…jedź do o. Papczyńskiego. On zrozumie, bo sam doświadczył życiowych porażek jak mało kto. I wygrał.
Tu wszystko nabiera nowego, pełniejszego sensu. Beznadziejne sytuacje się prostują, rozpaczliwe położenie zyskuje perspektywę nadziei, a pozorny upadek staje się zwycięstwem. Bo takie było życie o. Stanisława Papczyńskiego: pełne paradoksów, trudności i porażek, które zamieniły się w wielkie, wciąż odkrywane dzieło. Po 300 latach. A mały i skromny wieczernik w Górze Kalwarii, nie tak dawno znany tylko lokalnie, staje się sanktuarium. Bo tętni religijnym życiem, przyciąga do modlitwy i nawrócenia wszystkich, którzy poznają skromnego marianina z Porzecza.
Do wieczernika
Ojciec Jan Mikołaj Rokosz, kustosz sanktuarium o. Stanisława Papczyńskiego na Mariankach w Górze Kalwarii, spaceruje po kalwaryjskich ścieżkach. Gdy spotka pielgrzyma, porozmawia, zagada. – Moja misja to troska o pielgrzymów. Błogosławieństwo, rozmowa, czasem wspólna modlitwa. Myślę, że działam w imieniu o. Papczyńskiego. On patrzy z góry i wspiera, ja jestem na miejscu.
Do Góry Kalwarii niby blisko z Warszawy, ale i ciut daleko, bo na uboczu, więc i trochę nie po drodze. Mimo to regularnie przyjeżdżają tu czciciele świętego marianina. – Dziś rozmawiałem z mężczyzną, który przyjeżdża dwa razy w tygodniu do Góry Kalwarii, ale pierwsze kroki zawsze kieruje tutaj, do św. o. Stanisława, i jemu powierza siebie i swoją rodzinę. Twierdzi, że nie ma lepszego świętego. Jako marianin nie zaprzeczam – uśmiecha się o. Rokosz. Stara się, by jego duszpasterska posługa była subtelna. Tak, by pielgrzymi nie czuli się zmuszeni do opowiadania świadectw. Ale często sami chcą mówić o łaskach, które otrzymali za wstawiennictwem o. Papczyńskiego. Czasem też piszą świadectwa. O narodzinach zdrowego dziecka, gdy diagnozy były bardzo niepomyślne. O szczęśliwym i zaskakująco szybkim wyleczeniu raka, o zajściu w ciążę przez kobietę, która straciła już wszelką nadzieję… – Wszyscy ci ludzie najpierw przyjechali tu, do Góry Kalwarii, modlili się za wstawiennictwem o. Papczyńskiego, a potem wrócili: podziękować za łaski. Jestem tu niecały rok. Wydawało mi się, że naszego założyciela znałem wystarczająco. Myliłem się, dopiero tutaj odkrywam go i poznaję – mówi o. Rokosz. – Jestem zaskoczony, jak wielu współczesnych przyjaźni się z osobą, która na ziemi żyła 300 lat temu!
Góra Kalwaria, zbudowana z inicjatywy bp. Wierzbowskiego w XVII w. jako Nowa Jerozolima, była jednym z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Znajdowało się tutaj 38 kaplic i 7 kościołów, 7 zakonów, a miasta strzegły 4 bramy, zbudowane na wzór jerozolimskich. Lud przybywał tu z najodleglejszych zakątków, by uczcić mękę i śmierć Pana Jezusa. Ojciec Stanisław Papczyński przyjechał do Góry Kalwarii w 1677 r. Marianie objęli kościół Wieczerzy Pańskiej, położony poza miastem, na bagnach. To było skromne miejsce, gdzie nikt nie chciał pracować, a wiosną należało tu przypłynąć… łódką. Zadaniem marianów (którzy przeprowadzili meliorację i osuszyli teren) było błogosławienie pielgrzymów przyjeżdżających na dróżki męki Pańskiej.
W tym czasie mądrość i święte życie o. Papczyńskiego zaczynały być szerzej znane. Ludzie opowiadali sobie o cudach, które po jego modlitwach się zdarzały – ot, choćby o cudzie wskrzeszenia martwej dziewczynki czy zatrzymania straszliwej burzy. Więc przyjeżdżali na Marianki, żeby choć chwilę pobyć obok świętego (jak uważali) marianina. Po śmierci jednak o. Papczyński został niemal zapomniany, a kult miał wymiar lokalny. – Garstka ludzi wierzyła, że przyjdzie czas, gdy Polska i świat na nowo odkryją tego wielkiego człowieka. I tak się stało.
Przełom XX i XXI wieku to okres, gdy rozpoczęły się głośne cuda za przyczyną o. Stanisława. Ożywienie martwego dziecka w łonie matki, które posłużyło do beatyfikacji, a potem uratowanie kobiety w stanie agonalnym – cud uznany w procesie kanonizacyjnym. I setki, setki łask, które się dzieją tutaj codziennie – opowiada o. Jan. – Świat zaczął poznawać naszego założyciela, bo to Bóg o nim przypomniał. Nauczanie o. Papczyńskiego dotyczące wiary, ale też patriotyzmu, odpowiedzialności, pracy to przesłanie ważne dla świata i Polski. Warto je poznawać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.