Słowo jak chleb codzienny

O spotkaniach z rodzicami, głoszeniu Ewangelii ubogim i więzi ze słowem Bożym z o. Krzysztofem Andryszkiewiczem, gwardianem klasztoru kapucynów i proboszczem parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Bytomiu, rozmawia Klaudia Cwołek.

Reklama

Tak naprawdę prośba o sakrament dla dziecka jest dla mnie pretekstem do tego, żeby porozmawiać z rodzicami, bo kiedy oni mają przyjść? Staram się zawsze dostosować godziny, nieraz po ich pracy i po wszystkich moich zajęciach. Najpierw chciałem ich włączyć w prowadzone przeze mnie seminarium wiary, bo myślałem, że w grupie będzie im raźniej. Ale oni mają zupełnie inne spojrzenie i problemy. Myślę, że indywidualne spotkania są bardziej dla nich owocne, mogą też wtedy przekonać się, że ksiądz to normalny człowiek, z którym da się porozmawiać.

Jak praktycznie wyglądają te spotkania?

– Jeśli to jest pierwsze spotkanie, to proponuję podstawowy temat o miłości. A później to zależy. Jedna para ucieszyła się na przykład z tego, że ich nie zmuszałem do ślubu. Spotykamy się w pokoju na plebanii, spotkanie trwa około czterdziestu pięciu minut do godziny. W zeszłym roku szkolnym miałem dziesięć takich par, w tym zanosi się na siedem. Mam program, ale rozmowa jest bardziej spontaniczna. Niektórych na spotkania zapraszam na kolędzie, bo wcześniej ich nie poznałem. Zależy mi, by dotrzeć do wszystkich rodziców dzieci pierwszokomunijnych. Stawiam to jako warunek dopuszczenia dziecka do I Komunii.

Co się dzieje z tymi parami, wziął ktoś ślub?

– Ślub jest ważny, ale to nie jest mój cel. Dla mnie jest najważniejsze, żeby usłyszeli o Panu Bogu, poznali Go osobiście, żeby mieli świadomość tego, co dzieje się między nimi a Bogiem. To oni muszą zdecydować, nikt ich nie może zmusić do ślubu, sami mogą do tego dojrzeć. Nie wiem, co dalej zrobić, żeby im pomóc.

Nie spotkał się Ojciec z zarzutem, że to strata czasu?

– Nikt wobec mnie nie wyraził takiej opinii, zresztą ja się tym nie przejmuję. Trzeba stracić czas. Patrząc na Jezusa –  ile czasu On stracił, a ile zyskał? Ilu ludzi Go odrzuciło? Więc ja się tym nie martwię.

Czy któryś z braci kapucynów pomaga prowadzić te spotkania?

– Nie proponowałem im, wziąłem to na siebie, bo to jednak wymaga czasu, a ja chcę też poznać tych ludzi. Udało mi się natomiast raz włączyć jednego brata w katechezę dla ubogich. Pomysł z katechezami dla ubogich jest efektem mojej modlitwy podczas rekolekcji lectio divina u salwatorianów w Krakowie. W Ewangelii św. Mateusza, w 18. rozdziale, jest napisane, że Bóg Ojciec nie chce nikogo stracić, nawet najmniejszej osoby. Zastanawiałem się, jak ja mam to zrealizować u siebie. Zacząłem się pytać Pana Boga i między innymi wyszła sytuacja z ubogimi. Pomyślałem: dlaczego mają otrzymywać u nas tylko jedzenie, skoro można dać im także Słowo? To są osoby, które raz w miesiącu przychodzą po żywność. Wprost im powiedziałem, że katechezy nie są dla chętnych, ale są obowiązkowe. Kto nie przyjdzie, nie dostanie jedzenia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama