Kategoria „święty” nijak nie chce się mieszać z kategorią „bestia”. A jednak się miesza. W każdym z nas.
Kim jest człowiek? Może być wiele odpowiedzi. Jedna z nich mówi, że jest istotą zdolną do wielkiego dobra i wielkiego zła. To znane stwierdzenie. Ale czasem próbujemy je poprawiać, mówiąc, że jesteśmy zdolni do wielkiego dobra lub zła. Ze współistnienia możliwości robimy alternatywę. Tak jest prościej. Jeśli człowiek wybiera dobro, nie dopuszczamy możliwości, że może wybrać także wielkie zło. Jeśli wybiera zło, bardzo trudno nam uwierzyć w dobro. Kategoria "święty" nijak nie chce się mieszać z kategorią "bestia". A jednak się miesza. Wcale nie tak rzadko. Miesza się w każdym z nas.
To bardzo trudne do przyjęcia. Chętnie dostrzegam w sobie to, co dobre. Dostrzec w sobie bestię dużo trudniej. Tym bardziej, jeśli rzeczywistość jeszcze mi tego namacalnie nie udowodniła. Bardzo łatwo postawić się po "dobrej" stronie. Zapomnieć, że mam tę słabą i grzeszną. To często początek równi pochyłej. Czasem udaje się jej nie widzieć bardzo długo. Aż do katastrofy.
Wtedy – bywa – przychodzi rozpacz. Nie da się zaprzeczyć: jestem zdolny do zła. Wielkiego zła. Jestem zły? Wszystko dobre, co było w moim życiu, było kłamstwem? Nieprawda. Nadal jestem zdolny do wielkiego dobra. Bóg o tym wie. Wiedział o nas wszystko zanim nas stworzył. Wiedział – i chciał naszego istnienia. Wiedział – i ukochał tak, że za mnie umarł. Bym mógł mieć przebaczone i zacząć żyć.
Bóg o tym wie. My zapominamy. Dlatego tak łatwo przychodzi nam klasyfikować ludzi. Dlatego wielkim szokiem bywa fakt, że człowiek "dobry" był zdolny do zła. Dlatego nie możemy uwierzyć w dobro czynione przez człowieka "złego".
Gdyby to była tylko kwestia naszego szoku, nie warto byłoby o tym pisać. To jednak jest sprawa dużo większej wagi. To pytanie, czy potrafimy wyciągnąć rękę do "złego"” i zobaczyć w nim dobro. Czy stać nas będzie na przebaczenie? Podamy bratu lub siostrze rękę, czy odepchniemy od siebie? Pomożemy czy potępimy?
A gdybym to ja była na jego czy jej miejscu? Czego bym chciała dla siebie? To przecież nie jest niemożliwe.
Pożar w Jastrzębiu, do którego doszło przed niespełna rokiem, wstrząsnął wieloma ludźmi. Wielu ich znało: i rodzice i ich dzieci byli mocno zaangażowani w Kościele. Wczorajsza informacja o aresztowaniu to kolejny szok. O tym, czy ojciec jest winien, czy też nie, zadecyduje sąd. Nie zamierzam w tej sprawie ferować żadnych wyroków. Jedno jest jednak pewne: ta sytuacja to potężne wyzwanie dla wspólnoty, do której należeli i ojciec, i nieżyjąca już matka. Jej zadaniem jest stanąć przy człowieku.
Jeśli jest niewinny, potrzebuje oparcia, by przeżyć całą niesławę, która na niego spada. Jeśli jest winny, tym bardziej potrzebuje wspólnoty, która będzie w stanie okazać mu miłość i pokazać, że jest dla niego droga powrotu do Boga. Miłosiernego Ojca, który na niego czeka. By uznając swoją winę (jeśli faktycznie jest winny) wybrał jak święty Piotr, nie jak Judasz.
Bardzo trudne zadanie. Warto wesprzeć ich modlitwą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.