O Duchu Świętym na konklawe i nieomylności papieża z ks. prof. Tadeuszem Dolą rozmawia Andrzej Kerner.
Andrzej Kerner: Czy Ksiądz Profesor wie, dlaczego ojciec święty zrezygnował z urzędu?
ks. prof. Tadeusz Dola: – Dlaczego nie słuchać samego papieża? On wypowiedział powody, dla których zrezygnował. Rozważywszy swój stan zdrowia, uznał, że słabnące siły fizyczne i duchowe uniemożliwiają mu właściwe pełnienie ogromnej i trudnej misji sprawowania posługi Piotrowej. Powód jasny, prosty, zdaje się: oczywisty, a wielu usiłuje doszukiwać się przyczyn całkiem dziwacznych.
W telewizyjnym programie znanego publicysty katolickiego padła sugestia, że przyczyną mogli być też sataniści działający w… Watykanie. Nikt z gości w studio – a byli tam sami mocno zaangażowani, sztandarowi katolicy – nie zaoponował….
– Szuka się przyczyn wszędzie, tylko nie w słowach samego Benedykta XVI. Mówi się, że konflikty w Watykanie ostatecznie zadecydowały, ale przecież Benedykt XVI w tym środowisku tkwił przez wiele lat, miał świadomość sytuacji, tego, że pracownicy Watykanu, także kardynałowie, to tylko ludzie i że tak jak wszędzie, gdzie są ludzie, pojawiają się problemy. Więc trudno sądzić, żeby to było ostateczną przyczyną. Na pewno o wiele większym problemem dla niego były problemy związane ze skandalami seksualnymi czy inne poważne sprawy w Kościele. Papież doszedł do przekonania, że już nie ma sił do pełnienia swojej misji. Na przykład widać było, że ma trudności z poruszaniem się o własnych siłach. W bazylice św. Piotra dowożono go do ołtarza. To nie są czasy sprzed 100 laty, kiedy papież mógł siedzieć na Watykanie, pokazać się ludziom w lektyce raz na pół roku, pobłogosławić i wystarczyło. Dzisiaj papież musi mieć kontakt z ludźmi. Tą drogą się ewangelizuje. Pewnie uznał, że nie jest w stanie podołać tym zadaniom.
Jak wierzymy, 19 kwietnia 2005 r. Duch Święty – poprzez wybór kardynałów i zgodę kard. J. Ratzingera na ten wybór – wskazał następcę św. Piotra. Czy Benedykt XVI, składając rezygnację, niejako odwołał, unieważnił wybór Ducha Świętego?
– Gdyby mówić, że wszystko wyłącznie od Pana Boga zależy, że to przede wszystkim czy wyłącznie Duch Święty wybiera, można by wtedy powiedzieć, że kardynałowie są tylko biernymi narzędziami Ducha Świętego. W naszym chrześcijańskim rozumieniu współdziałania człowieka z Bogiem człowiek postrzegany jest jako autor swych decyzji i działań, ma wolną wolę, podpowiedzi Boga słucha z większą bądź mniejszą uwagą, a niekiedy w ogóle na nią nie zważa. Tymczasem spotyka się wypowiedzi, które sugerują, że kardynałowie są wręcz bezwolnymi instrumentami w ręku Pana Boga. Rodzi się wtedy pytanie: gdzie był Pan Bóg, kiedy wybierano papieży, którzy nie do końca byli w stanie sprostać swemu zadaniu? Człowiek może być bardziej lub mniej otwarty na Boże inspiracje. W zależności od tego wszelkie decyzje, także decyzje kardynałów w czasie konklawe, są bardziej lub mniej wierne Bożemu zamysłowi. Wierzymy, że kardynałowie mogą się w szczególny sposób darem Ducha Świętego cieszyć, ale nie są Jego bezwolnymi narzędziami. A również wybrany kandydat dobrowolnie wyraża decyzję przyjęcia wyboru. Wydaje się zresztą, że ostatnio wybrani papieże z wielkimi obawami przyjmowali decyzje konklawe.
Niektórzy komentują rezygnację ojca świętego tak: nie schodzi się z krzyża; ojciec nie opuszcza dzieci; opoka ma trwać, a nie kruszyć się. Słowem: sugerują jakiś rodzaj ucieczki. Czy to są właściwe kategorie dla zrozumienia tego, co przeżywamy?
– To są ważne wypowiedzi i bardzo piękne obrazy, ale powiedziałbym, że jeszcze bardziej biblijnym obrazem niż obraz przybicia do krzyża z Chrystusem jest obraz pójścia za Nim z własnym krzyżem. Niesiemy swój krzyż za Chrystusem przez całe nasze życie, ale przybici jesteśmy do niego u kresu życia. Benedykt XVI jeszcze nie jest u tego kresu. On idzie ciągle ze swoim krzyżem za Chrystusem. W tej drodze był też odcinek bycia papieżem. Jestem przekonany, że po rezygnacji Benedykt XVI krzyż dalej niesie, choć w inny sposób, do momentu, kiedy na koniec swej drogi życiowej do tego krzyża zostanie przybity i razem z Chrystusem będzie umierał. Benedykt XVI nie zszedł z drogi za Chrystusem, dalej Go naśladuje, także w pokornym geście rezygnacji. To jest pokora – umieć zrezygnować. Mógłby przecież dalej być papieżem. To jest gest uniżenia. Można by widzieć tutaj wyraźne nawiązanie do hymnu o kenozie, uniżeniu Chrystusa z listu do Filipian. Całe Jego życie jest nieustannym uniżaniem siebie, pokorą w najgłębszym sensie. Ta pokora jest bliska Benedyktowi. Choćby nieustanne porównywanie go do Jana Pawła II. To mówienie, och, to już nie jest ten sam papież, co Jan Paweł II, nie ma tego talentu bycia z ludźmi, talentu przemawiania. Dla Benedykta XVI to było drugorzędne. Gest rezygnacji był gestem kolejnego uniżenia się, pokornego uznania swej słabości wobec Boga i ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.