Przed nami kolejny Dzień Papieski. W jego trakcie, 13 października, odbędzie się zbiórka na rzecz stypendystów z Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Historia ich życia to najlepszy dowód, że warto nie szczędzić grosza, aby wesprzeć tych młodych ludzi.
Stypendium to nie tylko pieniądze, które można przeznaczyć na pomoce naukowe, realizację pasji czy bieżące wydatki. Stypendyści tworzą wspólnotę młodych ludzi z podobnymi problemami i celami w życiu. Wszystkich łączy wiara w Jezusa Chrystusa. Mogę śmiało powiedzieć, że nie wyobrażam sobie, jak mogłoby wyglądać moje życie bez fundacji, ponieważ właśnie ci ludzie towarzyszą mi od 11. roku życia, czyli od momentu, kiedy człowiek zaczyna kształtować swój światopogląd – wyznaje studentka Karolina Szerwińska z Dobiegniewa, jedna z 68 stypendystów FDNT z naszej diecezji.
Jak ryba w wodzie
Przygoda Karoliny ze stypendium trwa już 10 lat. Gdy dziewczyna miała 11 lat, jej ówczesny proboszcz ks. Henryk Wojnar zaproponował, aby złożyła wniosek o stypendium. – Pomyślałam: „Czemu nie?!”. Wspólnie z rodzicami i proboszczem ustaliliśmy, że pieniądze ze stypendium zostaną przeznaczone na jakiś bardzo konkretny cel. Wpadliśmy na pomysł, że będzie to nauka gry na organach. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że właśnie z tym zwiążę swoje życie, a ta decyzja będzie miała ogromny wpływ na moje losy – wyjaśnia Karolina. Na organach się nie skończyło. Wkrótce Karolina zajęła się też na poważnie śpiewem. Jeździ na warsztaty muzyczne, bierze prywatne lekcje, uczestniczy w wielu konkursach. Jej największy sukces to pierwsze miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie.
– W tym roku kończę naukę w studium organistowskim, które bardzo poszerzyło moją wiedzę muzyczną. To wyjątkowa szkoła, bo oprócz gry na instrumencie i teoretycznych przedmiotów muzycznych uczymy się także liturgiki, zasad doboru pieśni podczas Mszy św. czy podstaw chorału gregoriańskiego – wyjaśnia Karolina. Kolejne wybory życiowe związały Karolinę z południową częścią diecezji, a konkretnie z Zieloną Górą, gdzie studiuje na III roku resocjalizacji. – Aktualnie jestem organistką w parafii św. Urbana, ale, oczywiście, kiedy przyjeżdżam na święta do domu, posługuję też w swojej rodzinnej parafii. Oprócz tego jestem odpowiedzialna za zespół muzyczny DA przy zielonogórskiej parafii Ducha Świętego. Ta posługa daje mi wiele radości i satysfakcji. Mogę się spełniać muzycznie, a także zbliżać się do Boga, robić to, co lubię, na Jego chwałę. Niemal wszystkie moje działania są ściśle związane z Bogiem, Kościołem i wiarą – wyjaśnia. – Od niedawna śpiewam też w zespole ewangelizacyjnym Full of Grace, który jest jedną z gałęzi diakonii ewangelizacji Ruchu Światło–Życie. W tym zespole czuję się jak ryba w wodzie. Poznałam tam ludzi, dzięki którym mogę rozwijać swoją największą pasję, a także odczuć działanie wspaniałej wspólnoty. Najważniejsze jest to, że nie gramy na swoją chwałę, nie czerpiemy z tego korzyści materialnych, ale robimy to na chwałę Najwyższego – dodaje.
Słowiańska dusza
Wioleta Kotwicka pochodzi z malutkiej wsi w połowie drogi pomiędzy Żarami a Gubinem. W jej rodzinnej miejscowości Osieku jest około 30 domów. Jej przygoda ze stypendium zaczęła się 8 lat temu. Przyczyniła się do tego polonistka Wiolety z gimnazjum Danuta Rogacewicz. Stypendium pozwoliło jej na zakup rzeczy, na które nie byłoby ją stać. – Za te pieniądze kupiłam swoje pierwsze biurko. Potem przyszedł czas na pierwszy komputer. Dzięki tym pieniądzom nie miałam problemów z kupnem podręczników i przyborów szkolnych. Kiedyś stanowiło to duży problem. Gdyby nie stypendium, nie byłoby mowy o wyjeździe na studia, bo nie miałabym czym opłacać pokoju – zwierza się.
Wioleta obecnie studiuje geografię na Uniwersytecie Wrocławskim. Nie tylko uczy się, ale też realizuje jedno ze swoich największych marzeń – dołączyła do bractwa historycznego i jest członkiem drużyny odtwórstwa wczesnośredniowiecznego Ulf Ragnarsson Hird, która zajmuje się odtwarzaniem czasów wczesnego średniowiecza na obecnych terenach Polski. – Jest to pewien dział archeologii eksperymentalnej. Można powiedzieć, że zajmujemy się historią na żywo. Odgrywając postaci Słowian i wikingów, uczymy się żyć tak, jak żyło się w ich czasach: ubieramy się w skóry, len i wełnę, sypiamy w lnianych namiotach i jemy to, co ugotujemy tradycyjnymi sposobami na ognisku. Uczymy się szyć ręcznie, prząść i tkać, tworzyć ówczesne narzędzia, biżuterię i broń. Prowadzimy zajęcia z nauki tańców dawnych oraz treningi łucznictwa i szermierki – opowiada studentka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.