Jak „opowiedzieć” o kard. Stefanie Wyszyńskim? Dla starszych jest mężem stanu, bojownikiem w walce z komunizmem, niekoronowanym królem Polski. Młodzi mogą w nim odkryć człowieka głębokiej wiary, pokornie przyjmującego – zdawałoby się – przerastające go zadania, stojącego w obliczu konfliktów i niełatwych wyborów.
List do niemieckich biskupów, który w PRL wywołał polityczną burzę, i internowanie – to dwa wydarzenia najczęściej kojarzone z kard. Wyszyńskim. Uczniowie poznają go na lekcjach historii. Ale zdaniem ks. prałata Andrzeja Gałki, sędziego w procesie beatyfikacyjnym prymasa Wyszyńskiego, pokazywanie kardynała tylko jako patrioty jest krzywdzące. – To był człowiek głębokiej wiary, modlitwy, duchowy mocarz – mówi.
Wrażliwy na człowieka
Ci, którzy go spotkali, mówią, że prawdziwego kard. Stefana Wyszyńskiego można było poznać tylko osobiście. Na zewnątrz miał opinię niedostępnego, dostojnego, wyniosłego. Czasy, w których przyszło mu żyć i kierować Kościołem, nie były łatwe. On sam mówił, że jest niegodnym sługą, pokornie przyjmował rolę, jaką wyznaczyła mu Opatrzność Boża. Była to rola publiczna, w pewnym sensie zdominowała patrzenie na prymasa.
Zmierzający ku końcowi proces beatyfikacyjny sługi Bożego kard. Wyszyńskiego jest dobrą okazją, by pomnikowym brązom nadać bardziej ludzki kształt. – To był bardzo ciepły człowiek, pokorny wobec Boga, rozmodlony, całkowicie oddany Jego woli. Jego przesłanie jest nadal aktualne: musimy unikać podziałów; traktować ojczyznę jak dom, w którym każdy ma do wykonania jakieś zadanie; kochać innych bez warunków – wspomina ks. prał. Bogdan Bartold, który od roku prowadzi w warszawskiej archikatedrze konwersatoria o prymasie Wyszyńskim, cieszące się dużym zainteresowaniem także wśród młodzieży.
Przy grobie prymasa w warszawskiej archikatedrze wciąż palą się świece. Ludzie modlą się za jego wstawiennictwem i o szybkie wyniesienie go na ołtarze. Z inicjatywy ks. Ryszarda Marciniaka SAC 9-mięsiecznej nowennie, poprzedzającej 30. rocznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia, towarzyszy peregrynacja wśród rodzin kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Prymas w żadnym ze swoich kazań nie wypowiedział się źle o żadnym ówczesnym polityku, chociaż wiele od systemu komunistycznego i jego ludzi wycierpiał. W każdej sytuacji potrafił dojrzeć człowieka, umiał wybaczyć, nie był małostkowy. Ksiądz Gałka do dzisiaj pamięta, gdy jako młody ksiądz przyszedł do prywatnej kaplicy księdza prymasa, a ten wyjął z brewiarza pożółkłe kartki. Na jednej miał wypisane nazwiska księży, którzy opuścili kapłaństwo. Modlił się za nich nieustannie. Na drugiej wypisane było nazwisko Bolesława Bieruta. „Codziennie modlę się za niego, gdyż był to człowiek, który dokonał w życiu złych wyborów. Ale w gruncie rzeczy to nie był zły człowiek” – usłyszał ks. Gałka. Nie zdziwił się, gdy po śmierci Bieruta prymas odprawił Mszę św. za jego duszę. To było prawdziwie chrześcijańskie!
– Prymas Wyszyński nie rozmawiał z mediami – z komunistycznymi z zasady, z zagranicznymi – z wyboru. Nie chciał, by za granicą źle mówiono o Polsce. Gdyby żył w dzisiejszych czasach, z pewnością byłby inaczej przedstawiany – zastanawia się Ewa Czaczkowska, autorka najpełniejszej jak dotąd biografii kard. Wyszyńskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.