Prof. Magdalena Środa zastanawia się w swoim felietonie, co w tym złego, że katolicki konserwatysta pełni funkcję publiczną.
W sumie nic, twierdzi „naukowczyni”. Pisze jednak tak:
„Jeśli ktoś publicznie głosi pewne wyraziste poglądy religijne oraz wierzy, że pewne społeczne relacje (małżeństwa) i zakazy (aborcji) zostały ustanowione przez siłę wyższą, to nie sposób od niego wymagać, by na czas sprawowania funkcji publicznej wiarę swoją zawiesił i łamał własne sumienie. Chyba że uzna, że jego wiara jest prywatną sprawą, a służba publiczna służbą dla wszystkich obywateli.”
Lubię papieża Franciszka, bo zawsze można liczyć na jego trafny komentarz. Również w tym przypadku. Nie mam innego wytłumaczenia dla tej sytuacji niż działanie Ducha Świętego. A Jemu właśnie poświęcił papież dzisiejszą katechezę. Powiedział tak:
„Kiedy mówimy, że chrześcijanin jest człowiekiem duchowym, rozumiemy to właśnie: chrześcijanin jest człowiekiem myślącym i działającym według Boga, zgodnie z Duchem Świętym. Postawię wam pytanie: Czy myślimy według Boga? Czy działamy według Boga? A może pozwalamy, aby kierowało nami tyle innych spraw, które nie są Bogiem? Każdy musi postawić sobie to pytanie w swoim sercu!”.
No i właśnie... Oczekiwanie, że chrześcijanin na czas pełnienia służby publicznej zawiesi na kołku swoją relację z Bogiem i posłuszeństwo Jemu w każdej sprawie jest liczeniem na to, że człowiek taki wyrzeknie się swojego chrześcijaństwa, a w miejscu Boga postawi opinię publiczną. To nie jest oczekiwanie. To jest niedoczekanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.