Życie jak różaniec

Po ks. Janie Twardowskim nie zostały tylko „buty i telefon głuchy”. Ale wiersze, które nie pozwalają mu umrzeć.

Zdjęcie do nieba

Z książki biograficznej o ks. Twardowskim pt. „Ksiądz Paradoks” Magdaleny Grzebałkowskiej dowiaduję się, co odkrył przyjaciel księdza, historyk literatury Waldemar Smaszcz: „Od początku zacierał ślady. Niszczył po sobie dokumenty, rwał zdjęcia, wszystko wyrzucał. To była jego idee fixe, żeby zostały wiersze, a nic o człowieku”. W 1981 roku pytany o szczegóły życia przez Marka Zielińskiego z „Nowych Książek” odpowiedział: „Biografia staje się ciekawa dopiero po śmierci poety, jeśli okaże się, że był naprawdę poetą”. Dziś okazuje się, że wiele fragmentów jego życia to białe plamy. Mama Aniela urodziła go jako trzecie dziecko – 1 czerwca 1915 roku, o drugiej po południu w mieszkaniu przy Elektoralnej 49. To był Dzień Dziecka, więc może dlatego tyle pisał o dzieciach. „Być na piątkę obiecuje, a z piątego piętra pluje” – uczyli się kiedyś na pamięć moi mali synowie fragmentów „Patyków i patyczków”. „Na górce” można zobaczyć kilka portretów matki, kiedy miała 19 lat. Ksiądz zapytany kiedyś, co zabrałby ze sobą do nieba, odpowiedział, że jej zdjęcie. Kiedy w 1971 roku chowano ją obok męża Jana na cmentarzu w Katowicach, gdzie mieszkała przez ostatnich 26 lat życia, do jej trumny włożył swój obrazek prymicyjny. Ona do czarnego zeszytu przepisywała drukowane w prasie wiersze syna. W latach gimnazjum uwielbiał zajęcia z nauczycielem biologii – Władysławem Kociejowskim, który kazał mu prowadzić zielnik i uczył nazw roślin. Potem w wierszach ze znawstwem przywoływał „po imieniu” jesion czy czeremchę. Jeszcze przed wojną, pod wpływem Józefa Czechowicza, wydał pierwszy tomik „Powrót Andersena”. Studiował polonistykę, był uczniem słynnego prof. Wacława Borowego. Podczas okupacji wstąpił do AK, brał udział w powstaniu warszawskim. W „Odrze” wydrukował wiersze miłosne pod pseudonimem Antoni Derkacz: „O najdroższa! Pod tej fary wieżą,/ przy jabłoni siedem kroków w bok,/ w szkłach rogowych księża nie dostrzegą/ jak ust blisko włosów twoich lok” („O tej łzie, co na końcu spadła”). Może dotyczyły pierwszej miłości do „Dziuli” – Wandy Zieleńczykówny? Była komunistką, a on podczas spacerów po Warszawie mówił jej o wierze. Wróżka napisała mu w liście, że zostanie księdzem. W Radomiu, po spotkaniu z rodzicami, postanowił, że wstąpi do seminarium. Polonistykę skończył w 1947 roku, święcenia przyjął rok później. Jego pierwszą parafią był Żbików, gdzie pracował w szkole specjalnej. W 1950 pisał do poety Jana Ożoga: „Myślę, że nigdy nie należy czynić z poezji najważniejszego problemu swojego życia – trzeba umieć postawić ją w odpowiedniej proporcji do innych spraw”. To przesłanie starał się realizować zarówno w latach 60., kiedy nie wydano żadnego tomu jego wierszy, jak i później, gdy był sławny. Pierwszego wywiadu w życiu udzielił, kiedy miał sześćdziesiąt trzy lata, Krystynie Nastulance z „Polityki”.

Czy mnie czytacie?

