2 maja w stolicy Zimbabwe, Harare, odbyły się święcenia diakonisy Angelic Molen.
Dwie (lub więcej diecezji) posiadają wspólnego biskupa przy zachowaniu odrębnych instytucji.
Papież zachęca proboszczów do wniesienia wkładu w prace Synodu.
Postulator procesu kanonizacyjnego Papieża - Polaka o jego dziedzictwie.
Nie oszukujmy się i nie bądźmy cyniczni Panie Janku - nie chcemy mieć dzieci, bo chcemy mieć "święty" spokój, a nie być zobowiązanym do tego aby kochać kogoś i to przez całe życie (to My wolimy być kochani), poświęcać się (to My wolimy, aby się dla nas poświęcano)i służyć (to My wolimy, aby nam służono), a już na pewno nie chcemy wychowywać, bo się tego boimy.
W zasadzie Pana tekst jest prawidłowy, jednak clou problemu tkwi w "ważnych przyczynach", których niestety Pan nie poruszył.
A szkoda. Bo to tak jak zrobić rachunek sumienia i nie pójść do spowiedzi.
Czekamy więc na drugą część!
wyrokować to Pan może wyłącznie o tym, dlaczego PAN nie chce mieć dzieci. Reszta wykracza poza ewangeliczne polecenie: nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.
Rachunek sumienia proszę robić wyłącznie sobie.
A nawiązując do słów Biskupa, że miarą mojej wiary jest ilość moich dzieci, nie sądzę aby pomogły one obrońcom życia.
http://www.podlasie24.pl/wiadomosci/diec.-siedlecka/parczew-diecezjalny-dzien-rodziny-pod-przewodnictwem-biskupa-siedleckiego-68a4.html
Dobrą praktyką jest podawać namiary na tekst, który się krytykuje
Moim zdaniem bp Kiernikowski zasadnie zwrócił uwagę na pewnie problem, który dominuje w myśleniu rodziców chrześcijańskich - strach i obawa o pieniądze, którymi człowiek kieruje się bardziej, niż powinien, podejmując m.in. decyzję o ilości dzieci - i każdy z nas winien się temu w swoim sumieniu przyjrzeć. A wiem, co piszę, bo rozmawiam z narzeczonymi, z małżeństwami i wiem, jak bardzo pieniądz rządzi naszym życiem, ile ufności w nim, a nie w Bogu pokładamy. A tak być nie powinno. I myślę, że właśnie na ten aspekt ks. bp zwrócił swoją uwagę w wygłoszonej katechezie.
Podejmując decyzję o jakimkolwiek dziecku, nawet jednym, podejmujemy ryzyko - nigdy nie wiadomo czy nie stracimy pracy, nie ulegniemy ciężkiemu wypadkowi, nie stracimy współmałżonka. Ryzyko jest zawsze. Niektórzy są w stanie znieść niewielkie ryzyko, inni brawurowo podejmują ryzyko wielkie. I nikt nie ma prawa na podstawie tej zdolności do podejmowania ryzyka oceniać czyjejś wiary, bo to sprawa znacznie bardziej skomplikowana. A fakt, że do posiadania dużej ilości dzieci zachęcają często osoby żyjące w celibacie jest przy całej dobrej woli jednak dość dwuznaczny. Rozumiem zachęcanie, dodawanie odwagi, wskazywanie innej perspektywy. Ale nie przez takie niesprawiedliwe uproszczenia!
I tu jest ta kwestia wiary i zaufania Panu Bogu - wedle starego przysłowia - Dał Pan Bóg dzieci da i na dzieci!". Choć czasem kłócimy się z Nim, że i rodzicom coś mógłby dorzucić,... :D
Od paru już lat, mimo, że oboje pracujemy doświadczamy tego, że jesteśmy w rękach Bożych, i tego, że często możemy jedynie zawołać: "Jezusie, Synu Dawida! Ulituj się nade mną!" i odpowiedź przychodzi. Nie jest to magia, nie jest to głupota, choć już św. Paweł napisał, że Chrystus (a przez to wiara w Niego) jest głupstwem dla ... pogan.
Bo z tymi dziećmi i wiarą, to jest trochę tak jak np. z naszym (czy z innymi) małżeństwem. Czasem mamy siebie dość (jak najmłodsza córeczka mówi: "dotćs" :D), czasem chęć ucieczki czy ulegnięcie pokusom, ale to poprzez istnienie wiary w Boga w naszym życiu możemy dalej trwać w naszym małżeństwie. Tak samo jest z przyjęciem dzieci. To dzięki świadomości obecności jak najbardziej realnego i wszechmocnego Boga - Ojca - mogę wierzyć i zawierzać się Jego Mądrości i Opatrzności. I to najbardziej wtedy, gdy po ludzku nie widzę możliwości przyjęcia dziecka, gdy nawet nie chcę tego zrobić a ono się pojawia.
Moja bliska znajoma miała niedawno sen, bardzo realistyczny, w którym szatan ciskał nią po całym kościele, rzucając na ściany, ławki itp., na oczach przerażonych ludzi, w tym współbraci ze wspólnoty, rodziny, a ona niezmiennie po takim upadku mówiła "Jezu ufam Tobie". I opowiadał mi, że we śnie było to prawdziwe zawierzenie i poczucie bezpieczeństwa, mimo zaistniałej sytuacji. Ostatnio, dowiedziała się, że spodziewa się dziecka... Siódmego dziecka! Dopiero teraz, po tym artykule zrozumiałam, co Pan Bóg chciał Jej powiedzieć, czy o co Ją zapytać - Czy Ty mi ufasz dziecko w każdej sytuacji? Czy wierzysz we Mnie?
http://info.wiara.pl/doc/857085.Edukacja-wazna-jak-lek
Po pierwsze: Pan Bóg pomaga we wszystkim. Nie jest niczym ograniczony.
Po drugie: przyklad klasówki jest beznadziejny. Brak analogii. Uczyć sie trzeba to fakt i resztę zostawić Bogu.
W przypadku małżeństwa trzeba wierzyć i robic swoje. A Pan Bóg da tyle dzieci ile będzie chciał.
Wiary! a nie kalkulacji, która od diabła pochodzi.
Ja jestem żywym przykładem na to że można być otwartym na życie wg swojego powołania. Przez katechezy zwiastowania 25 lat temu Ksiądz Kiernikowski pomógł abym się zrodził na nowo do drogi wiary. To był początek. Za tym poszła reszta. I napewno takich dzieci kiedyś Ksiądz dzisiaj Biskup Kiernikowski ma więcej.
Elka: link do tekstu znajduje się pod komentarzem. Może trzeba czytać, zanim się zacznie stawiać zarzuty?
Nie życzę Panu coby Pan spadl z piedestału ludzkiej samowystarczalności- bo to boli i to bardzo, i sporo czasu minie,zanim ośmieli się Pan wyciągnąc rękę o pomoc- nie mam na myśli opieki spolecznej ,która w znacznie niewystarczającym stopniu pokrywa koszty leczenia, rehabilitacji,wyżywienia i utrzymania PAnie redaktorze. Gdzie ewangeliczna troska o słabszych braci? Każdy sam powinien zabiegać o swe ludzkie sprawy? Nie zgadzam się- z racji tego ,iż Jezus nie do tego nas, swoich uczniów nawoływał
Przezabawne, że jak ktoś pisze "nie życzę Panu, żeby..." to odnoszę wrażenie, że właśnie tego, co wpisuje po przecinku życzy ze zdwojoną siłą. Bardzo ewangelicznie, oczywiście ;)
Sądzę,że pojechał po bandzie,zbytnio upraszczając sprawę i sprowadzając życie małżeńskie do duchowości neokatechumenatu.
Wiadomo,że nie ma prostego przełożenia:tyle dzieci,ile wiary,bo historie ludzkie są skomplikowane.Promocja wielodzietności za wszelką cenę bywa niesmaczna.
Uważam jednak,że coś z tej niefortunnej wypowiedzi da się pozytywnego wynieść.Bo nawet w tych kontrowersyjnych słowach jest ziarno prawdy:nie ma w nas,jako społeczeństwie wielkodusznej postawy wobec życia,nie ma otwarcia na dzieci,bo jesteśmy uwikłani w konsumpcjonizm.Uważamy,że trzeba Bóg wie jakiego majątku,by spłodzić dziecko.Nie,nie chodzi wcale o tych,co ledwo wiążą koniec z końcem,borykają się z problemami mieszkaniowymi czy brakiem wsparcia w rodzinie.Wymagać od nich większej płodności byłoby głupotą.Chodzi raczej o tych,których z powodzeniem stać byłoby na więcej dzieci lub choćby jedno dodatkowe,ale z własnej wygody rezygnują.
Chciałabym,by taki był sens wypowiedzi mojego biskupa,ale obawiam się,że tym razem nie to"poeta miał na myśli".Że jednak chodziło mu o tych,co to ledwo wiążą koniec z końcem,a kiedy nurt dokoła głęboki to oni powinni założyć baletki wiary i chodzić po wodzie...
jak mozna w ogole iloscia dzieci w rodzinie mierzyc wiare czlowieka???? jak mozna twierdzic, ze rodzice, ktorzy decyduja sie na posiadanie jednego lub dwojki dzieci sa gorszej kategorii - wiary - od tych, ktorzy posiadaja wiecej dzzieci??? to jest UPRZEDMIOTOWIENIE czlowieka!!!
