Publicysta „Forbesa” Tim Worstall uważa, że kobiety korzystające z antykoncepcji hormonalnej powinny płacić dodatkowy podatek za zanieczyszczanie środowiska naturalnego.
Rzecz w tym, że hormony działające antykoncepcyjnie trafiają do kanalizacji i nie są wychwytywane przez oczyszczalnie ścieków.
Według ekologów, etynyloestradiol, podstawowy syntetyczny składnik większości współczesnych hormonalnych środków antykoncepcyjnych, jest główną przyczyna zmian w populacjach ryb. I tak np. w USA wielokrotnie potwierdzono przypadki obojnactwa u ryb, u których cechy te naturalnie nie występowały.
Unia Europejska planuje zaostrzenia kontroli poziomu skażenia wód etynyloestradiolem.
Według prof. Susan Jobling, aby zneutralizować to skażenie, miasto liczące 250 tysięcy mieszkańców, musiałoby wydać na inwestycję 6 milionów funtów plus dodatkowe 600 tys. funtów rocznie na utrzymanie tej infrastruktury. W Anglii i Walii utrzymanie normy czystości wód wymagałoby więc inwestycji wysokości co najmniej 30 miliardów funtów!
Worstall cytuje szacunki wedle których z hormonalnej antykoncepcji korzysta w Wielkiej Brytanii około 2,5 miliona kobiet. Jeśli zaokrągli się tę liczbę do 3 milionów, okaże się, że każda z kobiet przyjmujących takie środki powinna płacić dodatkowy podatek wysokości 1 tys. funtów rocznie. Dopiero wówczas zebranych zostałoby dość pieniędzy, by zniwelować efekty zanieczyszczenia wody.
Zdaniem publicysty, przerzucenie takiego podatku na koncerny farmaceutyczne jest pomysłem nierealistycznym. Średni koszt antykoncepcji hormonalnej wynosi bowiem około 50 funtów rocznie. To znaczy, że zyski producentów są zbyt małe, by zrekompensować szkody poniesione przez środowisko naturalne.
- Nie możemy obciążać BP (koncernu paliwowego – przyp. jdud) za zabijanie ryb na skutek zanieczyszczenia wody, jeśli nie będziemy za to obciążać także innych - podsumowuje Worstall.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).