Problem wykorzystywania nieletnich musi obchodzić każdego z nas.
W tym roku Kościoły wschodnie obchodzą Święta Zmartwychwstania Pańskiego 5 maja.
Papież zachęca proboszczów do wniesienia wkładu w prace Synodu.
Postulator procesu kanonizacyjnego Papieża - Polaka o jego dziedzictwie.
po prostu rodzina wysylala jakas dziewczyne do zakonu ,bo tak bylo latwiej ,nie trzeba sie bylo martwic o posag
Problem polega na tym, że młody wrażliwy człowiek nasiąknięty papką medialno-kulturową przeżywa wewnętrzną rozterkę, nie może znaleźć szczęścia, powołania i spełnienia.
Więc szuka go wszędzie, byle dalej od Boga.
Niestety jest to spowodowane czasami w jakich żyjemy. Nie może odnaleźć się w społeczeństwie w jakim się narodził. Co więcej, myśl o wstąpieniu na drogę życia konsekrowanego np w przypadku życia zakonnego, jest wręcz abstrakcyjna i absurdalna.
Sam po sobie mogę przyznać, że dzięki dobroci Boga niemożliwe stało się możliwe, wyrwany z bagna wstąpiłem do seminarium duchownego, zaskoczyło to nawet mnie.
Rozwijam się i kroczę szczęśliwy w obecności Bożej Łaski, lecz zranienie jakie zaznałem wcześniej, wciąż boli, wciąż nie widzę nie mogę odnaleźć powołania. Jestem rozdarty, nie wyobrażam sobie życia jako ksiądz, alei nie chce wracać do tej paskudnej rzeczywistości w jakiej się chowałem.
To jest właśnie kryzys powołanych który i ja przeżywam.
A jaka jest Twoja droga służenia? Zobaczysz, rozeznasz, proś o światło, tylko cierpliwie i spokojnie...
Na pewno fałszem jest twierdzić, że ludzie (w szczególności kobiety) dążą dziś tylko do wygody i przyjemności, a uciekają od wymagań czy ascezy.
Niestety, ale także hierarcha kościelna zachowuje się w taki sposób, jakby sama nie wierzyła, że Kościół istnieje te dwa tysiąclecia i na prawdę ma ludziom coś do zaproponowania.
Gołym okiem widać, jak w poszczególnych parafiach ten spadek następuje. Siłą rzeczy rodzi się pytanie, dlaczego tak się dzieje i czy można temu przeciwdziałać ?
Biskupi w swym liście z okazji Dnia Życia Konsekrowanego piszą, że każde powołanie, również to, wyrasta głównie z atmosfery domowego ciepła i rodzinnego wsparcia.
W tym miejscu dotykamy, moim zdaniem, fundamentalnych kwestii i tu należy szukać przyczyn tego stanu rzeczy. Powołanie wyrasta zarówno w atmosferze domu rodzinnego, jak i domu, którym jest Kościół.
No właśnie rodzinny dom. Dziś widać wyraźnie, że ten dom rodzinny przeżywa poważny kryzys, spowodowany kryzysem wiary i wartości. To prawda, że dorastajacą dziewczynę nie można wyręczyć w przeżywaniu własnego powołania, ale pomoc i dobry przykład innych są w tym względzie nieocenione. Trudno jednak o dobry przykład, kiedy mamy do czynienia raczej z czymś odwrotnym, a mianowicie z kryzysem rodziny. kryzysem wartości, kryzysem wiary. Współczesny świat i kultura serwują młodemu człowiekowi wiele pokus, by nie powiedzić, że nieustanny konformizm. czyli więcej mieć, od więcej być. Kiedy moja rodzona siostra wybierała w trudnych czasach walki z komuną drogę życia zakonnego, te relacje były zupełnie odwrócone. Dobry przykład innych spowodował, że z każdym dniem utwierdzała się w swoim właściwym wyborze.
