O swoich dramatycznych przeżyciach w czasie wojny w Aleppo w latach 2012-14 opowiedział Ojcu Świętemu i wszystkim zebranym 18-letni Abdou Gabro z Syrii, który przybył na to spotkanie ze swym 12-letnim bratem Mario. Wspomniał o kilku "cudach", gdy wraz z rodziną przeżył kilka nalotów bombowych i podziękował Grekom za to, że ich przyjęto "z otwartymi ramionami".
Młody Syryjczyk powiedział, że wojna w Aleppo rozpoczęła się w lutym 2012 od trzech potężnych wybuchów bombowych, "które oznaczały radykalną zmianę w naszym życiu". Dla niego i jego rodziny "pierwsze brutalne doświadczenie" nastąpiło w miesiąc później, gdy bez żadnych zapowiedzi do ich spokojnej dzielnicy wdarły się zorganizowane i uzbrojone grupy ekstremistów, siejąc wszędzie strach i śmierć, celując w ludzi znajdujących się na balkonach i w okolicach domów.
"Miałem wtedy zaledwie 9 lat i nic nie rozumiałem poza strachem matki, która nas obejmowała i lękiem mojego ojca, który po włożeniu kilku rzeczy do walizki czekał kilka godzin przed bramą, licząc na to, że Bóg nam pomoże. Koniec tego dnia zastała nas zgromadzonych blisko na modlitwie, żywych, ale świadomych nowej, niezwykle surowej rzeczywistości, która była przed nami" – wspominał młody Syryjczyk.
W maju i 9 listopada 2014 dwukrotnie cudem on i jego rodzina uniknęli śmierci, gdy na ich domy spadły bomby; przeżyli, ale ponieśli wielkie straty materialne. Ten drugi zamach umocnił w nich wiarę, ale też decyzję o opuszczeniu Syrii. Postanowili wyjechać do Grecji, gdzie od 2000 przebywał ich wuj. A ponieważ nie zdołali uzyskać wiz w ambasadach greckich w Libanie i Turcji, pozostała droga morska. Dopiero za trzecim razem zdołali łodzią dopłynąć do greckich wysp Simi i Rodos, gdzie przyjęto ich "z otwartymi ramionami", ze zrozumieniem ich problemów.
"I w końcu znalazłem się w Atenach, pośród was jako uczeń III klasy. Przygotowuję się do stania się pożytecznym członkiem społeczeństwa obywatelskiego" – powiedział Abdou. Dodał, że ma wiele marzeń, chciałby studiować w Grecji lub za granicą, a teraz "mówię ogromne «dziękuję» siostrom św. Józefa, które mnie przyjęły i pomagały mi. Dzięki nim stałem się członkiem przepięknej rodziny Joanny d'Arc. Dziękuje wszystkim nauczycielom i kolegom za ciepłe przyjęcie mnie i moich bliskich" – zakończył swą wypowiedź młody uchodźca z Syrii.
O swojej drodze wiary opowiedziała z kolei 26-letnia Ioanna Vidali z diecezji Tinos. Ukończyła socjologię, ale pracuje obecnie w cukierni, co bardzo jej odpowiada i pozwala jej na rozwój twórczy. Wyznała, że wychowała się w rodzinie głęboko religijnej i w dzieciństwie nie mogła się doczekać sobotnich lekcji katechizacji, "aby nauczyć się czegoś nowego, co dałoby mi odwagę do kroczenia naprzód w codzienności".
Podkreśliła, że największą rolę w jej życiu odegrały jej matka i babka, które nauczyły jej modlitw, codziennego dziękowania Boga za wszystko, co jej dał. I choć czasami wydało jej się to nadmierne, to zawsze uciekała się do Niego, gdy była sama, rozmawiała z Nim, wyznawała Mu swe troski i zawsze była blisko Niego. Później bardzo ważna była dla niej siostra urszulanka, gdyż "nauczyła mnie radości dawania i solidarności i która powiedziała mi kiedyś, aby postrzegać życie jako służbę Bogu i bliźniemu" – mówiła dalej młoda katoliczka.
Wskazała następnie, że gdy w wieku młodzieńczym szukała długo swej tożsamości, jej droga życiowa stała się trudniejsza. To, co do tej pory wydawało się jasne, zaczęło się komplikować, wzmagały się w niej walki wewnętrzne i pytania, wszystko stawało się niepewne, również jej wiara w Boga. Zaczęła się Go bać, nieraz czuła się zagubiona, szukając rozpaczliwie jakiegoś znaku od Niego i odrzucała Jego wolę. Wielkim stresem były dla niej egzaminy na uniwersytet, gdy nie wierzyła w obecność Boga i była zła, gdyż czuła się tak, jakby Go przy niej nie było.
Ale pewnej nocy, gdy miała już całkiem porzucić wiarę, ukazał jej się we śnie piękny, spokojny i uśmiechnięty Chrystus, który pozdrowił ją z dala i powiedział jej: "Nieważne, czy Mnie ignorujesz, wystarczy, że jestem dla tych wszystkich, którzy wierzą, że Ja istnieję". "Obudziłam się tak poruszona, że dopiero dzień później odważyłam się opowiedzieć o tym jednej z moich nauczycielek, której nie bałam się wyznać takich doświadczeń" – wspominała Ioanna.
