• Elibiusz
    09.05.2011 14:11
    Nareszcie! Dokumenty Kościoła i sensowny tekst o związku wiary z rodzicielstwem. Ciężko słuchać bezmyślnego nawoływania do wielodzietności, szczególnie, gdy gra się na uczuciach religijnych.
  • Marcin
    09.05.2011 15:11
    W czasach darmowej opieki zdrowotnej, darmowej edukacji, wszystkiego pod dostatkiem Pana tekst przypomina raczej nieudolne usprawiedliwianie.. naszego ludzkiego egoizmu.. szkoda tylko, że wykorzystuje Pan do tego Ewangelię.

    Nie oszukujmy się i nie bądźmy cyniczni Panie Janku - nie chcemy mieć dzieci, bo chcemy mieć "święty" spokój, a nie być zobowiązanym do tego aby kochać kogoś i to przez całe życie (to My wolimy być kochani), poświęcać się (to My wolimy, aby się dla nas poświęcano)i służyć (to My wolimy, aby nam służono), a już na pewno nie chcemy wychowywać, bo się tego boimy.

    W zasadzie Pana tekst jest prawidłowy, jednak clou problemu tkwi w "ważnych przyczynach", których niestety Pan nie poruszył.
    A szkoda. Bo to tak jak zrobić rachunek sumienia i nie pójść do spowiedzi.
    Czekamy więc na drugą część!
    • Jan Drzymała
      09.05.2011 15:30
      Jakie są "ważne przyczyny"? Na to pytanie małżonkowie muszą odpowiedzieć sobie sami przed Bogiem. Jest wiele obiektywnych czynników, na podstawie których rodzice mogą powiedzieć: nie możemy sobie pozwolić na więcej dzieci. Nikt - również duchowny - nie może ich do niczego zmuszać. Mówienie komuś, że źle wierzy, bo ma za mało dzieci jest manipulacją i jest po prostu nie fair.
    • jo_tka
      09.05.2011 16:08
      jo_tka
      Panie Marcinie:

      wyrokować to Pan może wyłącznie o tym, dlaczego PAN nie chce mieć dzieci. Reszta wykracza poza ewangeliczne polecenie: nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.

      Rachunek sumienia proszę robić wyłącznie sobie.
    • anik
      09.05.2011 17:07
      A mnie ciekawi ile Pan ma już dzieci jeżeli to nie tajemnica :)
    • piotrp
      09.05.2011 17:41
      Marcinie drogi, rachunek sumienia człowiek powinien robić codziennie wieczorem, przed spaniem i nie jest mu potrzebna codzienna spowiedź, by nazajutrz móc chwalić Boga , lub upadać pod ciężarem grzechów. To jest jego wolny wybór, który dał mu Pan. Popieram komentarz Pana Redaktora i czekam na drugą część w twoim wydaniu o " ważnych przyczynach"!
      A nawiązując do słów Biskupa, że miarą mojej wiary jest ilość moich dzieci, nie sądzę aby pomogły one obrońcom życia.
  • Elka
    09.05.2011 19:06
    Jeśli ktoś chciałby sam zapoznać się z treścią komentowaną przez Pana Jana Drzymałę, proszę zajrzeć tu:
    http://www.podlasie24.pl/wiadomosci/diec.-siedlecka/parczew-diecezjalny-dzien-rodziny-pod-przewodnictwem-biskupa-siedleckiego-68a4.html

    Dobrą praktyką jest podawać namiary na tekst, który się krytykuje

    Moim zdaniem bp Kiernikowski zasadnie zwrócił uwagę na pewnie problem, który dominuje w myśleniu rodziców chrześcijańskich - strach i obawa o pieniądze, którymi człowiek kieruje się bardziej, niż powinien, podejmując m.in. decyzję o ilości dzieci - i każdy z nas winien się temu w swoim sumieniu przyjrzeć. A wiem, co piszę, bo rozmawiam z narzeczonymi, z małżeństwami i wiem, jak bardzo pieniądz rządzi naszym życiem, ile ufności w nim, a nie w Bogu pokładamy. A tak być nie powinno. I myślę, że właśnie na ten aspekt ks. bp zwrócił swoją uwagę w wygłoszonej katechezie.
    • Nymeria
      09.05.2011 20:59
      Można tę interpretację założyć, owszem, ale tylko jeśli się założy, że bikup użył gatunku literackiego zwanego hiperbolą.

