Źle się dzieje, gdy odmienne sposoby przeżywania wiary stają się punktem wyjścia do wartościowania oraz dzielenia na lepszych i gorszych.
Opowiadał nieżyjący już misjonarz z naszej diecezji, ksiądz Marian Kołacki, jak w Zambii wygląda akt pokuty. Na słowa „moja wina” wypowiadający je uderza otwartą dłonią w drugą dłoń. Zapytany dlaczego nie w pierś wyjaśnił, że w ten sposób jego parafianie wyrażają swoje – delikatnie mówiąc – lekceważenie rozmówcy, natomiast wspomniany gest jest wyrazem skruchy.
Benedykt XVI zdążył przyzwyczaić nas do milczenia w trakcie liturgii słowa. Stąd podczas Światowych Dni Młodzieży wielu przeżywało wewnętrzne rozterki patrząc na wykonywany w tym czasie taniec czy oklaski. Po jakimś czasie znalazłem informację, że w tamtejszej kulturze oklaski i taniec są znakiem przyjęcia głoszonego orędzia i wyrazem pragnienia pójścia za usłyszanym słowem.
W trakcie przeżywanej na Copacabamie Drogi Krzyżowej można było przeczytać komentarze dość wyraźnie dystansujące się od takiego sposobu przeżywania nabożeństwa. Obserwowałem twarze biorących udział w misterium. Widać było ogromne wzruszenie i zaangażowanie. Podejrzewam, że relacja z naszych parafii w Ameryce Południowej też by wywołała zdziwienie. Za mało emocji.
Dla jednych za mało, dla drugich za dużo. Pierwsi klaszczą, całują, tańczą i dziwią się, gdy ktoś każe im wyjaśniać sens tego, co robią. Drudzy potrafią rozmawiać, medytować, dyskutować, uzasadniać i podważać, patrząc na emocjonalne zaangażowanie z lekkim dystansem, a nawet z obawą, że ta ich zdaniem płytka, niepogłębiona intelektualnie i biblijnie wiara, nie jest odpowiednim fundamentem dla życia, opartego na ewangelii.
Źle się dzieje, gdy takie odmienne sposoby przeżywania wiary stają się punktem wyjścia do wartościowania oraz dzielenia na lepszych i gorszych. Religijność ludowa kontra religijność pogłębiona. Pielgrzymki kontra spotkania modlitewne. Medytacyjna cisza kontra oklaski. Zatopienie w lekturze Biblii kontra kaszubski taniec feretronów. Co lepsze, a co…? Właśnie. Bo w tym momencie ciśnie się jedno słowo. Zupełnie nieuzasadnione. Jak nieuzasadnione jest pytanie o to, czy wierzymy w tego samego Boga, jesteśmy tym samym Kościołem, skoro nieraz tak bardzo różnimy się w sposobie przeżywania i wyrażania naszej wiary.
To dobry moment, by wrócić do encykliki Lumen Fidei. „Wiara jest jedna, bo odnosi się do jednego Pana, do życia Jezusa, do Jego konkretnej historii, którą dzieli z nami. Św. Ireneusz z Lyonu wyjaśnił to przez przeciwstawienie się gnostyckim heretykom. Twierdzili oni, że istnieją dwa rodzaje wiary: wiara prymitywna, wiara ludzi prostych, niedoskonała, pozostająca na poziomie ciała Chrystusa i kontemplacji Jego tajemnic; i wiara innego rodzaju, głębsza i doskonała, wiara prawdziwa, zastrzeżona dla wąskiego kręgu wtajemniczonych, która dzięki intelektowi wznosiła się ponad ciało Jezusa, ku tajemnicom nieznanego Bóstwa. Wobec takiego stanowiska, które nadal pociąga i ma swoich zwolenników także w naszych czasach, św. Ireneusz potwierdza, że wiara jest jedna, ponieważ dotyka zawsze konkretnego faktu Wcielenia, nie odrywając się nigdy od ciała i historii Chrystusa, skoro Bóg w nich chciał się w niej w pełni objawić. Dlatego nie ma różnicy w wierze między «tym, który potrafi mówić o niej dłużej» i «tym, który mówi o niej niewiele», między tym, który jest wyższy i tym mniej zdolnym: ani pierwszy nie może jej poszerzyć, ani drugi pomniejszyć” (p.47).
Cytat nie potrzebuje żadnego komentarza. Jest natomiast przestrogą przed dzieleniem na lepszych i gorszych, przed niebezpieczeństwem porównywania. Przed ostatnim ostrzegali żyjący w III i IV wieku Ojcowie Pustyni, wielokrotnie powtarzając sentencję: nie porównuj; bo to prowadzi albo do pychy, albo do zgorzknienia. Dodajmy jeszcze nie krytykuj. Gdy widzisz kogoś, kto całuje figurkę lub obraz, klaszcze po Ewangelii, kładzie czoło na Ikonie, na kolanach obchodzi święty obraz. Ale i nie dziw się, gdy ktoś woli medytacyjną ciszę, zamiast pielgrzymki wybierze pożyteczną lekturę, odpust parafialny zamieni na spotkanie w kręgu biblijnym. To jedna wiara. „Ani pierwszy nie może jej poszerzyć, ani drugi pomniejszyć.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.