W programie salezjańskich półkolonii był czas na naukę...
W programie salezjańskich półkolonii był czas na naukę...
ks. Jerzy Babiak

Kraj bez placów zabaw

Brak komentarzy: 0

ks. Jakub Łukowski; GN 33/2014 Wrocław

publikacja 18.08.2014 06:00

Na ulicach Monrovii, stolicy Liberii, do której udała się młodzież z Wrocławia, do dziś można spotkać ślady wojny domowej sprzed lat. Salezjańscy wolontariusze przez cały miesiąc pomagali w organizacji wakacyjnego obozu dla 400 liberyjskich dzieci.

Czy warto?

Dzieciom, z którymi wolontariusze pracowali w salezjańskim obozie, wielką radość sprawiał kontakt z animatorami. – Na co dzień wielu z nich na pewno brakuje takiego zainteresowania i opieki, jakie otrzymywały z naszej strony. Widać to było m.in. po tym, jak potrafiły być zazdrosne o naszą uwagę – wyjaśnia Ania. Czy warto było wziąć udział w projekcie? Jego uczestnicy nie mają wątpliwości. A czy było ciężko? Młodzi wolontariusze, z księdzem dyrektorem włącznie, przyznają, że miewali trudniejsze chwile. We znaki mocno dał się klimat, bo pora deszczowa potrafi zmęczyć każdego Europejczyka.

Dla ks. Jerzego, który od lat organizuje wyjazdy młodzieży, budujące jest świadectwo żywej wiary Afryki. – Ujmuje mnie jej autentyzm i dynamizm. Widać, że relacja z Bogiem jest istotną częścią życia tych ludzi – podkreśla kapłan. Miesięczny pobyt na Czarnym Lądzie zaowocował relacjami nawiązanymi z liberyjskimi animatorami, rówieśnikami młodzieży z Polski, dla których osobisty kontakt z Europejczykami był nowym doświadczeniem. – Mieliśmy okazję odwiedzić ich domy, zobaczyć warunki, w jakich mieszkają, i poznać ich rodziny – mówi Mikołaj.

Dla Ani Pawelec wyjazd do Liberii był pierwszą okazją ku temu, aby poznać realia życia w Afryce. Dziewczyna przyznaje, że taka podróż od dawna była jej marzeniem. W pamięć zapadło jej przede wszystkim radosne usposobienie i otwartość młodych ludzi, których tam poznała. – Wiele liberyjskich dzieci jest sierotami. Często mieszkają z dziadkami, ale zdarza się, również, że w rolę głowy rodziny wciela się ktoś w moim wieku lub niewiele starszy – mówi dziewczyna. – Europejczycy dużo więcej narzekają – podsumowuje tegoroczna maturzystka. – Zrealizowane dotychczas projekty świadczą o tym, że nasze wyjazdy nie mają charakteru jednorazowych wycieczek, lecz staramy się otoczyć rzeczywistą troską miejsca i ludzi, których odwiedzamy – przekonuje ks. J. Babiak. Salezjanin podkreśla, że jego wielką radością są młodzi, pełni zapału ludzie, gotowi poświęcić swój czas, aby pomóc innym. Z ich udziałem pragnie kontynuować współpracę z salezjanami w Liberii, którzy w najbliższym czasie zamierzają otworzyć dom dla „chłopców ulicy”. Każda wyprawa jest dokładnie dokumentowana.

Na stronie internetowej szkoły: www.liceum-wroc.salezjanie.pl można znaleźć obszerne relacje opowiadające o pracy młodzieży. Podobnie, jak w przypadku poprzednich podróży, także pobyt w Liberii doczeka się relacji filmowej, która będzie dostępna w internecie.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..