Buciki i Kościół

Wolność od nacisku nie polega na tym, że nie robię tego, do czego ktoś mnie popycha. Wolność od nacisku polega na tym, że wybieram dobro niezależnie od tego, czy ktoś mnie naciska i w którym kierunku.

Reklama


Niedzielną akcję “bucikową” organizatorzy mogą uznać za udaną. Happening udało się zrealizować w pełni: nie tylko powiesić buciki, ale także sfotografować bądź sfilmować usuwających je duchownych. Miał to być symbol tuszowania sprawy przez Kościół. Nie przeliczyli się, na pomoc części przedstawicieli Kościoła jak widać w takich sprawach zawsze można liczyć. Oczywiście, nie jest to żadną miarą pretensja do organizatorów akcji. Każdy ma prawo prezentować swoje poglądy, ma też prawo wykorzystywać do tego przewidywane działania innych. To tylko przyczynek do zastanowienia się w przyszłości, co robimy i czy przypadkiem nie wpisujemy się w przygotowany dla nas scenariusz.

Trzeba zapytać o sens akcji. Z pewnością jest nim obudzenie społecznego poczucia problemu. Ale nie tylko. Czy to próba nacisku na hierarchię Kościoła? Bardzo wątpię. Moim zdaniem celem jest zbudowanie społecznego poparcia dla nacisku na władze państwowe. Gdy kilka lat temu w Łodzi prokuratura zarekwirowała akta Kościół złożył skargę do sądu i sąd stanął po jego stronie. To jednak nie znaczy, że będzie tak zawsze.

Nie jest prawdą, że Kościół nie współpracuje z prokuraturą czy blokuje osądzenie sprawców. I nie mówię tylko o tym, że taką współpracę nakazał w 2011 r. Benedykt XVI. W Polsce w sprawach karnych istnieje praktyczna współpraca, jeśli tylko prokurator jej chce. Ale liczy się świadomość społeczna. I znów: organizatorzy akcji mają prawo wywierać nacisk na władze i wpływać na społeczeństwo. Ale powinniśmy rozumieć, co się wokół nas dzieje.

Odrębnym pytaniem jest, czy powinniśmy się tym kierować. Otóż moim zdaniem nie. Wolność od nacisku nie polega na tym, że nie robię tego, do czego ktoś mnie popycha. Wolność od nacisku polega na tym, że wybieram dobro niezależnie od tego, czy ktoś mnie naciska i w którym kierunku. Wolność od ludzkiej opinii polega na tym, że wybieram dobro niezależnie, czy mnie za to skrytykują czy pochwalą, i czy będą to obcy, czy swoi. W moim najgłębszym przekonaniu w Kościele powinniśmy kierować się dobrem. A właściwie: Dobrem. Na co wskazuje Dobro?

W ciągu ostatnich miesięcy papież napisał dwa Listy do Ludu Bożego. Pierwszy skierowany do Chilijczyków, drugi do katolików całego świata. Pojawiają się w nich dwa ważne wnioski. W Liście napisanym po raporcie z Pensylwanii papież pisze:

Jeśli w przeszłości naszym sposobem reakcji mogło być zaniedbanie, to dzisiaj chcemy, aby solidarność, rozumiana w swoim najgłębszym i wymagającym znaczeniu stała się naszym sposobem tworzenia historii aktualnej i przyszłej [...]. Taka solidarność każe nam z kolei ujawniać wszystko, co może zagrozić integralności każdej osoby.

W Liście do Chilijczyków znajdujemy natomiast słowa:

[...] chcę to powiedzieć w sposób szczególny każdemu z was: „Święta Matka Kościół potrzebuje dziś Ludu Bożego, potrzebuje, aby nas pytał (...). Kościół potrzebuje, abyście zdobyli legitymacje starszych wiekiem, duchowo starszych i abyście odważyli się powiedzieć nam «to mi się podoba», «uważam, że tą drogą należy iść», «tym szlakiem nie warto». Powiedzie nam, co czujecie i myślicie”. Jest to w stanie włączyć nas wszystkich w Kościół z tchnieniem synodalnym, które potrafi postawić Jezusa w centrum.

Wśród świeckich widzę jednak przede wszystkim brak odwagi do mówienia. W obu zakresach. Myślą raczej o niewymagającym osobistej odpowiedzialności wywieraniu nacisku przez manifestację. Nie tylko nie jest to zgodne z tym, czym jest Kościół - Ciałem Chrystusa, jednym (!) Ciałem, ale także skuteczność będzie miało raczej mizerną.

Papież wskazał, gdzie widzi dobro. Jak podążać w tym kierunku? Myślę, że celowe byłyby dwa rodzaje działań, które można zrealizować na poziomie Kościołów lokalnych. Pierwszą jest dodanie wiernym odwagi do ujawniania wszelkich znanych im przypadków wykorzystywania dzieci (list?). Zbyt często panuje przekonanie, że należy o tym raczej milczeć, niż mówić. Daleki list papieża niewiele tu zmieni. Drugą kwestią jest zmierzenie się z przeszłością, to znaczy przeanalizowanie dostępnej dokumentacji i podanie wyników analizy do publicznej wiadomości.

Żyliśmy w czasach, w których współpraca z władzą nie wchodziła w grę. Dodatkowo – o czym dziś się zapomina, co wydaje się wręcz nie do uwierzenia – o wykorzystywaniu seksualnym dzieci jako o problemie zaczęło się mówić w połowie lat 70. XX w., a pierwsze systematyczne badania zjawiska w Stanach Zjednoczonych to rok 1979 (D. Finkelhor). Co więcej: pod koniec lat 80. a nawet w pierwszej połowie lat 90. w amerykańskiej prasie pojawiały się głosy odwrotne, głównie bagatelizujące i wyrażające niedowierzanie. Dziś wiemy, że to, co niewiarygodne, zazwyczaj jest prawdziwe, ale to wszystko jest istotnym kontekstem.

Jak wskazują jednak doświadczenia zyskane przy okazji lustracji i oskarżeń o kontakty z SB znacznie lepiej “działa” zwrócenie się do historyków o przebadanie dokumentów niż uporczywe milczenie. Czy ten model postępowania mógłby być zastosowany także w tym przypadku?

Obie propozycje chciałabym – zgodnie z prośbą papieża Franciszka - poddać rozwadze Kościoła.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama