtują język, którego używamy, tak też język, którego używamy, kształtuje nasze myślenie i treść naszych dyskusji. Nieprecyzyjny język prowadzi do błędnego myślenia, a czasem może prowadzić do nieszczęśliwych wniosków. Chcę podzielić się z wami dwoma przykładami, które powinny zwrócić naszą baczniejszą uwagę.
Kościół „włączający” i „jedność w różnorodności” (10.10)
Pierwszy przykład to słowo „włączający” (ang. inclusive). Słyszeliśmy wiele razy, że Kościół powinien być inkluzywny, otwarty, włączający. Jeśli przez „inkluzywność” rozumiemy Kościół, który jest cierpliwy i pokorny, miłosierny i przyjazny – wtedy zgoda. Ale bardzo trudno jest „włączać” tych, którzy nie chcą być włączeni lub domagają się włączenia na własnych warunkach. Ujmując to inaczej: mogę zaprosić kogoś do mojego domu i mogę uczynić mój dom tak ciepłym i gościnnym, jak to tylko możliwe. Ale to osoba przed moimi drzwiami musi zdecydować się, aby wejść. Gdybym przebudował mój dom według planu odwiedzającego lub obcego, moja rodzina poniosłaby koszty, a mój dom nie byłby już jej domem. Lekcja jest prosta. Musimy być otwartym Kościołem, który oferuje schronienie każdemu szczerze poszukującemu Boga. Ale musimy pozostać Kościołem wiernym słowu Bożemu, wiernym mądrości tradycji chrześcijańskiej, i głoszącym prawdę o Jezusie Chrystusie.
Drugim przykładem jest wyrażenie “jedność w różnorodności”. Kościół jest „katolicki”, czyli powszechny. Musimy szanować wiele różnic osobowości i kultur, które istnieją wśród wiernych. Ale żyjemy w czasach silnej globalnej zmiany, zamieszania i niepokoju. Naszą najpilniejszą potrzebą jest jedność, a naszym największym zagrożeniem - rozdrobnienie. Bracia, musimy być bardzo ostrożni, przekazując ważne zagadnienia doktrynalne i dyscyplinarne krajowym lub regionalnym konferencjom episkopatów – zwłaszcza gdy naciskowi w tym kierunku towarzyszy ukryty duch samostanowienia i oporu.
Pięćset lat temu, w momencie bardzo podobnym do obecnego, Erazm z Rotterdamu napisał, że jedność Kościoła jest jedną z najważniejszych jego cech. Możemy spierać się o to, w co naprawdę wierzył Erazm i do czego zmierzał. Ale nie możemy się spierać się o wagę jedności Kościoła, podczas gdy jej potrzeba bywa ignorowana. W najbliższych dniach naszego synodu powinniśmy skutecznie pamiętać o znaczeniu naszej jedności oraz czego ta jedność wymaga i jakie mogą być skutki braku jedności w sprawach dotyczących istoty.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.