Broniąc krzyża, nie wolno zapominać, co on oznacza. Krzyż uczy, że można i trzeba bronić prawdy, ale tak, by nie wszczynać wojny.
Państwo dla wierzących i niewierzących
Krzyż z natury jest symbolem pokornym i takim musi pozostać. Nie może być potraktowany jako flaga zatknięta na zwycięskim miejscu. Tu i ówdzie w Polsce po 1989 r. pojawiały się w kościelnych środowiskach triumfalistyczne zapędy. Pokusa zbyt bliskiego sojuszu tronu i ołtarza obecna jest w Kościele od czasów edyktu mediolańskiego. Zawsze kiedy Kościół zaczynał wykorzystywać państwo do swoich religijnych celów, kończyło się to źle, zarówno dla państwa, jak i Kościoła. To trzeba uczciwie przyznać, ale i dodać, że alternatywą nie musi być taki rozdział państwa od Kościoła, który zakłada izolację, wrogość lub uznanie ateizmu za rodzaj oficjalnej „religii” świeckiego państwa. Nie ma jednej gotowej, uniwersalnej recepty na ułożenie relacji między Kościołem a demokratycznym państwem. Trzeba szukać takiego modelu, który pozwoli i wierzącym, i niewierzącym czuć się w Polsce u siebie.
„Namawiam wszystkich, łącznie z sobą, do cierpliwości” – mówił w wywiadzie ks. Jerzy Szymik („Dziennik Polska”). „Do budowania takiej przestrzeni kulturowej, która będzie przyjazna dla wszystkich.Nie za cenę płytkiego pacyfizmu, nie ze strachem przed jasnym określeniem własnej tożsamości. Są możliwe, wierzę, do wypracowania takie kompromisy, taka konwergencja stanowisk, dzięki którym to, co jest dla mnie drogie, może istnieć w taki sposób, by nie raniło innych. I stawać się drogie dla innych. A to, co drogie dla niego, może stawać się drogie dla mnie. Nie ma na to innego sposobu jak cierpliwość, rozmowa, uważność na drugiego”. Tolerancja nie oznacza, że nic dla nikogo nie jest ważne ani święte. Tolerancja oznacza szacunek dla różnych poglądów, które nie muszą ze sobą wojować, mogą sąsiadować bez agresji.
Przykładem mądrego budowania takiego porozumienia jest preambuła do polskiej konstytucji. Mowa jest w niej o tym, że obywatele Rzeczypospolitej to „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Pojawia się tam sformułowanie o „poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem”. Najważniejszy polski tekst prawny ma wzmiankę o Bogu. Ten zapis nie został narzucony przez nikogo. Powstał w wyniku demokratycznego procesu, nawiasem mówiąc, pod auspicjami lewicowego prezydenta. Wzmianka w preambule nie dotyczy jakiegokolwiek Boga. Z powodów historycznych wiadomo, że chodzi o Boga chrześcijan, którego symbolem jest krzyż.
Zapis w konstytucji wyznacza pewien standard rozwiązań w życiu społecznym. Neutralność światopoglądowa państwa, państwowej szkoły czy urzędu nie oznacza narzucania laickości, nie jest tożsama z bezbożnością. Państwo nie łączy się z żadną religią, ale stwarza przestrzeń do realizowania duchowych potrzeb każdemu i umożliwia ich publiczne manifestowanie. Czy w samej polskiej konstytucji nie należy szukać prawnego uzasadnienia dla obecności krzyża w miejscach użyteczności publicznej?
Krzyż mówi: zło dobrem zwyciężaj
Zakwestionowanie krzyża w szkole i urzędzie, niezależnie od dyskusji prawnych, skłania nas, wierzących, do postawienia sobie pytania o to, co krzyż w tych miejscach oznacza. Każdy symbol, nawet najświętszy, może przestać cokolwiek mówić. Jest narażony na utratę znaczenia lub manipulację. Musimy więc na nowo wsłuchać się w przesłanie krzyża i przedstawić je spokojnie tym, którym on dziś przeszkadza.
Co mówią krzyże w szkołach, urzędach, szpitalach? Mówią, że my, wierzący obywatele RP, chcemy uczyć się od Boga, jak budować ład na ziemi. Są znakiem, że chcemy budować naszą cywilizację w poczuciu odpowiedzialności przed Nim. Chcemy zło zwyciężać dobrem. Krzyż jest znakiem nieskończonej miłości, gotowej dać siebie do końca. Nie umiemy tak żyć ani tak kochać, jesteśmy grzeszni, ale chcemy uczyć się takiej miłości. Chcemy kształtować w tym duchu nasze relacje, także w przestrzeni społecznej. Krzyż oznacza także wyrzeczenie się jakiejkolwiek przemocy. Nie jest on znakiem panowania, ale pokornej służby dla dobra każdego człowieka bez wyjątku. Dlatego krzyż nie jest znakiem przeciwko nikomu. Jeśli w historii bywał tak wykorzystywany, to była to zawsze zdrada wobec tego, co oznacza.
Narasta dziś tendencja do rugowania nie tylko symboli, ale i religii z przestrzeni publicznej. Dotyczy to zwłaszcza chrześcijaństwa, a szczególnie katolicyzmu. Europejskie sądy już kilka razy zakazywały chrześcijanom noszenia krzyża w miejscu pracy (stewardesa, motorniczy tramwaju), w imię obowiązkowej neutralności. Można pytać, dlaczego bezbożność ma w demokracji mieć większe prawa od pobożności? Wierzący mają prawo być wierzącymi nie tylko w kościele, ale także w życiu społecznym, politycznym czy zawodowym. Mają prawo do swoich symboli, do poglądów, do obecności w polityce, pojętej jako troska o wspólne dobro. Katolicy mają prawo domagać się respektowania tych praw, jednak tak, by nie wszczynać wojny. Wierność prawdzie nie musi łączyć się z agresją wobec kogokolwiek. Krzyż mówi dokładnie o tym.