Artykuły w gazetach bywają krótkie, pozornie spójne logicznie, zaś lektura dokumentów uciążliwa i męcząca.
Wielu czytelników prawdopodobnie będzie się zastanawiać czy tytuł dzisiejszego tekstu nie jest prowokacją. Owszem. Jest. Przemyślaną i celową.
Tym razem zacznijmy od końca.
W 1973 roku pojechałem na pierwszą oazę. Wróciłem zafascynowany. Ale młodość swoje prawa ma. Musiał przyjść czas buntu, wątpliwości, poszukiwania własnej drogi. Potem były studia. Siedziałem nad Ewagriuszem w Pontu gdy doznałem olśnienia. Oświecenie, oczyszczenie, zjednoczenie – trzy etapy życia duchowego. Ewangelizacja, formacja, diakonia – droga ucznia zaproponowana przez Księdza Blachnickiego. Zaczęło się ponowne odkrywanie charyzmatu Ruchu.
Przed kilkoma dniami rozmawialiśmy w małym gronie o lokalizacji tabernakulum. Wiadomo, temat ciągle gorący i budzący wiele kontrowersji. Przy okazji prześledziliśmy drogę, jaką przebyło miejsce przechowywania Najświętszego Sakramentu. Od domowego ołtarzyka, przy którym każdego ranka przyjmowano pierwszy Pokarm dnia, poprzez wmurowaną w południową ścianę świątyni specjalną skrzynię (południe – strona aniołów; ściana – Chrystus fundamentem Kościoła), aż do ołtarza. Przy okazji zmieniał się sens przechowywania. Codzienny pokarm, wiatyk dla umierających, wreszcie miejsce modlitwy i adoracji. Długa droga od Ciała spożywanego do Ciała adorowanego. By ją prześledzić i zrozumieć znów potrzebne były lata lektur, studiów, dyskusji. Co najważniejsze chęć zrozumienia by głębiej przeżywać tajemnice Eucharystii.
Z papieżami bywa podobnie. Gdy przed kilkoma laty nawiązałem w tym miejscu do adhortacji Jana Pawła II Christifideles laici i przytoczyłem z niej cytat świętego Augustyna: „stajesz się Tym, którego przyjmujesz”, pod tekstem rozpętała się burza. Abu zrozumieć i świętego papieża, i świętego Augustyna, znów trzeba wysiłku intelektu i ducha, by dotrzeć do źródeł, zrozumieć i modlić się o przyjęcie z wiarą.
Warto przez moment zatrzymać się przy osobie Benedykta XVI. Podczas ostatniego spotkania z księżmi diecezji rzymskiej mówił o dwóch soborach: o sesjach w bazylice świętego Piotra i soborze dziennikarzy. Od tamtego czasu zasadniczo nic się nie zmieniło. Są dokumenty, wypowiedzi, homilie i są kreujący wizerunek dziennikarze. Z jednej, drugiej, a niekiedy nawet trzeciej strony. Trudność w rozmowie, dyskusji, zaczyna się w momencie, gdy horyzonty niektórych jej uczestników wyznaczają granice nakreślone przez kreujących wizerunek. Co po trosze nie dziwi. Artykuły w gazetach bywają krótkie, pozornie spójne logicznie, zaś lektura dokumentów uciążliwa i męcząca. Same przypisy niekiedy zajmą więcej czasu niż treść zasadnicza.
Qui bono cały ten wywód? W dniu śmierci kardynała Joachima Meisnera opublikowano jego testament duchowy. (W naszym portalu opublikujemy go w sobotę.) Czytamy w nim między innymi: „To jest moja ostatnia prośba do was ze względu na wasze zbawienie: trzymajcie się naszego Ojca Świętego. On jest Piotrem naszego czasu. Podążajcie za jego wskazówkami. Słuchajcie jego słowa. Piotr nie chce nic dla siebie, ale wszystkiego dla swoich braci i sióstr.”
Marc Bosbach, zastępca wikariusza generalnego archidiecezji kolońskiej, wspominał w rozgłośni Domradio moment, gdy kardynał zapoznał go z treścią testamentu: „dał mi duchowy testament do przeczytania. Powiedział: „Proszę spokojnie przeczytać.” Zrobiłem to i zatrzymałem się oczywiście na tym małym fragmencie, który mówi o posłudze Piotrowej, o urzędzie Piotra. Powiedziałem: „Kardynale, czuć wyraźnie, że Kardynał napisał ten tekst w czasie pontyfikatu papieża Benedykta.” Wtedy spoważniał i powiedział: „Nie, to jest aktualne również dziś, to dotyczy mnie również dziś. Papież jest Piotrem naszych czasów i nie jest mi obojętny, nawet kiedy mam pewne trudności z nim i niektórymi jego wypowiedziami, ale to jest papież. I od tego nie odstąpię."
Pozostaje wysiłek ducha i intelektu, zrozumienie i modlitwa o przyjęcie z wiarą. Innej drogi nie ma.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.