      Podejmując decyzję o jakimkolwiek dziecku, nawet jednym, podejmujemy ryzyko - nigdy nie wiadomo czy nie stracimy pracy, nie ulegniemy ciężkiemu wypadkowi, nie stracimy współmałżonka. Ryzyko jest zawsze. Niektórzy są w stanie znieść niewielkie ryzyko, inni brawurowo podejmują ryzyko wielkie. I nikt nie ma prawa na podstawie tej zdolności do podejmowania ryzyka oceniać czyjejś wiary, bo to sprawa znacznie bardziej skomplikowana. A fakt, że do posiadania dużej ilości dzieci zachęcają często osoby żyjące w celibacie jest przy całej dobrej woli jednak dość dwuznaczny. Rozumiem zachęcanie, dodawanie odwagi, wskazywanie innej perspektywy. Ale nie przez takie niesprawiedliwe uproszczenia!
      • Mama
        10.05.2011 11:57
        A ja rozumiem księdza biskupa... Mam (mamy, bo z mężem) 5 dzieci (w wieku od niespełna 2 do 23 lat), z tego trójkę młodszych, takich "nieplanowanych". No może jeszcze trzecie było brane pd uwagę, ale co do następnych to niekoniecznie, bo już nie ten wiek, bo różne schorzenia (przede wszystkim z mojej strony), bo nie, bo zmęczenie, bo ew.brak pracy, bo ciągły brak pieniędzy, bo co ludzie powiedzą, bo ciemnogród - "nie, no macie studia pokończone a nie wiecie jak się zabezpieczyć?!", itd., itp.
        I tu jest ta kwestia wiary i zaufania Panu Bogu - wedle starego przysłowia - Dał Pan Bóg dzieci da i na dzieci!". Choć czasem kłócimy się z Nim, że i rodzicom coś mógłby dorzucić,... :D
        Od paru już lat, mimo, że oboje pracujemy doświadczamy tego, że jesteśmy w rękach Bożych, i tego, że często możemy jedynie zawołać: "Jezusie, Synu Dawida! Ulituj się nade mną!" i odpowiedź przychodzi. Nie jest to magia, nie jest to głupota, choć już św. Paweł napisał, że Chrystus (a przez to wiara w Niego) jest głupstwem dla ... pogan.
        Bo z tymi dziećmi i wiarą, to jest trochę tak jak np. z naszym (czy z innymi) małżeństwem. Czasem mamy siebie dość (jak najmłodsza córeczka mówi: "dotćs" :D), czasem chęć ucieczki czy ulegnięcie pokusom, ale to poprzez istnienie wiary w Boga w naszym życiu możemy dalej trwać w naszym małżeństwie. Tak samo jest z przyjęciem dzieci. To dzięki świadomości obecności jak najbardziej realnego i wszechmocnego Boga - Ojca - mogę wierzyć i zawierzać się Jego Mądrości i Opatrzności. I to najbardziej wtedy, gdy po ludzku nie widzę możliwości przyjęcia dziecka, gdy nawet nie chcę tego zrobić a ono się pojawia.
        Moja bliska znajoma miała niedawno sen, bardzo realistyczny, w którym szatan ciskał nią po całym kościele, rzucając na ściany, ławki itp., na oczach przerażonych ludzi, w tym współbraci ze wspólnoty, rodziny, a ona niezmiennie po takim upadku mówiła "Jezu ufam Tobie". I opowiadał mi, że we śnie było to prawdziwe zawierzenie i poczucie bezpieczeństwa, mimo zaistniałej sytuacji. Ostatnio, dowiedziała się, że spodziewa się dziecka... Siódmego dziecka! Dopiero teraz, po tym artykule zrozumiałam, co Pan Bóg chciał Jej powiedzieć, czy o co Ją zapytać - Czy Ty mi ufasz dziecko w każdej sytuacji? Czy wierzysz we Mnie?
  • BlankaA
    09.05.2011 19:08
    BlankaA
    Słucham??? Jakiej "darmowej opieki zdrowotnej"? Rozumiem, że autor tego komentarza ma dzieci, które najciężej w życiu chorowały na katar leczony syropem z cebuli, ale doprawdy leki w Polsce nie są darmowe. Jeśli dziecko jest chore na chorobę przewlekłą (chocby alergię&astmę, nie mówię o cięższych schorzeniach), to rocznie jest to koszt rzędu wyjazdu na wakacje. Albo intensywnego kursu języka obcego. Terminy do dermatologa na NFZ - kilkutygodniowe, wiec pozostaje leczenie prywatne, bo nie sa to rzeczy, które nieleczone cierpliwie poczekają.... Czasem dochodzi dieta. Pobyt w szpitalu rodzica z dzieckiem - opłaty...
    • BlankaA
      11.05.2011 22:03
      BlankaA
      Tu taka np. informacja o "darmowej" opiece zdrowotnej nad dziecmi chorymi na astmę: leki tzw. refundowane (które oczywiście tez są refundowane tylko częściowo i nie wszystkie...) będą drożec...

      http://info.wiara.pl/doc/857085.Edukacja-wazna-jak-lek

  • neon
    09.05.2011 19:22
    Nie zgadzam się z artykułem.
    Po pierwsze: Pan Bóg pomaga we wszystkim. Nie jest niczym ograniczony.
    Po drugie: przyklad klasówki jest beznadziejny. Brak analogii. Uczyć sie trzeba to fakt i resztę zostawić Bogu.
    W przypadku małżeństwa trzeba wierzyć i robic swoje. A Pan Bóg da tyle dzieci ile będzie chciał.

    Wiary! a nie kalkulacji, która od diabła pochodzi.
    • piotrp
      09.05.2011 20:41
      Neon zaświeć trochę jaśniej, bo twój komentarz stawia Pana Boga w niezręcznej sytuacji. Ponadto, oprócz wiary, która jest wyborem osobistym, jest jeszcze dar Ducha św. czyli rozum, a to niewiele ma wspólnego z szatańską kalkulacją. Zaś przeciwieństwem rozumu jak wiesz, jest głupota, którą trąca twój komentarz.
      • Neon
        10.05.2011 09:29
        Natomiast ja nie będę osądzał Ciebie. Pan Bóg mnie tego pozbawił. Odniosę się do tekstu. Tak więc uważam, i jestem tego świadkiem (czyli dla mnie to nie teoria), że dzieci rodzą się z wiary a nie z wyrachowania. Cóż, jak mamy mało wiary , tak i dzieci mało.
    • piotrp
      10.05.2011 16:45
      Neon spróbujmy ustalic fakty. A te są nastepujące. Dzieci się rodzą, bo tata z mamą tak postanowili. Nie będę ciągnął dalej tego wątku, bo wiesz dokładnie jak to przebiega. Zresztą w komentarzu określiłeś, że należy robić swoje. Chcieli to mają to dziecko, czy dzieci. Teraz na ile pomogła im w tym ich wiara, czy wzajemna miłość / raczej to /, już chyba nie nam rozstrzygać, ba nawet zastanawić sie nad tym nie powinniśmy. Nie sądzę, aby zachodziła tu zależność matematyczna, że ilość dzieci w małżeństwie jest wprost proporcjonalna do wielkości ich wiary. Neon, zastanów się, czy w ogóle jest to temat do publicznej dyskusji.
      • oleander
        11.05.2011 11:40
        Dokładnie. Jak człowiek nie zadziała, Pan Bóg dzieci nie da, nie działa na siłę. Więc nie ma co przenosić na Boga CAŁEJ odpowiedzialności za liczbę dzieci. Ewidentnie wielu woli zwolnić się od myślenia i odpowiedzialności pod przykrywką koślawo rozumianej wiary.
  • Kostek
    09.05.2011 20:02
    Otwarcie na życie. Zaufanie Bogu, że on wszystko przewidzi jest wiarą.
    • Kostka
      10.05.2011 08:21
      To teraz uzasadnij mi celibat, skoro miarą zufania Bogu jest otwarcie się na życie, to celibat jako zamkniecie się na przekazywanie zycia nie podwaza tej wielce uproszczonej "miarki"?
      • Kostek
        11.05.2011 15:19
        Przepraszam z powtórkę, ale to jest moja odpowiidź:
        Ja jestem żywym przykładem na to że można być otwartym na życie wg swojego powołania. Przez katechezy zwiastowania 25 lat temu Ksiądz Kiernikowski pomógł abym się zrodził na nowo do drogi wiary. To był początek. Za tym poszła reszta. I napewno takich dzieci kiedyś Ksiądz dzisiaj Biskup Kiernikowski ma więcej.
  • jo_tka
    09.05.2011 20:04
    jo_tka
    Neon: roztropność jest cnotą. Kardynalną. Jako taka NIE POCHODZI od diabła. A o ważności przyczyn decydują małżonkowie w swoim sumieniu. Nie ktoś inny.

    Elka: link do tekstu znajduje się pod komentarzem. Może trzeba czytać, zanim się zacznie stawiać zarzuty?
  • mama
    09.05.2011 20:28
    „Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. (14)Lecz On mu odpowiedział: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?”. Dla mnie ten fragmencik jest właśnie o tym, że o nasze ludzkie sprawy mamy załatwiać sami, opierając się oczywiście na nauce Chrystusa i Kościoła.
    Nie życzę Panu coby Pan spadl z piedestału ludzkiej samowystarczalności- bo to boli i to bardzo, i sporo czasu minie,zanim ośmieli się Pan wyciągnąc rękę o pomoc- nie mam na myśli opieki spolecznej ,która w znacznie niewystarczającym stopniu pokrywa koszty leczenia, rehabilitacji,wyżywienia i utrzymania PAnie redaktorze. Gdzie ewangeliczna troska o słabszych braci? Każdy sam powinien zabiegać o swe ludzkie sprawy? Nie zgadzam się- z racji tego ,iż Jezus nie do tego nas, swoich uczniów nawoływał
    • Neon
      10.05.2011 09:32
      Zgadzam sie! Mamy się martwic o królestwo niebieskie a wszystko inne będzie nam dane..
    • Nymeria
      10.05.2011 16:21
      A czy ewangelicznie jest płodzić dzieci oczekując, że ktoś inny się o nie zatroszczy? Czy to oznacza wiara i zaufanie Bogu? Należy odróżnić odpowiedzialność od bufonady i ufność od postawy roszczeniowej.

      Przezabawne, że jak ktoś pisze "nie życzę Panu, żeby..." to odnoszę wrażenie, że właśnie tego, co wpisuje po przecinku życzy ze zdwojoną siłą. Bardzo ewangelicznie, oczywiście ;)
      • mama
        11.05.2011 14:02
        Widocznie Nymerii niczego nie brak- Niebo na ziemi- Pisałam na temat własnych doświadczeń, przeżyć- i skoro piszę ,że nie życzę to oznacza, że nie życzę tego,czego doswiadczaliśmy i doświadczamy nadal- czytaj proszę ze zrozumieniem
      • Kostek
        11.05.2011 18:07
        Wobec Pan Boga wszyscy mamy postawę roszczeniową, ale i tak możemy na niego liczyć. Nikt przecież nie mówi o postawie roszczeniowej wobec innych ludzi, ale i tak dzieci z rodzin wielodzietnych będą miały póżniej swój większy udział w systemie emerytalnym państwa i ekonomi całego społeczeństwa.
  • Sylwia
    09.05.2011 20:51
    Tak się zastanawiam co też miał na myśli mój biskup wypowiadając te słowa...
    Sądzę,że pojechał po bandzie,zbytnio upraszczając sprawę i sprowadzając życie małżeńskie do duchowości neokatechumenatu.
    Wiadomo,że nie ma prostego przełożenia:tyle dzieci,ile wiary,bo historie ludzkie są skomplikowane.Promocja wielodzietności za wszelką cenę bywa niesmaczna.

