Jak dla wiernych urządzić Rezurekcję, gdy teren jest kilkanaście razy większy od Polski, a pracuje tam tylko 30 księży?
Kto wie, czy to spotkanie i rozmowa w ogóle by się odbyły, gdyby nie ks. Leszek Hryciuk. Duchowny pochodzi z Łukowa, z tej samej parafii co nasz ordynariusz bp Henryk Tomasik. Ks. Hryciuk od 18 lat pracuje na Syberii. Jest proboszczem parafii większej obszarem niż Polska. Do Radomia, podobnie jak do kilku innych miast Polski, przybył ze swym ordynariuszem, bp. Josephem Werthem. Przyjechali do nas, by mówić o tym, że na tej zimnej klimatycznie, ale pięknej ziemi paląco potrzeba duszpasterzy.
Miejsca dalekie i 10 dolarów
Tam, na Syberii, przestrzeń mierzy się wręcz inną skalą. Kilka lat temu rozmawiałem z pracującym tam księdzem. – Nie czujesz się samotny? – zapytałem. – Skąd – odpowiedział. – Mam kolegę sześćset kilometrów od mojej parafii. Przypomniałem sobie o tamtej rozmowie teraz, gdy mogłem rozmawiać w Radomiu z gośćmi z Syberii. Nieco ponad 20 lat temu, po rozpadzie Związku Sowieckiego, udało się utworzyć na Syberii administraturę apostolską. Z papieskiej nominacji, dokładnie 13 kwietnia 1991 r., duszpasterską pieczę nad tym obszarem i mieszkającymi tam katolikami objął jezuita, ks. Joseph Werth. Miał wówczas 41 lat. Z pochodzenia Niemiec, urodzony w Karagandzie, liczącym pół miliona mieszkańców mieście w Kazachstanie. Do kapłaństwa przygotowywał się na Litwie, wówczas w sowieckiej republice. Sakrę biskupią ks. Werth przyjął z rąk kard. Francesco Colasuonno, wybitnego watykańskiego dyplomaty, który po upadku komunizmu przyczynił się do ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych Polski i Watykanu, a od marca 1990 r. był przedstawicielem Stolicy Apostolskiej w Związku Sowieckim.
– Obszar podległej mi administratury liczył 13 mln kilometrów kwadratowych (około 40 razy więcej od Polski – przyp. red.). Od Uralu do Władywostoku. Odwiedzałem katolickie placówki przede wszystkim samolotem. Wówczas lot z krańca do krańca tego terytorium kosztował około 10 dolarów. Dziś to się znacznie zmieniło – mówi bp Werth. Po ośmiu latach doszło do kolejnej zmiany.
Syberia została podzielona na część zachodnią i wschodnią. Stolicą tej pierwszej został Nowosybirsk, półtoramilionowe miasto, a katolickim ordynariuszem bp Joseph Werth. Mimo podziału to wciąż ogromny obszar z odległościami mierzonymi w tysiącach kilometrów. – Na przykład do Jekaterynburga jest około 2 tys. km. Można tam polecieć samolotem. Czasem, podobnie jak i do innych miejsc, jadę pociągiem. Z zasady odległości do 500 km pokonuję samochodem. Ale są takie miejsca, gdzie można tylko dolecieć. Natomiast w samym Nowosybirsku niejednokrotnie korzystam z metra – mówi bp Joseph.
Wielkanoc bez Eucharystii?
W nowosybirskiej diecezji pracuje 30 księży. Mają pod opieką mniej więcej 200 kościołów i kaplic. Jak w takiej sytuacji zorganizować obchód Wielkanocy? – W Nowosybirsku ważną celebracją jest wieczorna liturgia w Wielką Sobotę. Nie urządzamy jej późnym wieczorem, bo wierni muszą wrócić do domów. Natomiast w samą Wielkanoc sprawujemy Msze św. z procesją rezurekcyjną. Ja przewodniczę liturgii w Nowosybirsku. Księża starają się tak urządzić harmonogram celebracji, by dojechać do wielu kaplic i tam sprawować kolejne wielkanocne liturgie – wyjaśnia biskup. Istotą jest celebracja i dotarcie do możliwie dużej liczby miejsc. Zwyczaje i inne obrzędy schodzą na plan dalszy. – Znam cały i bogaty kształt wielkanocnych obchodów. Poznałem go na Litwie, gdzie przygotowywałem się do święceń kapłańskich. Na Syberii kształt obchodów dyktuje czas, obszar i ogromny brak księży. Jest przecież tyle miejsc, do których oni po prostu nie mają szans dotrzeć… Tam wierni przeżywają Wielkanoc bez Eucharystii. Tylko ci, którzy mają księży na miejscu, mogą przeżywać liturgię całego Wielkiego Tygodnia – mówi biskup.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.