Ks. Ernest Simoni był torturowany, głodzony. Skazano go na śmierć, a potem na ciężkie roboty. Powód? Nawoływał, by modlić się za dyktatora Albanii Envera Hodżę i głośno mówił, że trzeba wierzyć w Jezusa, bo tylko On jest życiem. 88-letni męczennik Albanii otrzymał niedawno biret kardynalski od papieża Franciszka.
To najbardziej przykuwająca uwagę postać na liście 17 nowych kardynałów. Jedyny duchowny bez tytułu biskupa. Wchodząc w skład kolegium kardynalskiego, z racji wieku nie będzie mógł oddać głosu w czasie przyszłego konklawe. Papieżowi Franciszkowi zależało jednak na jego nominacji. Traktuje ją jako „hołd wobec cierpienia Albanii w czasie komunistycznych prześladowań” i jako „znak uznania dla Kościołów i księży na całym świecie, którzy dzisiaj cierpią prześladowania i z odwagą trwają przy Chrystusie”. Historię ks. Ernesta Ojciec Święty usłyszał przed dwoma laty w czasie krótkiej wizyty w Albanii, a obiegła ona świat dzięki pewnej fotografii.
Łzy papieża
Zdjęcie zrobiono 21 września 2014 roku w Tiranie, stolicy Albanii. Franciszek mocno ściska na nim podeszłego już wiekiem Albańczyka. – Papież Bergoglio płakał. Bez skutku próbował ukryć łzy, kiedy odwracał się do olbrzymiej grupy przyglądających się w milczeniu tej scenie księży, zakonników i zakonnic – opowiadał, obserwując z bliska scenę, watykanista Andrea Tornielli. Choć często widzi on „na żywo” wzruszenie na twarzy Franciszka, to tym razem, jak twierdzi, emocje papieskie sięgnęły zenitu. Papież, co widać na zdjęciu, trzyma w dłoni okulary. Musiał je zdjąć, by wytrzeć mokre oczy. Ks. Ernest chwilę przedtem mówił: „Wszystko zaczęło się w Boże Narodzenie 1963 roku. Policja przyjechała po mnie w czasie Pasterki.
Z kościoła przetransportowali mnie do więziennej izolatki, gdzie w nieludzkich warunkach żyłem trzy miesiące. Związanego zaprowadzono mnie na przesłuchanie. Przesłuchujący mnie powiedział: »Zostaniesz powieszony, bo mówiłeś ludziom, że umrzemy dla Chrystusa, jeżeli będzie taka potrzeba«. Tak mocno ściśnięto mi kajdankami nadgarstki, że serce przestawało bić i niemal umierałem. Chcieli, żebym wypowiadał się przeciw Kościołowi i hierarchii kościelnej. Nie zgodziłem się. Z powodu tortur upadłem prawie nieżywy. Gdy to zobaczyli, uwolnili mnie. Pan chciał, żebym jeszcze żył”. Szybko jednak kapłan usłyszał wyrok śmierci. Jednym z zarzutów, jakie mu postawiono, był fakt odprawienia Mszy za zamordowanego w tamtym czasie prezydenta USA Johna Kennedy ego. „Mszę odprawiłem według instrukcji Pawła VI” – kontynuował Albańczyk. Mówił o głodzeniu, przypalaniu, biciu do krwi.
Do celi trafił również jeden z jego przyjaciół. Miał szpiegować ks. Ernesta. Ponieważ kapłan powtarzał wciąż: „Jezus nauczał, by kochać nieprzyjaciół i wybaczać im i że mamy angażować się dla dobra innych, narodu”, karę śmierci zamieniono na przymusowe ciężkie prace. W kamieniołomach wątłej postury ksiądz musiał z pomocą metalowej maczugi – ważyła około 20 kg – segregować kamienie. W kopalni w Spaç schodził do ciemnych podziemi, tuneli wykutych w skale. Za każdą źle wykonaną pracę była kara. „Najboleśniejsze były uderzenia w pięty policyjnymi pałami”. Kapłan wspominał dalej: „W więzieniu odprawiałem Mszę św. po łacinie, z pamięci. Komunię rozdawałem w ukryciu. Hostie piekłem w tajemnicy na małych palnikach gazowych, których używaliśmy w czasie pracy. Odkładałem sobie na bok odrobinki suchego drewna i z nich wzniecałem ogień, kiedy nie było dostępu do palników. Wino zastępowałem sokiem z winogron, który wyciskałem palcami z małych gron. Zimą bliscy przemycali mi trochę wina”.
Ks. Simoni był ojcem duchownym wielu więźniów. „Wiedziałem, że ryzykuję życie, ale powtarzałem: Pan jest Pasterzem moim, niczego mi nie braknie”. Kiedy kapłan skończył opowieść, w wypełnionej po brzegi albańskiej katedrze zapadła głęboka cisza. Siwiuteńki już, lekko zgarbiony ksiądz podszedł do papieża i uklęknął. Franciszek natychmiast podźwignął go, ucałował ręce kapłana, oparł swoje czoło o jego, po czym mocno uścisnął w ramionach. Trwali tak dłuższą chwilę. Na pokładzie samolotu w drodze powrotnej z Albanii Ojciec Święty wyznał: „To bardzo mocne doświadczenie usłyszeć, jak męczennik sam opowiada o swojej męce”.
Jak dąb
Prasa przyrównała historię Albańczyka do Polaka, bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Z tą różnicą, że ks. Ernest nadal żyje i ma za sobą 25 lat gehenny. Urodził się 18 października 1928 r. w Troshani, małej wiosce niedaleko Szkodry, w głęboko wierzącej rodzinie. Do kolegium franciszkanów wstąpił jako 10-letni chłopak, by zostać księdzem. Sześć lat później do władzy w Albanii doszedł Enver Hodża, który dotąd stał na czele ruchu oporu. Komunista ogłosił Albanię „pierwszym państwem ateistycznym na świecie”. Był opętany ideą zniszczenia religii. Prześladował chrześcijan, prawosławnych i muzułmanów. Hodża kazał zamknąć dwa i pół tysiąca miejsc kultu różnych wyznań. Z rozkazu dyktatora niszczono buldożerami cmentarze, palono egzemplarze Pisma Świętego, które policja znajdowała w czasie brutalnych nocnych przeszukiwań domów. Miażdżono wtedy różańce, łamano krzyże. W ciągu blisko 50 lat prześladowań w Albanii zginęło za wiarę 100 tys. osób, około miliona trafiło do więzień i obozów koncentracyjnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.