Dziś, młoda dziewczyna, która czuje powołanie, a nie może liczyć na wsparcie najbliższych, szuka potwierdzenia swojej decyzji i wyboru drogi w innym domu, którym jest Kościół. Ale tu znów napotyka na różne przeszkody, także związane z kryzysem Kościoła instytucjonalnego i kryzysem wiary.
W takich warunkach, coraz mniej młodych ludzi znajduje w sobie motywację, by pójść za Chrystusem drogą życia zakonnego. Coraz mniej odpowiada pozytywnie na powołanie wymagajace wyrzeczeń.
Moim zdaniem wszyscy powinniśmy uczynić absolutnie wszystko, by budować zdrowe fundamenty w rodzinie. Mama z tatą muszą wiedzieć, że nic tak nie pociąga, jak własny przykład. Trzeba pamiętać, że pacierza uczymy sami klęcząc przed domowym ołtarzem, a przestrzegania wartości własnym postępowaniem. Córka nie wybierze drogi zakonnej lub studiów teologicznych, bez tych przykładów. Nie ma innej drogi.
pozdrawiam,
Jest rodzina dosyć pobożna gdzie Bóg jest na codzień, która dala kościołowi kapłana a 2 lata temu kuzynka tegoż kapłana wstąpiła do zakonu.
Jej historia od momentu wstąpienia do czasu "ucieczki" to pasmo tragedii. Pokrótce tak to wyglądało: 25 letnia mgr. prawa nagle oświadczyła w domu że idzie do zakonu. Wybrała jeden z wielu na Śląsku. Po miesiącu nastąpił pierwszy kryzys psychiczny - co jest normą.
Gorzej było po 3 miesiącach gdy nastąpiło załamanie nerwowe. Wtedy to siostry odmówiły dopuszczenia rodziny do córki- nowicjuszki.
Ba, wywieziono ją do sanatorium zakonnego nie powiadamiając rodziny oraz nie informując gdzie jest. Po dłuższym okresie gdy wróciła jej siostra spotkała się z nią pytając czy da radę "przejść" cały nowicjat. Na to nie było odpowiedzi. Jednak po 6 miesiącach nadeszła prośba listowa :" zabierzcie mnie stąd".
Problem jaki z tego faktu wynikł podważył zaufanie rodziny do zakonów. WYDOBYCIE dziewczyny z zakonu spowodowało zapaść jej ojca i nerwicę u rodzeństwa.
Dzisiaj rok od "ucieczki" z zakonu pani mgr. jest szczęśliwą kobietą z rzadka chodzącą do kościoła, mającą swego adoratora. Ma też plany na przyszłość i...... często udziela wypowiedzi na temat życia zakonnego.
Nie muszę mówić jakich.
Niestety potem pesymizm zniechęcający do życia zakonnego.
Czekam na artykuł o życiu zakonnym pisany z optymizmem i entuzjazmem.
Poza tym czytając Twój komentarz robię sobie szybki "rachunek sumienia" z fotek, które zamieszczam na plakatach itp. Może i coś jest w tym, co piszesz... Myślę, że zdjęć z pracy zakonników też nie brakuje, tylko zazwyczaj siostry/bracia zamieszczają fotki z zajęć najbardziej charakterystycznych dla danego charyzmatu. Ale takie zdjątko z np. obierania ziemniaków, hmm... mogło by być ciekawe. Dzięki za podpowiedź. :)
Moim zdaniem kryzys powołaniowy wynika z nie dość dużej uwagi jaką poświęca się temu tematowi. Są modlitwy o powołanie, dzień życia konsekrowanego, czy jak u nas w diecezji rok, ale brakuje w tym wszystkim determinacji i autentyczności.
Sama wielokrotnie słyszałam z ust ludzi Kościoła kąśliwe uwagi na temat zakonnic, np. jeden z rekolekcjonistów, sędziwy kapłan, głoszący naukę dla młodzieży na wstępie wyraził radość, że może znaleźć się w takim gronie, bo na starość to tylko zostało mu głoszenie rekolekcji u zakonnic (jakby to miała być jakaś kara).