    Uważam jednak,że coś z tej niefortunnej wypowiedzi da się pozytywnego wynieść.Bo nawet w tych kontrowersyjnych słowach jest ziarno prawdy:nie ma w nas,jako społeczeństwie wielkodusznej postawy wobec życia,nie ma otwarcia na dzieci,bo jesteśmy uwikłani w konsumpcjonizm.Uważamy,że trzeba Bóg wie jakiego majątku,by spłodzić dziecko.Nie,nie chodzi wcale o tych,co ledwo wiążą koniec z końcem,borykają się z problemami mieszkaniowymi czy brakiem wsparcia w rodzinie.Wymagać od nich większej płodności byłoby głupotą.Chodzi raczej o tych,których z powodzeniem stać byłoby na więcej dzieci lub choćby jedno dodatkowe,ale z własnej wygody rezygnują.
    Chciałabym,by taki był sens wypowiedzi mojego biskupa,ale obawiam się,że tym razem nie to"poeta miał na myśli".Że jednak chodziło mu o tych,co to ledwo wiążą koniec z końcem,a kiedy nurt dokoła głęboki to oni powinni założyć baletki wiary i chodzić po wodzie...

    • BlankaA
      10.05.2011 08:59
      BlankaA
      Poza tym to jest taktyka dośc ryzykowna - to uznawanie, ze wielodzietnośc jest obowiązkiem każdego katolika. No bo jeśli tak, to nie ma za co podziwiac tych rodzin z siódemką czy dziesiątką dzieci - to przecież najzwyklejsza norma jest...
  • Agata
    09.05.2011 21:26
    zgadzam sie z autorem artykulu w 100%
    jak mozna w ogole iloscia dzieci w rodzinie mierzyc wiare czlowieka???? jak mozna twierdzic, ze rodzice, ktorzy decyduja sie na posiadanie jednego lub dwojki dzieci sa gorszej kategorii - wiary - od tych, ktorzy posiadaja wiecej dzzieci??? to jest UPRZEDMIOTOWIENIE czlowieka!!!
  • jo_tka
    10.05.2011 07:09
    jo_tka
    Tym, którzy uważają że liczba dzieci = wiara polecam przykład ateisty (a właściwie satanisty) który życzy sobie spłodzić co najmniej piątkę dzieci. Nie wiem, z jakich motywów, ale zapewne nie zawierzenia Bogu...

    A zupełnie poważnie: można nie chcieć mieć dzieci z egoizmu czy małoduszności. Ale nawet jeśli tak się nam z wierzchu wydaje, w rodzinie mogą istnieć powody bardzo ważne. Wcale niekoniecznie finansowe.

    Dlatego proponowałabym docenić mądrość Kościoła, który wzywając do wielkoduszności rozstrzygnięcie zostawia sumieniu małżonków.

    Bóg daje na dzieci. Zgoda. Widziałam w neokatechumenacie nie raz. Ale naprawdę nie o pieniądze tu chodzi przede wszystkim.

