Od wczoraj czytam coraz dziwniejsze wiadomości na temat tego, jak ludzie zapętlają się w poprawności politycznej.
Okazuje się, że Światowa Organizacja Zdrowia wymyśliła, że choroby nie mogą nazywać się w sposób, który będzie w jakiś sposób stygmatyzować ludzi, kultury, regiony, a nawet zwierzęta. Świńska grypa czy małpia ospa byłyby dziś nie do przyjęcia. Gorączka krwotoczna Gór Skalistych - odpada. Ebola (nazwa rzeki w Demokratycznej Republice Konga) też. Zamiast tego lepsze - zdaniem WHO - są mniej obrazowe, ale za to neutralne określenia typu filowirusowa gorączka krwotoczna albo coś w tym guście. Bo nie godzą w turystykę, nie stygmatyzują itd itp. W tym kontekście warto przypomnieć, że dawniej AIDS nazywało się GRID - od angielskiego gay-related immune deficiency – zespół niedoboru odporności gejów.
Kolejna kwestia dotyczy możliwego zniesienia obowiązującego w USA ponad 30 lat zakazu oddawania krwi do transfuzji przez aktywnych homoseksualistów. Lobby, które przeciw temu zakazowi protestuje od dawna, argumentuje wszak, że jest on krzywdzący. I zdaje się, że administracja Obamy się z tym zgodzi.
Z kolei we Wiedniu sygnalizacja świetlna nie pokazuje pieszym już tylko postaci stojącego lub idącego "ludzika", ale pary - niekiedy heteroseksualne, czasem gejowskie.
Tak się nad tym zacząłem zastanawiać, czy przypadkiem nie jest krzywdzące pokazywanie gejowskim parom czerwonego światła? A może to też dyskryminacja. Jakkolwiek głupio to brzmi, ale może gej na czerwonym nie staje? Nie wiem, nie znam się, ale trochę się boję pomyśleć, co by było, gdyby ktoś zawsze - nawet wbrew rozsądkowi - miał zielone. Jak daleko zajdzie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.