Wiele jest podobnych pojedynczych zdarzeń, które układają się w pewną całość, ukazując przerysowany obraz zakonnicy (jeśli chodzi o zakonników, czy księży to ta sprawa wygląda nieco lepiej). Sami najlepiej wiemy, że tak nie jest, ale trudno zmienić mentalność ludzi...niestety.
W XIX w. zapanowała moda na zakładanie nowych zgromadzeń żeńskich, zwłaszcza czynnych. U nas rekord pobił bł. Honorat Koźminski i założyl sam osobiście kilkanaście. W całej jednak Europie powstało wówczas setki zgromadzeń żenskich. Gdy zmieniła sie po II wojnie światowej sytuacja społeczno - ekonomiczna i państwa europejskie zaczęły stawać się coraz bardziej opiekuncze, większość z tych zgromadzen straciła monopol na swój charyzmat. Urodził sie poważny problem, w co sie zaangażowac, gdy szpitale, przytułki, przedszkola, ochronki, domy samotnej matki itd. przeszły pod patronat państwowy. Krok po kroku wszystkie te liczne zgromadzenia ujednoliciły się pod względem wykonywanej pracy - wszystkie siostry uczą dzisiaj katechezy, uprawiają ogródek (w skrócie), albo chorują.
To musiało się wreszcie odbić na ilości "powołań".
Po prostu spadło zapotrzebowanie na siostry sanitariuszki, wychowawczynie i kucharki ubogich.
Nie ma to nic wspólnego moim zdaniem ze zmianami mentalnymi wspołczesnych kobiet, ale ze zwykłą zwyczajną koleją rzeczy. Coś sie kończy, aby mogło nadejść nowe!!!
A do Karmelu dziewczyny czekają w kolejce...
Nie masz racji, że do Karmelu dziewczyny czekają w kolejce. Bo choć mniejszy obserwujemy spadek liczby zakonnic w zakonach klauzurowych, to jednak w tym samym czasie, jak donosi Dziennik o około 50 proc. zmniejszyła się liczba nowicjuszek i o 60 proc. postulantek. To powoduje, że za kilkanaście lat poważny problem dotknie i zakony klauzurowe. Zresztą to samo dotyczy mężczyzn. Systematycznie spada też ilość powołań kapłańskich. Widać, że proces sekularyzacji postępuje.
Zakony klauzurowe później dotknął spadek powołań, ale też już dotknął. To nie prawda, że do Karmelu dziewczyny czekają w kolejce - akurat mam kontakt z jednym z Karmeli - już od jakiegoś czasu coraz mniej tam postulantek
W moim zgromadzeniu kolejek również nie ma, ale od trzech lat jest z roku na rok coraz więcej postulantek (celowo nie piszę kandydatek, bo tych jest w ogóle więcej, ale nie wszystkie mogą zostać przyjęte) i nie było jeszcze takiego roku, żeby nikt się nie zgłosił. A jako, że od 1,5 roku towarzyszę dziewczętom rozeznającym powołanie, wcale nie uważam, że osób myślących o podjęciu życia zakonnego jest mało. Kryzys powołań to wg mnie raczej kryzys odpowiedzialności, kryzys umiejętności podejmowania decyzji (w tym także odwagi), kryzys autorytetów i towarzyszy duchowych oraz kryzys rodziny. Młodzi ludzie generalnie się boją i to bardzo: co będzie, jeśli się okaże, że to nie to, jak zareagują rodzice… Te dwie rzeczy potrafią naprawdę sparaliżować. Ale jest też sporo osób, które dzielnie przez to przechodzą. Towarzysząc im można naprawdę oglądać na własne oczy wielkie dzieła Boże.
Trochę upraszczam, ale owoce takie są.