- To był skrawek nieba na ziemi - mówią uczestnicy sobotnich wydarzeń.
Rzeka roześmianych młodych ludzi przepłynęła przez Bramę Miłosierdzia na Ostrowie Tumskim. Tuż za nią, za potężnymi drzwiami katedry, roztańczeni i rozśpiewani młodzi uciszali się, by spędzić chwilę czasu przed Najświętszym Sakramentem. To był ich czas na osobiste spotkanie z Nim. Chwilę potem zgromadzili się przed sceną, by pod przewodnictwem abp. Józefa Kupnego na modlitwie Anioł Pański. Usłyszeli, że wszystko, jak w Zwiastowaniu, zaczyna się właśnie od tego – osobistego spotkania z Panem, od rozmowy i bycia z Nim – nie tylko w kościele, lecz w każdej chwili życia. Zobacz TUTAJ
– Co można powiedzieć w takiej chwili? Wielka radość… Widać owoce żmudnych przygotowań, bardzo pracowitego czasu – mówi ks. Zbigniew Kowal. – To młodzi przygotowali to spotkanie dla młodych. To oni znaleźli takie „miejsca”, takie formy, przestrzenie, które mogą „ożyć”, mogą „dać życie”. To młodzież, spontaniczna, niekonwencjonalna, na bieżąco dopisuje scenariusze do tego, co się dzieje. A oprócz żywiołowych, pełnych zabawy wydarzeń chętnie uczestniczą w tych wyciszonych, wręcz intymnych, jak na przykład adoracja krzyża.
Po „Aniele Pańskim” przyszedł czas na Msze św. w grupach narodowych i… wielką wyprawę na stadion miejski. Już samo podróż – nawet jeśli odbywająca się w tramwajach zatłoczonych do granic możliwości – była okazją do niespodziewanych spotkań, rozmów, śpiewu i pląsów. Jeszcze zanim rozpoczął się koncert, młodzi wypełnili płytę stadionu zaaranżowanymi naprędce tańcami i grami. Najbardziej niezwykła chwila? Może moment, gdy wszyscy wraz z siostrą Cristiną Scuccią śpiewali na całe gardło „Błogosławieni miłosierni…”?
Druga część spotkania, z występem połączonych chórów po dyr. Agnieszki Franków-Żelazny, też miała swoich pasjonatów. Grupa młodzieży jeszcze długo po koncercie pod stadionem śpiewała „la, la, la…” na melodię „wyniesioną” z koncertu. A niektórzy przy chóralnym śpiewie… tańczyli poloneza i belgijkę.
– Niesamowite jest to, że mamy tak różne mentalności, różne języki (których często nie znamy), a nie czuć żadnych barier. Miłość nie zna granic – mówiła s. Jana z parafii pw. św. Augustyna we Wrocławiu, otoczona właśnie grupą ciemnoskórych pielgrzymów. – Jestem pod wrażeniem piękna gościnności wrocławian. U nas parafianie w środku nocy przyjęli do domów opóźnionych Hiszpanów, byle tylko mogli choć trochę się przespać. Przeżyliśmy niezwykłą adorację krzyża – całując krzyż i spoglądając w oblicze Zmartwychwstałego na ikonie. Niezwykła była modlitwa „Ojcze nasz”, odmawiana w różnych językach naraz. Odkryliśmy z radością, że mamy jedno wspólne słowo: „Amen!”. A na niedzielę już szykujemy jeden wielki, wspólny parafialny obiad!
Co to będzie, gdy pielgrzymi wyjadą? Może warto raz na jakiś czas sprowadzić z powrotem wszystkich tych Hiszpanów, Koreańczyków, Szwajcarów?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.