A zupełnie poważnie: można nie chcieć mieć dzieci z egoizmu czy małoduszności. Ale nawet jeśli tak się nam z wierzchu wydaje, w rodzinie mogą istnieć powody bardzo ważne. Wcale niekoniecznie finansowe.
Dlatego proponowałabym docenić mądrość Kościoła, który wzywając do wielkoduszności rozstrzygnięcie zostawia sumieniu małżonków.
Bóg daje na dzieci. Zgoda. Widziałam w neokatechumenacie nie raz. Ale naprawdę nie o pieniądze tu chodzi przede wszystkim.
Jednego Dobry Bóg czyni wielkim tego świata, zdolnym do heroizmu, a drugiego - maluczkim, słabym (np. JA). Zwykle maluczkiego ci pierwsi maja za nic, czesto tych pierwszych duma rozpiera z powodu własnej wielkosci...
Panie Jezu, Ty nie złamiesz nadłamanej trzciny, Ty nie zgasisz wątłego knotka...
Dlaczego Twoi kapłani tak częst gaszą w nas ducha...i wiarę?
Natomiast oczywiście jest taka postawa, która uważa że katolik powinien mieć maksymalną ilość dzieci i w ogóle nic w tej kwestii nie planować a naturalne planowanie rodziny stosować tylko wtedy, gdy jest poważnie chory. Taką postawę prezentują np. niektóre wspólnoty neokatechumanatu, choć nie tylko. I jest ona oczywiście błędna. Mogę w tym miejscu polecić świeżo wydaną przez Wydawnictwo Światło-Życie książkę "Święty seks!" (http://www.wydawnictwo-oaza.pl/index.php?file=item&id_item=173), która ma cały rozdział bardzo precyzyjnie mierzący się z taką postawą i wykazujący jej niekatolickość (obok innych bardzo ciekawych kwestii, bo generalnie jest to świetna książka o współżyciu seksualnym).
Serdecznie wpółczuję wszelkich trudności życiowych. Rozumiem, że czasem pozostaje tylkko wiara i modlitwa. Ale nie o takich sytuacjach tu dyskutyjemy. Przeciwnie - jak nie mieć tych trudności na własne życzenie. Życie zawsze coś przyniesie nieoczekiwanego. Jednak za ten niewielki odcinek, na który mamy jakiś wpływ, my ponosimy odpowiedzialność.
"Rodzice chrześcijańscy powinni mieć tyle dzieci, ile mają w sobie wiary, a nie środków finansowych". Zadaniem Biskupa jest pobudzać wiernych do wiary. Otwarcie na życie przy wierności swojemu powołaniu, zaufanie Bogu, że jest dobrym ojcem i wszystko przewidzi jest czystą wiarą. Kiedyś Ksiądz Kiernikowski do takiej drogi wiary mnie wzywał. Dzissiaj widzę, że Biskup Kiernikowski jest wierny swojemu powołaniu i robi to cały czas. Robi to dobrze. Swiadczy o tym to jakim jest znakiem sprzeciwu.
Wierz Polaku.
"Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy"(1 Tes 4,11)
"Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli" (2 Tes 3,12)
Ostatecznie, to Bóg nam daje chleb, błogosławiąc naszej pracy i czyniąc ją owocną. Nasze wysiłki bez Boga byłyby niczym, jednak zaniechanie swojego udziału we współpracy z Bogiem jest złem. Bóg we wszystkim oczekuje wolnego współdziałania z człowiekiem, aktywności z jego strony, chce się z nami spotykać niejako "w połowie drogi" (choć to nie jest precyzyjne, bo Bóg wychodzi dużo dalej na spotkanie człowieka niż do połowy drogi). Jeśli człowiek nie wykona swojej części, odrzuca Boże dary i Boże błogosławieństwo.
Wyrwane z kontekstu stwierdzenie, że "im większa wiara, tym więcej dzieci" na pewno będzie budziło kontrowersje, ale nie mogę się zgodzić z Panem Drzymałą, że bp.Kiernikowski chiałaby mierzyć czyjąś wiarę ilością dzieci.
Pointa katechezy dotyczyła tego, że jedynym sposobem na zwiększenie liczby dzieci w wielu rodzinach chrześcijańskich jest rozbudzenie w nich żywej wiary w Jezusa Chrystusa, który żyje i troszczy się o swoich wyznawców. Dlatego ks. biskup mówił o zachęcaniu małżeństw do uczestnictwa w ruchach i wspólnotach Kościoła, wymieniając Domowy Kościół i Drogę Neokatechumenalną.
Z własnego doświadczenia mogę dodać, że w moim małżeństwie właśnie doświadczenie wiary w Boga, któremu nie jest obojętny nasz los, jest źródłem pragnienia zrodzenia większej liczby dzieci. (Na razie spodziewamy się trzeciego dziecka.)