    • JA
      10.05.2011 08:06
      ok, tylko wzywając do wielkoduszności kościół równocześnie podaje definicje osoby "niewielkodusznej": egoista, materialista, małej wiary itp. A to zwykłe oczernianie. To tak jakby chwalić profesora, a człowieka po zasadniczej szkole mieć w pogardzie, to tak jakby oficera poważać, a szeregowego wogóle nie zauważać, to tak jakby kardynała nazywać eminencją, a wikaremu mówić: zwykły ksiądz... Wszystkim tym "drugim" mozna przecież zarzucić: tylko na tyle cię stac, leniwcze i minimalisto?
      Jednego Dobry Bóg czyni wielkim tego świata, zdolnym do heroizmu, a drugiego - maluczkim, słabym (np. JA). Zwykle maluczkiego ci pierwsi maja za nic, czesto tych pierwszych duma rozpiera z powodu własnej wielkosci...
      Panie Jezu, Ty nie złamiesz nadłamanej trzciny, Ty nie zgasisz wątłego knotka...
      Dlaczego Twoi kapłani tak częst gaszą w nas ducha...i wiarę?
  • Krzysztof Jankowiak
    10.05.2011 09:57
    Biskupa bym się akurat tak bardzo nie czepiał - w każdym razie na podstawie tego streszczenia. W moim odczuciu powiedział to, że powinniśmy kierować się bardziej wiarą niż kalkulacją. Co jest słuszne.
    Natomiast oczywiście jest taka postawa, która uważa że katolik powinien mieć maksymalną ilość dzieci i w ogóle nic w tej kwestii nie planować a naturalne planowanie rodziny stosować tylko wtedy, gdy jest poważnie chory. Taką postawę prezentują np. niektóre wspólnoty neokatechumanatu, choć nie tylko. I jest ona oczywiście błędna. Mogę w tym miejscu polecić świeżo wydaną przez Wydawnictwo Światło-Życie książkę "Święty seks!" (http://www.wydawnictwo-oaza.pl/index.php?file=item&id_item=173), która ma cały rozdział bardzo precyzyjnie mierzący się z taką postawą i wykazujący jej niekatolickość (obok innych bardzo ciekawych kwestii, bo generalnie jest to świetna książka o współżyciu seksualnym).
  • Nymeria
    10.05.2011 17:57
    A całkiem na marginesie tej dyskusji: jak często zdarza się usłyszeć z ambony (mnie niezwykle rzadko) zachętę do wielkodusznej miłości dzieci już narodzonych, a czekających na adopcję? Troska o już narodzonych kończy się na oknach życia i sierocińcach, niestety.
    • mama
      11.05.2011 08:10
      Troska kończy się na obserwacji,komentowaniu przeplatanym krótką modlitwą (bo skoro rodzina wymaga pomocy to modlitwa wystarczy) zmagań rodziców z niepełnosprawnością,chorobą swych dzieci- na tym właśnie się kończy owa troska.
      • Nymeria
        11.05.2011 16:04
        Warto najpierw do siebie zastosować pomysł czytania ze zrozumieniem, bo ta odpowiedź nijak się ma do mojego komentarza. Ja piszę o nawołujących do wielodzietności z ambony - dość ryzykownie w tym miejscu pisać o ich trosce o własne niepełnosprawne i chore dzieci...
        Serdecznie wpółczuję wszelkich trudności życiowych. Rozumiem, że czasem pozostaje tylkko wiara i modlitwa. Ale nie o takich sytuacjach tu dyskutyjemy. Przeciwnie - jak nie mieć tych trudności na własne życzenie. Życie zawsze coś przyniesie nieoczekiwanego. Jednak za ten niewielki odcinek, na który mamy jakiś wpływ, my ponosimy odpowiedzialność.
  • Kostek
    10.05.2011 19:49
    Rozumiem że artykuł jest sprzeciwem na słowa Biskupa Zbigniewa Kiernkowskieg:
    "Rodzice chrześcijańscy powinni mieć tyle dzieci, ile mają w sobie wiary, a nie środków finansowych". Zadaniem Biskupa jest pobudzać wiernych do wiary. Otwarcie na życie przy wierności swojemu powołaniu, zaufanie Bogu, że jest dobrym ojcem i wszystko przewidzi jest czystą wiarą. Kiedyś Ksiądz Kiernikowski do takiej drogi wiary mnie wzywał. Dzissiaj widzę, że Biskup Kiernikowski jest wierny swojemu powołaniu i robi to cały czas. Robi to dobrze. Swiadczy o tym to jakim jest znakiem sprzeciwu.
    • BlankaA
      10.05.2011 21:39
      BlankaA
      Ha, moja wiara zasadza się raczej na tym, że Chrystus wybawił mnie od grzechu i śmierci wiecznej, a nie na tym, że wybawi mnie (oraz osoby, za które ja jako rodzic jestem odpowiedzialna) od trosk materialnych...
    • Kostek
      11.05.2011 12:03
      Ja jestem żywym przykładem na to że można być otwartym na życie wg swojego powołania. Przez katechezy zwiastowania 25 lat temu Ksiądz Kiernikowski pomógł abym się zrodził na nowo do drogi wiary. To był początek. Za tym poszła reszta. I takich napewno jest więcej.
    • Kostek
      11.05.2011 14:46
      Podoba mi się że Biskup Zbigniew Kiernikowski wzywa do wiary na łamach portalu wiara.pl.
  • Tephilin
    10.05.2011 23:38
    Tephilin
    Dziękuję Panie Redaktorze za ten sensowny komentarz. Aż się prosiło, żeby podjąć ten temat. Fajnie by było, żeby bp. Kiernikowski przeczytał ten artykuł i komentarze pod nim...
  • korniszon
    12.05.2011 09:04
    Świetny komentarz - tego właśnie było trzeba!
  • Camel
    12.05.2011 21:38
    Niepokoi mnie takie podejście - że o ziemskie sprawy mamy zatroszczyć się sami... Bo Bóg się nimi nie interesuje?!? Takie ... deistyczne podejście
    • Nymeria
      13.05.2011 10:28
      Gdy niektórzy z Tesaloniczan dowiedziawszy się o tym, że Jezus przyjdzie powtórnie przy końcu czasów, uznali, że nie należy troszczyć się o ziemskie sprawy, bo skoro Jezus zaraz przyjdzie wszystko to nie będzie miało znaczenia. Św. Paweł ich nie głaszcze po główkach, lecz dyscyplinuje. Każe im się "wziąć do roboty", aby nie stawali się ciężarem dla innych. Nie powiedział "odpuście sobie własne starania, a Pan Bóg z nieba Wam mannę ześle". Nie, powiedział natomiast:

      "Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy"(1 Tes 4,11)
      "Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli" (2 Tes 3,12)

      Ostatecznie, to Bóg nam daje chleb, błogosławiąc naszej pracy i czyniąc ją owocną. Nasze wysiłki bez Boga byłyby niczym, jednak zaniechanie swojego udziału we współpracy z Bogiem jest złem. Bóg we wszystkim oczekuje wolnego współdziałania z człowiekiem, aktywności z jego strony, chce się z nami spotykać niejako "w połowie drogi" (choć to nie jest precyzyjne, bo Bóg wychodzi dużo dalej na spotkanie człowieka niż do połowy drogi). Jeśli człowiek nie wykona swojej części, odrzuca Boże dary i Boże błogosławieństwo.
  • Ewa_Maria
    16.05.2011 20:43
    Zadałam sobie trochę trudu i posłuchałam całej katechezy księdza biskupa Kiernikowskiego, do której odnosi się ten komentarz. Największym problemem było dla mnie uchwycenie myśli przewodniej i poskładanie w całość dość luźnych i ogólnych uwag ks. biskupa dotyczących kondycji współczesnej rodziny.

    Wyrwane z kontekstu stwierdzenie, że "im większa wiara, tym więcej dzieci" na pewno będzie budziło kontrowersje, ale nie mogę się zgodzić z Panem Drzymałą, że bp.Kiernikowski chiałaby mierzyć czyjąś wiarę ilością dzieci.

    Pointa katechezy dotyczyła tego, że jedynym sposobem na zwiększenie liczby dzieci w wielu rodzinach chrześcijańskich jest rozbudzenie w nich żywej wiary w Jezusa Chrystusa, który żyje i troszczy się o swoich wyznawców. Dlatego ks. biskup mówił o zachęcaniu małżeństw do uczestnictwa w ruchach i wspólnotach Kościoła, wymieniając Domowy Kościół i Drogę Neokatechumenalną.

    Z własnego doświadczenia mogę dodać, że w moim małżeństwie właśnie doświadczenie wiary w Boga, któremu nie jest obojętny nasz los, jest źródłem pragnienia zrodzenia większej liczby dzieci. (Na razie spodziewamy się trzeciego dziecka.)
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11