Poświęcają swój czas i siły, by pomagać innym. Nie zawsze usłyszą słowo „dziękuję”, ale mimo to nie zrażają się i pomagają dalej.
„Marzenia się spełniają” – to nie słowa osoby, która wygrała szóstkę w totolotka, ale tak o służbie w Parafialnym Zespole Caritas mówi jedna w wolontariuszek. – To prawda! Moim marzeniem było, aby na naszym osiedlu powstała parafia. Zawsze mieliśmy wszędzie daleko. Może to brzmi trochę egoistycznie, ale taka była prawda. Marzyliśmy z mężem, żeby mieć takie przytulisko dla duszy, ale i miejsce, w którym czulibyśmy wspólnotę z ludźmi z osiedla – mówi Ewa Naruszewicz z parafii pw. św. Urbana I w Zielonej Górze, która na co dzień pracuje jak fizjoterapeutka. – Któregoś razu proboszcz ks. Mirosław Donabidowicz podszedł i zapytał, czy nie chciałabym zaangażować się w Caritas przy parafii. Nie od razu poczułam iskrę Bożą w tym kierunku. Jednak po dłuższym namyśle powiedziała sobie: „Czemu nie?” i nie żałuję – dodaje.
Być jak św. Franciszek
Za wolontariuszami kolejna akcja! A konkretnie zbiórka żywności i przygotowanie paczek. Dotarli z nimi do 130 swoich podopiecznych jeszcze przed świętami wielkanocnymi. W tym roku wszystko jednak z tygodniowym poślizgiem, ale to żaden kłopot. – W tym samym czasie co ogólnopolska zbiórka odbywały się diecezjalne rekolekcje Caritas w Głogowie. Stwierdziłyśmy razem z koleżankami, że żeby dobrze podzielić ten chleb, trzeba przedtem wzmocnić się duchowo. Najpierw więc były rekolekcje, a potem zbiórka. Wszystko się udało, bo i ludzie bardzo chętnie dzielili się – tłumaczy Ewa Naruszewicz.
Nie zawsze wolontariusze spotykają się z dobrym słowem i życzliwością ze strony swoich podopiecznych. – Pamiętam taką sytuację przed świętami Bożego Narodzenia. Rozdawałyśmy paczki z żywnością. Przyszedł ojciec, który sam wychowuje kilku synów. Oczywiście to nie lada zadanie i może to go tłumaczy. Wziął swoją paczkę, ale chciał kolejną, mówiąc, że musimy mu ją dać. Niestety, mieliśmy odliczoną ilość. Pan obruszył się i powiedział, że musimy mu pomóc, bo przecież nam za to płacą. Kiedy odpowiedzieliśmy, że nie dostajemy za to żadnych pieniędzy, bardzo się zdziwił – mówi pani Ewa.
– Każdego dnia płaci nam Bóg dobrymi słowami ludzi. Akurat wtedy dostaliśmy gorzką lekcję. Nikt przecież nie każe nam tego robić. Robimy to z potrzeby serca. Takie nieprzyjemne sytuacje zdarzają się sporadycznie. W większości otrzymujemy uśmiech i podziękowanie. Dla nas to także wewnętrzna radość, że choć w minimalnym stopniu możemy pomóc – dodaje. Czasem na okazane serce inni odpowiadają tym samym. – Caritas bardzo mi pomaga. Dostaję żywność. To dla mnie bardzo ważne, bo często nie mam co włożyć do lodówki. Dziś pomagam jako wolontariusz, bo chcę tak jak św. Franciszek pomóc ludziom biedniejszym ode mnie. Nie ma w życiu lekko, ale po co użalać się nad sobą? – mówi Filip.
Parafialne skrzydełka
Pomoc żywnościowa to rzecz ważna, ale na tym nie koniec. – W każdej parafii, także w naszej, są dzieci, którym trzeba poświęcić uwagę. Nie mamy świetlicy, ale dzięki darczyńcom dofinansowujemy wakacyjne kolonie i organizujemy kilkudniowe wycieczki. Rok temu byliśmy we Wrocławiu, dwa lata temu w Warszawie, a co przyniesie ten rok? Zobaczymy – uśmiecha się pani Ewa. – Z naszej parafii jest także 14 stypendystów Programu „Skrzydła”, który koordynuje diecezjalna Caritas. Od trzech lat zawsze jakieś dziecko dostaje parafialne skrzydełka. Była Kasia, Fabian, a teraz jest Zuzia – dodaje.
