Witaj szkoło

Andrzej Macura

publikacja 03.09.2021 13:44

Nie, nie boję się tych słów. Nauczyciel przez wszystkie lata swojej pracy poddawany jest permanentnemu mobbingowi.

Ciągnie wilka do lasu, a dawnego belfra do szkoły. A że wśród moich znajomych nauczycieli nie brakuje, chętnie słucham o różnych szkolnych perypetiach czy perturbacjach. Tak, starzeję się. Dlatego też coraz częściej słucham nauczycieli wiekiem bardziej zaawansowanych. I z niepokojem, już od lat zresztą,  obserwuję coś, co wydaje się być wspólne dla zdecydowanej większości z nich: chcieliby jak najszybciej ze szkołą się pożegnać. Z wytęsknieniem wypatrują emerytury. Słucham i... nie dziwię się. Rozumiem.

Sam miewałem nauczycieli wiekiem zaawansowanych, którzy w szkole czuli się jak ryba w wodzie. Całkiem dobrze sobie radzili. „Nauczyciele z powołania” mówiono o nich. Dziś już takich nie ma? Nie wiem, może są. Zdaję sobie jednak sprawę, że to inne czasy. I nie chodzi o to nawet, że dzieci inne. Inne przede wszystkim jest podejście do nauczycieli. Specjalistów od programów, urzędników oświatowych, rodziców – wszystkich. Nauczyciel, zgodnie z koncepcjami, które lansowano przy okazji wdrażania różnych reform, z mistrza miał stawać się rzemieślnikiem od realizacji odgórnych programów i wytycznych. Z wirtuoza – kupcem, który ma umiejętnie wcisnąć swój towar wiecznie grymaszącym na jakość i niezadowolonym z ceny (w tym wypadku to wysiłek,  jaki towarzyszyć musi zdobywaniu wiedzy). Tak powoli stawał się nikim. Śmieciem który musi drżeć przed zawsze lepiej wiedzącymi rodzicami i którego z góry potraktować może każdy oświatowy urzędnik. Kombinatorem, który dla zdyscyplinowania zobowiązany jest dostarczać coraz większe stosy papierków dokumentujących jego pracę. A nade wszystko nieudacznikiem, który nie potrafi wprowadzić w życie nierealnych pomysłów światłych naukowców zza biurek. Tak traktuje nauczycieli „dorosłe” społeczeństwo. Dziwić się, że podobnie traktują i dzieci? Przecież widzą i słyszą...

Tak naprawdę – nie, nie boję się tych słów – nauczyciel przez wszystkie lata swojej pracy poddawany jest nieustającemu mobbingowi. Nie dziwię się, że sporo z nich ma trudności z dociągnięciem w tej pracy do emerytury. Nakładająca się na zwykłą pracę nieustająca konieczność walki z przeróżnymi wiatrakami robi swoje.

Dlatego ucieszyłem się, gdy rok temu minister Czarnek zauważył potrzebę wzmacniania etosu nauczycieli. Choć sceptyczny byłem, gdy chodziło o konkrety (ach to akcentowanie potrzeby nadzoru). Jeszce bardziej, gdy w tym roku podpisał  rozporządzenie dotyczące odbiurokratyzowania pracy nauczycieli. To na pewno krok w dobrym kierunku. Sporo jednak pozostanie jeszcze do zrobienia. I obawiam się, że ostatecznie, jak zwykle, niewiele z tego wszystkiego wyjdzie.

To tak ważne, byśmy mieli dobrych, mądrych i oddanych swojej pracy nauczycieli. Takich, którzy będą mieli siły i czas, by autentycznie spotykać się ze swoimi uczniami, a nie tylko karmić smoka oświatowej biurokracji. To kosztuje. Nie tylko pieniądze, ale i potrzebę ograniczania się w publicznej krytyce i stawianiu (nierealnych) wymagań. No ale...

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..