Przez kilkanaście lat wolnej Polski nikt na sprawę nie zwracał większej uwagi. Dziś wywołuje dyskusje tak poważne, jakby chodziło o być albo nie być polskiej demokracji. Trudno uwierzyć, ale chodzi o wliczanie stopnia z religii do średniej ocen ucznia.
Nikt nie zabrania być niewierzącym. Nikt nie odbiera prawa do afiszowania się ze swym ateizmem.
Nie zdziwię się, gdy w bloku reklamowym w telewizji usłyszę zachętę skierowaną do młodych, aby wybrani życie konsekrowane.
Demokracja, tolerancja to wartości, którymi chętnie się dziś w naszym kręgu kulturowym szermuje. Do księgi szczytnych haseł zwolenników budowy nowego świata rzeczywistość dopisuje jednak kolejne, mało budujące rozdziały. Następny taki przykład pojawił się w kraju słynącym z walk o prawa dyskryminowanych mniejszości - Niemczech.
Do rzadkości należą w naszych mediach informacje mówiące o trwającym kilkadziesiąt lat prześladowaniu Kościoła katolickiego w Polsce.
Dziś w Kościele katolickim w Polsce często zapominamy o powszechnej misyjności naszej wspólnoty
Konieczna obrona autonomii kościelnych okienek w publicznych mediach skłania do zastanowienia nad tym, do czego i jak Kościół używa własnych mediów.
Podnoszenie do poziomu narodowego, a nawet międzynarodowego problemu kwestii, ile słów zamienił Benedykt XVI z dyrektorem toruńskiej rozgłośni, ociera się o paranoję.
Nie da się ukryć, że zamrożone embriony stanowią problem etyczny, dla którego nie znaleźliśmy dobrego rozwiązania. A takie rozwiązanie jest potrzebne.
„Pieniądze nie śmierdzą" miał powiedzieć rzymski cesarz Wespazjan swojemu synowi Tytusowi, gdy ten wyrzucał mu opodatkowanie miejskich latryn. Trudno się z jego zdaniem w takim kontekście nie zgodzić. Bywa jednak i tak, że bogactwo rzeczywiście przesiąknięte jest odorem ludzkiej krzywdy. Czasem nawet krwi.