W tym wszystkim nie można zapominać o sprawach ducha. – Odpowiednio wcześniej, przed datą wydawania żywności, staramy się zarezerwować u księdza termin Mszy św. w intencji naszych darczyńców i podopiecznych. Każdy, kto przychodzi odebrać żywność, dowiaduje się o terminie Mszy św. I wiele osób przychodzi. Oczywiście nie jest pięknie i idealnie. Niektórzy przychodzą tylko po żywność – mówi pani Ewa.
Codzienne życie przynosi okazje do pomocy. Na osiedlu dobrze działa poczta pantoflowa. – Do jednej z pań trafiłam dzięki jej sąsiadce. Szykowała się na przyjęcie księdza po kolędzie, ale było jej po prostu wstyd przyjąć kapłana w takich warunkach, jakie miała. Chętnie się z nią spotkałyśmy i posprzątałyśmy jej mieszkanie – opowiada pani Ewa. – Jakiś czas potem, pamiętam, był piątek, byłyśmy umówione na cotygodniowe spotkanie. Nie otworzyła jednak drzwi. Poszłam w sobotę, i to samo. W niedzielę rano poczułam, że nie mogę tego tak zostawić. Udało się nam wejść przez balkon na parterze. Okazało się, że leży nieprzytomna. Tydzień później zmarła – opowiada.
Spełnione marzenia
Wolontariusze pomagają, jak umieją i na ile im starcza pieniędzy. Czasem opłacą komuś rachunki za mieszkanie, wykupią lekarstwa albo ubrania dla dzieci. Niekiedy potrzebne są zwykła obecność i najprostsza pomoc. – Pomagam, bo ludzie potrzebujący muszą czuć, że nie są sami i mają grunt pod nogami. Nie zdajemy sobie sprawy, ile nasze odwiedziny mogą znaczyć dla drugiego człowieka. Czasem wystarczy uśmiech, rozmowa i podanie ręki. Trzeba nieraz swoje domowe obowiązki zostawić, a poświęcić uwagę chorym i potrzebującym. Zajmuje mi to 2–3 godziny dziennie. Dla mnie to radość, bo sama jestem mocniejsza od tych najsłabszych. Już 70 lat skończyłam, to też już trochę wiosenek mam, ale mam też zdrowie, to czemu mam nie pomagać? Alleluja i do przodu! – mówi z rozpromienioną twarzą jedna z wolontariuszek Wacława Wąsik.
„Marzenia się spełniają” – pani Ewa powtarza zdanie z początku rozmowy. – Na tym osiedlu mieszkam już ponad 20 lat. Wcześniej szło się z domu do samochodu, na rower, na działkę i tylko przechodziło się obok ludzi. A w ciągu tych pięciu lat, odkąd są parafia i Caritas, znam już praktycznie mieszkańców całego osiedla. Rozmawiam z nimi, a oni i dzielą się ze mną swoimi radościami i smutkami – dodaje.
Wielki skarb naszej diecezji
Ks. Stanisław Podfigórny dyrektor diecezjalnej Caritas
– O ludziach parafialnych zespołów Caritas, kapłanach i świeckich, można powiedzieć za papieżem Benedyktem XVI: „zdobyci miłością Chrystusa”. Sami doświadczyli na sobie miłosierdzia Pana i chcą o nim świadczyć konkretnym czynem, niosąc pomoc najbardziej potrzebującym w swoich parafiach. Rozeznają potrzeby i w miarę swoich możliwości starają się im zaradzić. Robią to bezinteresownie, ze szczerego serca i co najważniejsze – są w tym radośni. Razem ze swoimi księżmi swoimi dłońmi tę pomoc dają i w wielu przypadkach sami szukają innych darczyńców. Myślę, że obecność takich ludzi w parafiach naszej diecezji to wielki skarb. W tym też miejscu pragnę bardzo serdecznie podziękować Wam wszystkim, Kochani, którzy w jakikolwiek sposób tworzycie dzieło Caritas przez ostatnie 25 lat. Wszyscy razem tworzymy piękną twarz miłości miłosiernej Kościoła zielonogórsko-gorzowskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).