– Najlepiej o sobie powiedziałby sam ks. Twardowski – jest pewien Tadeusz Olszewski. – Był mistrzem ujmowania najważniejszego w krótkich słowach. Ks. Bronisław Bozowski mówił o nim: „Jasio od krótkiej formy”. – Wielką teologię potrafił wyłożyć w krótkich, ale treściwych kazaniach – wspomina Maria Grocholska-Mielżyńska, którą przygotował do I Komunii św. i bierzmowania. – Niesłusznie wyolbrzymia się to, że nosił tupecik, i nazywa „Janem od biedronki”, jakby pisał tylko dla dzieci – dodaje Czesław Olszewski. – Nawet kiedy dla nich pisał, to było to skierowane też do dorosłych. „Teraz powiem kilka słów do dzieci, które za szybko urosły” – tak zaczynał wiele kazań. Najpierw stenografowała je jedna z sióstr wizytek, potem je nagrywała. Zachowały się ich całe zeszyty. W latach 80. i 90. był najczęściej wydawanym, czytanym i cytowanym polskim poetą. Ale kiedy odwiedzałam go z przyjaciółmi, pytał tym swoim cichym głosem, przechylając głowę, najpierw o nasze sprawy, a potem o wiersze: „Tak naprawdę mnie czytacie? Naprawdę wam się to podoba? A moje wiersze takie tam...”. – Paradoksem było, że był bardzo cierpliwy, a zarazem niecierpliwy – charakteryzuje go Tadeusz Olszewski. – Kiedy już stał ubrany w ornat, to nie czekając na godzinę, rwał się do ołtarza. Za to do ludzi był zawsze cierpliwy. Z uwagą wysłuchiwał nawet nudnych opowiadań. Był szczęśliwy, kiedy przebywał wśród nich, a oni lgnęli do niego. Kiedyś radziła się go znajoma Marii Grocholskiej-Mielżyńskiej. „I co ci powiedział?” – była ciekawa. „Żebym się uspokoiła, bo jest tak źle, że już nie może być gorzej”. Miał niezwykłe poczucie humoru, które sprawiało, że z dystansem podchodził do wielu spraw. Krystyna Gucewicz, poetka, przyjaciółka księdza mówi, że wyzwalał w niej czułość. Zwracała się do niego „Robaczku”, tak jak kiedyś jej ojciec do niej. – Przez Boga widział ludzi – opowiada. – Traktował ich z ogromnym szacunkiem. Sama tego doświadczyłam. Kiedyś mnie i mojej koleżance Joli dał 10 lat mniej i mówił nam po imieniu. Kiedy wspomniałyśmy o naszych dzieciach, zaczął przepraszać, że nie zwracał się „pani”. „Należy wam się szacunek” – argumentował. – Żył w bardzo skromnych warunkach, nie miał windy – opowiada Gucewicz. – Ale to są sprawy ludzkie, a on się obracał w kręgu spraw Boskich. W ostatnich dniach życia przynosiła mu na życzenie świeży sok z cytryny, który wypijał bez skrzywienia się. Jak wtedy, kiedy otrzymał od dzieci Order Uśmiechu. – O godz. 15. była Msza św., którą celebrował ks. Aleksander Seniuk, a ks. Jan leżał w łóżku z nałożoną stułą – opowiada Tadeusz Olszewski. – Miał dwa razy wszczepiany rozrusznik serca i widzieliśmy na elektrokardiogramie, jak ono bije, aż o 19.24 pojawiła się ciągła kreska. Staliśmy wokół księdza jak na starych obrazach przedstawiających umieranie. Kilka osób z rodziny, kilku przyjaciół, personel szpitalny. Wydawało nam się, że usnął. „Człowiek, który umiera, wymyka się naszym oczom i idzie do Pana Boga” – mówił w jednym z kazań ks. Twardowski. W pokoju „na górce” przechowywane są zdjęta po śmierci maska twarzy księdza i odcisk jego dłoni. Na twarzy można dostrzec delikatny uśmiech, jakby poeta zobaczył to, co przeczuwał w wierszu.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8