Opowieść o tym, by ufać Bogu nawet w najgorszych chwilach naszego życia.
Biblijna księga, relacjonująca dzieje Moabitki Rut, może być interpretowana na wiele sposobów. Można w niej zobaczyć opowieść o miłości synowej do teściowej, czy wdowy do zmarłego męża. Ale to także historia osoby wywodzącej się z innego kręgu kulturowego, która mimo wątpliwości i uprzedzeń, po czasie zostaje zaakceptowana przez nowy lud, wśród którego się znalazła. Ba, staje się nawet bardzo ważną postacią w jego historii. Wszak to jej prawnukiem będzie wielki król Dawid – wzór zarówno władcy, jak i osoby religijnej.
To właśnie Dawida widzimy w pierwszej scenie wyreżyserowanej przez Stephena Patricka Walkera „Księgi Rut”. Przyszły monarcha jest tutaj jeszcze nastolatkiem, zmagającym się z wieloma wątpliwościami. Niepewnym swoich umiejętności, wiary, przeznaczenia.
Widząc rozterki chłopca, jego dziadek, Obed, zaczyna więc snuć opowieść o Rut – „historię o nadziei, ufności i wierze, gdy nie rozumiemy Boskiego planu”. Planu niesamowitego - dla Rut, Noemi, Booza, ale i, jak wierzymy, dla każdego z nas. Czasem (szczególnie w trudnych, dramatycznych momentach naszego życia) nie potrafimy go pojąć, a jednak ufamy, że za czas jakiś boski sens, zamysł odsłoni się przed nami i wtedy zrozumiemy to, co wydawało się niezrozumiałe, niesprawiedliwe, bolesne...
Tak właśnie było w przypadku Rut, której poświęcono kolejną, 46 już część kolekcji „Ludzie Boga”. W wydanej przez E-Lite Distribution publikacji znajdziemy m.in. wprowadzenie do katechezy. Dodatkiem do książeczki jest wspomniany wcześniej film z 2009 roku – dzieło bardzo ciekawe i niespotykane.
„The Book of Ruth: Journey of Faith” – jak w oryginale brzmi tytuł filmu – to biblijna, niskobudżetowa produkcja, w której wystąpiło sporo aktorów niezawodowych. Parę Rut i Booz tworzą np. piosenkarka Sherry Morris i wokalista Carman - wykonawcy muzyki chrześcijańskiej, osoby głęboko wierzące i zaangażowane w sprawy wiary. Zdjęcia do filmu powstawały zaś m.in. w tematycznym parku biblijnym The Great Passion Play, znajdującym się w miejscowości Eureka Springs, w stanie Arizona.
Obraz Walkera, gdy idzie o kwestie techniczne, chwilami kojarzy się np. z naszym teatrem telewizji, czy dziełami offowymi, ale też nie można odmówić mu uroku. I - co najważniejsze - mówi o tym, by ufać Bogu nawet w najgorszych chwilach naszego życia. Bardzo sympatyczna, krzepiąca i pocieszająca to ekranizacja.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.