„On był i pozostaje dla mnie prawdziwym bohaterem. Cichy, dyskretny, a jednocześnie niezwykle otwarty. To człowiek, z którym chce się przebywać”.
Henryk Przondziono /Foto Gość
Ks. Henryk Bolczyk, kapelan górników z „Wujka”, w Carlsbergu.
Słowa Kazimierza Kutza, zapisane w książce „Mocowałem się z Bogiem” – wywiadzie rzece Jacka Dziedziny, trafnie opisują, jaki jest ks. Henryk Bolczyk. Można nie wiedzieć, że był obecny przy górnikach w czasie pacyfikacji kopalni „Wujek”. Można nie rozpoznać go w postaci proboszcza z filmu „Śmierć jak kromka chleba”. Można nawet nie pamiętać, że przez wiele lat był moderatorem generalnym Ruchu Światło–Życie. Jednak ktokolwiek pozna go osobiście, wyczuwa, że to kapłan niezwykły, mądry, żyjący w obecności Boga, a jednocześnie skromny, życzliwy i bardzo serdeczny. Niedawno skończył 80 lat. Miał niespełna rok, kiedy wybuchła II wojna światowa. Ojca zabrano na wschodni front. Cudem ocalał, gdy kula przeszła przez rękę i otarła się o głowę. Do domu wrócił dopiero po zakończeniu wojny.
„Dramat przeżywałem, kiedy musieliśmy siedzieć przez kilka tygodni w piwnicy, gdy front z Żor przetaczał się przez Halembę” – wspomina ks. Henryk. „Gdy Rosjanie wchodzili do domów, a rodziny nie zdążyły posprzątać fotografii ojców, braci, walczących na froncie niemieckim, to wystawiali ludzi na plac i zabijali. I taki stos zwęglonych ludzi, moich niedalekich sąsiadów, jako dziecko oglądałem...”. Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił do Gimnazjum św. Jacka, które zostało zamienione na niższe seminarium duchowne. Choć, jak sam twierdzi, w wieku 14 lat nie mógł jeszcze myśleć, że to preludium do kapłaństwa. „Przykład gorliwych kapłanów z pewnością kształtował we mnie powołanie, ukazywał je jako wielki dar. Czy ja czułem się gotowy do jego przyjęcia? Gdzieś głęboko dojrzewało to we mnie”.
Prorocy o krok do przodu
Święcenia kapłańskie przyjął w uroczystość św. Jana Chrzciciela 24 czerwca 1962 roku. Po latach tak wspominał ten dzień: „Uświadomiliśmy sobie, że przez nasze ręce, usta, przez całe nasze życie uobecnią się wszystkie tajemnice Jezusa i tak będzie odtąd do końca naszego życia. (...) Gdybym miał opisać, jak wygląda szczęście, powiedziałbym na przykładzie tego dnia, że szczęście odbiera człowiekowi wszystkie ciężary; poczułem się tak lekki”. Pierwsze miesiące kapłaństwa zbiegły się z rozpoczęciem obrad Soboru Watykańskiego II, którego echa dochodziły do uszu śląskich księży. „Pamiętam, jak siedziałem w konfesjonale, czytając w »Znaku« pierwsze zdania Konstytucji dogmatycznej o Kościele »Lumen gentium«” – wspomina w jednym z wywiadów dla „Gościa Niedzielnego”. – Przeczytałem, że Kościół jest w Chrystusie sakramentem, czyli znakiem zjednoczenia z Bogiem i ludźmi. Były też liczne obrazy biblijne: że jest organizmem, ciałem Chrystusa, budowlą. To mnie wzruszało, bo to był inny Kościół niż ten, który wyniosłem z seminarium, który bardziej przypominał instytucję doskonałą, idealnie zorganizowane wojsko”.
Decyzje, które zapadły za murami Watykanu, zwłaszcza te dotyczące odnowy liturgii w Kościele, w osobie ks. Bolczyka padły na żyzny grunt. Był w tym podobny do nieco starszego w kapłaństwie kolegi ks. Franciszka Blachnickiego. Już w roku 1968, na rekolekcjach oazowych dla księży, wdrażali w życie to, co było postanowieniami ojców soborowych, a co sami intuicyjnie czuli dużo wcześniej. To cecha i przywilej proroków, że zawsze są o jeden krok do przodu. „Kościół wyraża się w liturgii, on się rodzi z niej i całą działalność swoją ma do niej sprowadzić” – tłumaczy ks. Bolczyk. – To było odkrycie i nie wiem, czy przed soborem każdy biskup umiałby powiedzieć, że liturgia jest źródłem i szczytem. Cała nasza działalność kościelna sprawdza się dopiero wtedy, gdy wyraża się w liturgii. Myślę, że to do dzisiaj jest niespełniony postulat soborowy”.
Na plebanii razem
Jedną z pierwszych parafii młodego wikarego był kościół Mariacki w Katowicach. To było dla niego miejsce wdrażania soborowych postanowień, uczenia się duszpasterstwa w „nowej” rzeczywistości Kościoła. Wraz z ks. Damianem Zimoniem, późniejszym metropolitą katowickim, odkrywali, że każda chwila kapłańskiego życia, każdy moment przebywania z ludźmi, ma być ewangelizacją, próbą ożywiania wiary, pokazywania nurtów, które przez sobór na nowo zostały odsłonięte w Kościele. Razem z późniejszym biskupem siadali nad czytaniami ze zbliżającej się niedzieli, dzielili się słowem Bożym, inspirowali wzajemnie w przygotowaniu kazań. „Odtąd pojęcie »dyżuru« przestało być trudem indywidualnym, a stało się tematem wspólnym. Bezwiednie dotykała nas mądrość, zrozumienie, że przygotowywanie kazania nie jest jedynie dyżurnym zadaniem głoszenia innym, ale znacznie wcześniejszym budowaniem więzi, zarówno z drugim człowiekiem, na przykład kapłanem z tej samej plebanii, jak i ponad wszystko więzi z samym Bogiem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jakimi możliwościami dysponuje teraz Kościół oraz inne związki wyznaniowe?
Emerytowany metropolita przemysko-warszawski Kościoła greckokatolickiego obchodzi 85. urodziny
A jednocześnie niech to będzie czas podążania ku radości Betlejem.
Prezydent Francji Emmanuel Macron odwiedził kończącą się odbudowę katedry Notre Dame w Paryżu.