Z ks. Andrzejem Dragułą o homiletycznym kluczu, punkcie wyjścia w kazaniu i przymusie w wierze rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Trzymam w ręku nową, jeszcze ciepłą, książkę Księdza autorstwa: „Emaus. Tajemnica dnia ósmego”. Skąd pomysł wybrania się w drogę do Emaus?
Ks. Andrzej Draguła: Zainteresowania zawodowe – powiedziałbym. (uśmiech) Jestem przecież wykładowcą homiletyki. Punktem wyjścia było dla mnie słowo: homilia. To jeden z kluczy do zrozumienia tej perykopy. Ale ona jest nie tylko pewnym modelem uprawiania kaznodziejstwa i mówi, czym jest homilia, lecz jest również wzorem życia chrześcijańskiego. Zawiera wszystkie jego elementy. Mówi przecież o bardzo różnych stanach, których doświadczamy w naszej relacji do Boga. Jest o utracie Boga, Jego nieobecności, ale także o rozpoznaniu. To jest takie wydarzenie ewangeliczne, w którym jak w soczewce skupiają się różne stany naszej relacji do Boga i każdy może je skonfrontować ze swoim życiem.
Wydawnictwo "Więź" ks. Andrzej Draguła: "Emaus. Tajemnice dnia ósmego" Zatrzymałbym się na chwilę przy tym kluczu…
Oczywiście to nie jest podręcznik do homiletyki, aczkolwiek jest tam jeden rozdział, który dotyczy homilii. Nie mówi oczywiście, jak ją budować, ale pokazuje sens homilii. Jezus, który rozmawia z uczniami, pokazuje Pismo Święte jako miejsce, w którym mówi Bóg, jako miejsce spotkania i jako miejsce doświadczenia. Jezus otwiera im Pismo. Czytając prace adeptów kaznodziejstwa albo słuchając kazań, odnoszę wrażenie, że bardzo mało w naszym kaznodziejstwie jest Słowa pisanego wielką literą. One nie są wystarczająco mocno osadzone w tekście, jakbyśmy podskórnie nie wierzyli w to, że tam jest wszystko, co konieczne, i uciekamy się tylko do aktualnych wydarzeń. Homilia powinna mieć za punkt wyjścia wiarę kaznodziei w Słowo Boże. On musi nie tylko uwierzyć w ten tekst, ale uwierzyć temu tekstowi. To w Słowie jest źródło i to właśnie pokazuje Jezus uczniom idącym do Emaus. Homilia to nie może być to samo, co Ewangelia, tylko gorzej – jak to ocenił jeden z recenzentów naszych kazań. Nie chodzi o to, żeby powtórzyć Ewangelię własnymi słowami, ale aby rozpoznać świat tekstu i dramaturgię, która w nim się ujawnia. To oczywiście wymaga pewnego trudu. Czasem kaznodzieja niestety nie próbuje nawet wczytać się w tekst, uważając, że przecież doskonale go zna. Do tekstu zawsze trzeba podejść z przekonaniem, że ja nic nie wiem. On ma mi dopiero coś powiedzieć.
To książka nie tylko dla kaznodziei, ale każdego człowieka poszukującego. Co szczególnego ks. Andrzej Draguła odkrył w drodze do Emaus?
Chociażby to, że czymś ewangelicznym jest przymus wobec Boga. Przecież kiedy uczniowie zbliżali się do Emaus, to przymusili Jezusa, żeby z nimi pozostał. Odkryłem to w momencie, kiedy z klerykami przygotowywaliśmy kazania pasyjne o Szymonie z Cyreny, którego przecież przymusili do niesienia krzyża. I pomyślałem sobie, że istnieje w wierze coś takiego jak przymus. To nie jest tylko tak, że wiara jest ekstatycznym uniesieniem, ale jest w niej także miejsce na swojego rodzaju przymus – wobec siebie, wobec Boga. I jeszcze jedno: do pozostania z nimi uczniowie przymusili Jezusa nie jako Boga, którego znali, ale jako nieznajomego wędrowca. Rozpoznali Go później, przy łamaniu chleba. Nie da się dojść do Eucharystii, omijając na drodze ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).