Zaznaczyła, że od tamtej chwili nie tylko umocniła się jej wiara, ale także przyjęła wielkość miłości Boga, który pozwolił, aby błądziła, ale też, aby znalazła różne odpowiedzi. Zaczęła zajmować się animacją młodych, którym stara się, na miarę swych sił i możliwości, towarzyszyć w ich drodze do Boga I choć pewnie zdarzy się, że się zagubi, to "teraz wiem, że wiara jest zakorzeniona w moim sercu jak busola i że On będzie mi towarzyszył tam, dokąd zechce" – zakończyła swe świadectwo 26-latka.
„Nie jesteśmy chrześcijanami, dlatego, że musimy nimi być, ale dlatego, że jest to piękne” - podkreślał papież podczas spotkania w szkole urszulanek na przedmieściach Aten. Był to ostatni punkt jego wizyty w Grecji przed powrotem do Rzymu.
Wysłuchawszy świadectw młodych osób mówił, że nie należy bać się wątpliwości, bo – jak wyjaśnił - nie są one brakiem wiary. „Przeciwnie, wątpliwości są witaminami wiary; pomagają ją umocnić, uczynić mocniejszą, to znaczy bardziej świadomą, wolniejszą, dojrzalszą” - podkreślił.
Jak zaznaczył Franciszek, jest to niczym historia miłości. „I jak to w historii miłosnej bywa, są chwile, kiedy trzeba zadać sobie pewne pytania. I jest to dobre, podnosi poziom relacji” - oświadczył.
Apelował o odrzucenie pokusy następującego myślenia w chwilach życiowych trudności: „A może ze mną jest coś nie tak, może to ja jestem pomyłką?”.
To diabeł, ostrzegł, „zasiewa tę wątpliwość w naszych sercach, aby pogrążyć nas w smutku”.
Nawiązując do kultury klasycznej, przypomniał, że punktem wyjścia dla filozofii, sztuki, kultury i nauki były iskra, odkrycie, zdumienie.
„Tak zaczęła się filozofia: od zachwytu nad tym, co jest, nad naszym istnieniem, nad harmonią stworzenia, nad tajemnicą życia” - zaznaczył.
Papież dodał zarazem, że zdumienie jest także początkiem wiary, bo ona - wskazał - „nie składa się przede wszystkim z zestawu tego, w co należy wierzyć i przykazań, które należy wypełniać”.
„Sercem wiary nie jest idea czy moralność, lecz rzeczywistość, piękna rzeczywistość, która nie zależy od nas i która zadziwia: jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga” - mówił młodzieży.
„Zamiast więc zaczynać dzień przed lustrem, dlaczego nie otworzysz okna swego pokoju i zatrzymasz się nad pięknem, które widzisz? A następnie powiesz: +To dla mnie, to jest dar dla mnie, mój Ojcze” - radził.
Przywołał też słowa wyryte na frontonie świątyni w Delfach - „poznaj samego siebie”.
„Dzisiaj istnieje niebezpieczeństwo tego, że zapomnimy, kim jesteśmy, obsesyjnie skupieni na tysiącach pozorów, na wtłaczanych do głowy wiadomościach, które uzależniają nasze życie od tego, jak się ubieramy, jakim samochodem jeździmy, jak inni na nas patrzą. Ale to starożytne wezwanie, +poznaj samego siebie+, jest nadal aktualne” - powiedział Franciszek.
Zauważył, że tak, jak Odyseusz w drodze do domu był wabiony przez syreny, tak współczesne syreny chcą zwabić „uwodzicielskimi i natarczywymi przesłaniami o łatwych pieniądzach, fałszywych potrzebach konsumpcjonizmu, kulcie dobrego samopoczucia fizycznego, rozrywce za wszelką cenę”.
Po to, by zachować piękno wiary, „mówimy +nie+ tym, którzy chcą je przesłonić” - stwierdził papież.
Wzywał: „Nie zadowalajcie się kilkoma opublikowanymi postami czy tweetami. Nie zadowalajcie się wirtualnymi spotkaniami, szukajcie tych rzeczywistych, zwłaszcza z tymi, którzy was potrzebują”.
Wielu ludzi - zauważył - „jest dziś bardzo społecznościowych, ale nie bardzo społecznych: zamkniętych w sobie, zniewolonych komórkami, trzymanymi w ręku”.
„Ekran z łatwością staje się lustrem, w którym wydaje ci się, że stoisz przed światem, ale w rzeczywistości jesteś sam, w wirtualnym świecie pełnym pozorów, zdjęć retuszowanych po to, by dobrze wyglądać i by pasować” - ostrzegł.
Zachęcał młodzież, by marzyła o braterstwie.
„Oczywiście, trudno opuścić swoją strefę komfortu, łatwiej jest usiąść na kanapie przed telewizorem. Ale to przestarzałe, a nie coś dla ludzi młodych. Właściwe dla młodych jest reagowanie” - przypomniał.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.