Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim "nova et vetera" - rzeczy nowe i stare. Te "stare" nie starzeją się nigdy. "nowe" nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo. abp Alfons Nossol
24. Kapelusz z Teksasu
Kościółek w malowniczej, bawarskiej wiosce wypełnił się już ludźmi. Czekałem przy drzwiach zakrystii. Minutę przed 14 szeroko otwarły się drzwi kościoła, pierwszy wszedł Billy, ojciec Harry’ego. Na głowie miał wspaniały kapelusz - dokładnie taki, jakie znamy z filmów z Teksasu. Kapelusz był autentyczny, bo młody tato był rodowitym Teksańczykiem. Nie zdjął kapelusza do końca ceremonii. Nie nawykł, widać, do naszych obyczajów. Kilka dni wcześniej, jak zawsze przed chrztem dziecka, odwiedziłem rodzinę Billy’ego, Sonji i Harry’ego. Teksańczyk słabo znał niemiecki, jednak na tyle, bym mógł się zorientować, że ten człowiek nie miał w swoim życiu większego, a być może nawet żadnego kontaktu z religią. Czy sam był ochrzczony? Nie wiem. Gdy go wprost o to zapytałem, dał odpowiedź godną polityka: “Jestem chrześcijaninem”. Powtórzyłem pytanie dobitniej: “O key, ale czy jesteś ochrzczony?” Odpowiedział: “Pytasz za dużo”. Wobec tego przestałem pytać. Rozmowa trwała wszakże dalej.
Bez wątpienia, młody Amerykanin niewiele miał wspólnego z naszą kościelną tradycją, nawet widzianą z perspektywy niemieckiej. Ale bez wątpienia jego umysł, jego serce, jego wnętrze były otwarte na Boga. Powiem więcej - w jakiś naturalny sposób doszedł chyba swoimi własnymi drogami do poznania i uznania Boga. Rozmawiając z nim, mimo wzajemnych trudności językowych, odkrywałem ze zdumieniem kolejne zdania zapisane w Katechizmie naszego Kościoła. Teksańczyk był wojskowym, nawykł do dyscypliny i szanował porządek. Dlatego ład przyrody, niezwykły porządek zasad rządzących materią, kosmosem były dla niego argumentem: “Świat nie jest sam, świat bez Boga to jak armia bez generała. O key?” Cóż miałem rzec? “Yes, Billy”. Billy uśmiechnął się zadowolony i kontynuował swój wywód: “Widzisz, ja się nie znam na mądrościach, ale jakby ciebie nie było, świat byłby dalej o key. Jakby mnie nie było - też. To jak w wojsku - jeden żołnierz mniej nic nie znaczy. Będzie za niego dziesięciu następnych. Ale jak będzie dziesięciu bez sierżanta - to można wojnę przegrać. Świat też ma swego sierżanta”. Słuchając tego mrunkąłem: Droga poznania Boga wychodząca z przygodności świata. “Co mówisz?” Machnąłem ręką, że to nie ważne, a Billy kontynuował: “Leciałeś samolotem naprzeciw wschodzącego słońca?” Tym razem kiwnąłem głową potakująco, faktycznie, leciałem wracając z Chicago. Widok był przepyszny. “O key, leciałeś. Wiesz jak to wygląda. A wiesz, kto namalował te wszystkie kolory? Ty się o to zapytaj, a nie o to, czy ja ochrzczony”. Tym razem nie pomrukiwałem, tylko odnotowałem w myślach: Droga poznania Boga wychodząca od obserwacji piękna i harmonii w świecie. A Billy, jak nakręcony gadał łamaną niemczyzną dalej: “Jak sto tysięcy ludzi chodzi po New York, to wygląda, że jest jeden wielki bałagan. A ty dobrze wiesz, że każdy wie po co i dokąd idzie! Nas po świecie chodzi 4 miliardy - i każdy ma jakiś cel. I cały świat musi mieć jakiś cel. Ten cel zna Bóg…” Przerwałem mu: Billy, czy ty naprawdę myślisz, że każdy człowiek wie po co żyje? Zniecierpliwiony przerwał mi: “A ty myślisz, że każdy żołnierz wie po co robi to czy tamto? Sierżant wie więcej, ale też nie wszystko. Pułkownik wie jeszcze więcej. Ale tak naprawdę wszystko wiedzą tylko w Pentagonie!” Cóż, to był kolejny krok w poznawaniu Boga - uznanie w Bogu celowej przyczyny świata. Brakowało mi tylko uznania w Bogu początku istnienia świata. Niestety, rozmowę przerwała żona Billy’ego, wnosząc ciasto i kawę… Ciasto było dobre, kawy wieczorem nie mogę. Razem z Teksańczykiem piliśmy więc “juice”.
Billy potrafił patrzyć na świat i wyciągać wnioski. Daleko, bardzo daleko idące. Nie wiem, czy potrafił równie głęboko patrzeć na człowieka - na samego siebie i na innych. Nie miałem okazji z nim więcej rozmawiać. A na człowieka też warto patrzeć… Człowiek - nieraz posługujący się kłamstwem, ale zawsze otwarty na prawdę i ceniący ją wyżej. To znów zanurzony w brzydocie i szarzyźnie, ale zawsze tęskniący za pięknem. Tak często świadomie, z rozmysłem czyniący zło, a jednak uznający wielkość dobra. Zniewalający innych i ubezwłasnowolniony przez samego siebie, a przecież jego tęsknotą jest wolność. Sięgający po gorzałkę i heroinę, ale nie mogący zagłuszyć głosu sumienia. Taki mały i kruchy, a przekonany o swej nieskończoności. I szukający szczęścia, którego szuka chyba nie tam, gdzie ono jest. Ale szuka. Czy to pobieżne spojrzenie na człowieka nie odsłania Kogoś, w kim wszystkie te sprzeczności mogą znaleźć rozwiązanie? Czy człowiek patrząc w swą duszę, nie musi zobaczyć Boga, który go stworzył?
Drogi poznania Boga? Dowody Jego istnienia? One mogą pomóc stwierdzić, że wiara nie sprzeciwia się rozumowi. To jednak mało - człowiek tęskni za tym, by zbliżyć się do Boga. Nawet, jeśli nie zna wielkich religijnych tradycji i nie potrafi swojej tęsknoty nazwać. Za kapeluszem prosto z Teksasu kryje się serce spragnione Boga. Zawsze.
Katechizm Kościoła Katolickiego, 31- 35.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).