Chmary pustynnych szarańczy, które dotarły do Ugandy w niedzielę, rozprzestrzeniły się już na co najmniej dwa rejony w północno-wschodniej części kraju.
Władze twierdzą, że mają dobrze opracowaną strategię skutecznej walki ze szkodnikami. Rząd polega na armii, angażując do tego celu 2000 żołnierzy.
Zostaną przeszkoleni do rozpylania pestycydów przy użyciu sprzętu ręcznego i zmotoryzowanego. Najbardziej skutecznym sposobem walki z falą szarańczy jest oprysk z powietrza.
W Ugandzie nie ma przystosowanych do tego samolotów. W tym celu trwają negocjacje z sąsiednią Kenią, która sama zmaga się z plagą.
- Inwazja szarańczy jest dużym zagrożeniem w Ugandzie i całej Afryce - mówi. ks. David Okullu, z diecezji Gulu północy Ugandy. - Może doprowadzić do głodu i śmierci wielu osób, jeśli problem nie zostanie opanowany. Do nas jeszcze szarańcza nie dotarła, ale tu zmierza. Czasami zmienia kierunek.
Ugandyjski kapłan, który prowadzi organizację SORUDEO, wspierającą rozwój rolnictwa w północnej części kraju, dodaje, iż obecne plony są już zebrane.
- Teraz ludzie tutaj mają szczęście, ponieważ jesteśmy w porze suchej, a plony zostały już zebrane. Ale jeśli szarańcza pozostanie dłużej niż trzy miesiące, wtedy to będzie katastrofa. Wielu ludzi dotknie głód.
Ostatnia tak wielka plaga szarańczy pustynnej dotknęła Ugandę na początku lat 60-tych XX wieku.
Szkodniki zagrażają bezpieczeństwu żywnościowemu w krajach Rogu Afryki.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.