Źródłem mojej nadziei jest Kościół. To wyznanie możliwe jest tylko w wierze.
W czerwcu ubiegłego roku w Pszowie, w mojej rodzinnej parafii na Górnym Śląsku, jeden z ołtarzy podczas procesji Bożego Ciała nosił tytuł „Kościół źródłem nadziei”. Zdobiło go kilkadziesiąt fotografii świętych, pasterzy, zakonnic, małżonków, ludzi starych i młodych, chorych i zdrowych, bawiących się dzieci. Wszystko to na tle potężnej sieci rybackiej, z krzyżem, kotwicą i biało-czerwoną wstęgą. Zmysł i „czucie” Kościoła – sensus Ecclesiae – moich głęboko wierzących ziomków, budowniczych tego ołtarza, kazały im tak oto nazwać miejsce, z którego bije ufność w ich życie: Kościół.
Niezwykłe. Bo zrobili to w czasie, kiedy miejsce to jest obrzydzane współczesnemu Europejczykowi z całą bezwzględnością zła i rosnącą furią tzw. nowego ateizmu, liberalno-lewicowych mediów oraz postępującej islamizacji kontynentu: vatileaks, ciężkie grzechy Kościoła na Zielonej Wyspie, i nie tylko tam, nieustanna szarpanina wokół szkolnej katechezy, głosu, pozycji i finansów Kościoła w Polsce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).