O stawianiu na człowieka, posłudze biskupiej oraz wymianie darów pomiędzy Kościołami katowickim i tarnowskim w 20. rocznicę sakry mówi metropolita katowicki abp Wiktor Skworc.
Ks. Rafał Skitek: Chcę zapytać o początki posługi Księdza Arcybiskupa. Z jednej strony nowa, nieznana diecezja, z drugiej silne zakorzenienie w Kościele katowickim. Udało się to jakoś pogodzić?
Abp Wiktor Skworc: Nie znałem bliżej ani diecezji, ani Tarnowa. Po raz pierwszy byłem tam w 1987 roku na beatyfikacji Karoliny Kózkówny. Towarzyszyłem wtedy bp. Damianowi Zimoniowi. Po nominacji biskupiej Kościołowi tarnowskiemu po raz pierwszy przedstawiłem się 17 grudnia 1998 roku. To prawda, musiałem się pożegnać z diecezją macierzystą, gdzie też nie miałem łatwych zadań, i odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Ale kiedy powiedziałam papieżowi „tak”, doświadczyłem tego, co w języku teologii nazywamy: „łaską stanu”. I powiem szczerze, że dla mnie było to automatyczne zamknięcie jednego i otwarcie zupełnie nowego rozdziału. Z wielkim spokojem otwarłem się na Kościół tarnowski, któremu chciałem służyć – zgodnie z moim zawołaniem biskupim – w Duchu Świętym.
A dlaczego właśnie takie zawołanie?
Bo to w Kościele najwyższa Instancja… On jest architektem Kościoła, On go kształtuje i prowadzi dzieło ewangelizacji. Pomyślałem, że Jemu trzeba się powierzyć, aby służyć Kościołowi. Od dokonania tego wyboru, wołam codziennie – Veni, Sancte Spiritus! I proszę Go, aby mi towarzyszył. Staram się być otwarty na Jego inspiracje…
I ten Duch podpowiadał Księdzu Arcybiskupowi, jak należy kierować Kościołem tarnowskim?
Przez ludzi, wyzwania, znaki – ufam, że tak. Od początku zależało mi na tym, by poznać duchowieństwo. Zacząłem więc odwiedzać wszystkie dekanaty, sanktuaria. Chciałem dobrze poznać diecezję – większą terytorialnie niż katowicka – i jej duchowość. Poza tym jest takie przekonanie, które, jak przypuszczam, towarzyszy księżom w każdej diecezji, o wyjątkowości Kościoła lokalnego, w którym się wyrasta. Tymczasem osobiście mogłem się przekonać, że tradycja Kościoła tarnowskiego jest bardzo bogata i piękna. To spotkanie dwóch tradycji: katowickiej i tarnowskiej dawało mi też poczucie, że tak jedna, jak i druga nie są kompletne. Że one mogą się nawzajem uzupełniać. Że naprzemiennie mogą się czymś inspirować, ubogacać.
Czym konkretnie?
Na samym początku posługi poprosiłem o modlitewniki diecezji tarnowskiej. Okazało się, że takich modlitewników po prostu nie ma. Wkrótce potem powstał skarbiec dla dzieci i dorosłych „Błogosławieni”. Poza tym w Tarnowie nie było duszpasterstwa samorządowców. Przeszczepiłem ten dobry zwyczaj z Katowic. Zawsze zależało mi na dobrych relacjach z władzami lokalnymi. No i otwarciu na problemy społeczne. Ale to tylko wybrane przykłady.
Czym zaskoczył Księdza Arcybiskupa Kościół tarnowski?
Myślę o błogosławieństwie powołań kapłańskich i – w konsekwencji – możliwości zaangażowania misyjnego. W pierwszym roku posługi wyświęciłem 50 prezbiterów! Byłem przekonany, że liczne powołania kapłańskie nie są tylko dla diecezji, ale dla Kościoła powszechnego. Podczas kilkunastoletniego posługiwania w Tarnowie na misje posłałem ok. 150 kapłanów; wiernych świeckich również. Zachwycałem się też akcją Kolędników Misyjnych oraz laikatem zaangażowanym w grupach modlitewnych, takich jak np. Rycerstwo Niepokalanej czy Misyjne Róże. A trudności? Tych zawsze jest wiele, bo szeroki jest zakres odpowiedzialności biskupa. Mają charakter personalny i związany z administrowaniem diecezją. Były też i inne. Niemal każdego roku doświadczaliśmy powodzi. Dotykała ona wielu gospodarstw domowych. Ludzie bardzo to przeżywali. Jednocześnie – jak to zwykle bywa – kataklizm wyzwalał wiele dobra. Zwłaszcza działalność Caritas była dla mnie czymś istotnym. Zawsze starłem się odwiedzać powodzian, pogorzelców, być niejako na linii frontu.
Pytam o Tarnów, bo Ksiądz Arcybiskup niespełna 14 lat posługiwał właśnie tam. Ale wróćmy na nasze śląskie podwórko. Powrót do diecezji macierzystej był...?
Wyrazem posłuszeństwa woli Papieża. Powrót odczytuję znowu w kategoriach wymiany darów. O ile wcześniej zaszczepiłem elementy duchowości i styl duszpasterzowania Kościoła katowickiego w Tarnowie, tak teraz odwrotnie: mogę dzielić się tym wszystkim, co było i jest mocną stroną Kościoła tarnowskiego. Poza tym wiele się zmienia: diecezja tarnowska jest już nie rolnicza, a katowicka już nie robotnicza. Miałem świadomość, że wracam do zupełnie innych Katowic. Inaczej tu było w 1998 roku, gdy opuszczałem stolicę Górnego Śląska. Inaczej jest teraz. Zmieniły się realia, konteksty. Pomyślmy chociażby o samych zmianach w przestrzeni gospodarczo-społecznej. I znowu liczyłem na Ducha Świętego.
Ksiądz Arcybiskup też chyba się zmienił...
Z pewnością. Postarzałem się. Czas biegnie szybko. To wszystko też trzeba brać pod uwagę. Ale mam taką zasadę, której trzymałem się w Tarnowie, i trzymam się teraz: wszystko to, co dobre, trzeba popierać. Takie jest zadanie biskupa: troska o zbawienie i dobro wspólne.
Także w przestrzeni społecznej? Bo chyba tym należy tłumaczyć zaangażowanie Księdza Arcybiskupa w bieżące sprawy regionu?
Bliskie mi są słowa Jana Pawła II: „Człowiek jest drogą Kościoła”. Odczytuję je również tak: „Człowiek jest drogą biskupa”. Pasterz powinien znać ludzi, ich problemy i bolączki. Na przykład w Tarnowie bardzo mocno wspieraliśmy rodziny wielodzietne. Dla nich powstał specjalny program „Gniazdo”. Budowaliśmy także pokojowe relacje ze wspólnotą Romów. Angażowałem się również w rozwiązywanie konfliktów podczas strajków w fabryce samolotów w Mielcu. W Roku Jubileuszowym 2000 odwiedziłem wszystkie zakłady przemysłowe Tarnowa, aby prosić o nowe miejsca pracy, by wstrzymać migracje młodych. Biskup powinien dostrzegać problemy społeczne i na nie bez lęku reagować. Pamiętam o tym i w Katowicach. Poza tym to zaangażowanie Kościoła na Górnym Śląsku w sprawy społeczne jest już stałą tradycją.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).